Naukowcy z Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa podczas wyprawy pod Lwów chcą odkryć prawdę o nieludzkiej zbrodni Wehrmachtu z września 1939 roku. „Po zamknięciu wrót Niemcy oblali stodołę naftą, a następnie podpalili za pomocą ręcznych granatów. Niemal wszyscy jeńcy spłonęli żywcem, uciekających ostrzelano z karabinów maszynowych” – wspominał świadek wydarzenia.
– Planujemy prace na cmentarzu w Hołosku koło Lwowa. Z badań sondażowych wynika, że mogą się tam znajdować szczątki ok. 150 żołnierzy. Chcemy też odnaleźć miejsce, gdzie zostały złożone szczątki żołnierzy zamordowanych przez Wehrmacht w miejscowości Urycz koło Drohobycza. Zostali spaleni w stodole – mówi „Rzeczpospolitej” Maciej Dancewicz, naczelnik wydziału zagranicznego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.
Wesprzyj nas już teraz!
Z relacji dwóch ocalałych żołnierzy Jana Marka i Antoniego Dobija wynika, że około 20 września 1939 r. nad Sanem koło Przemyśla Niemcy rozbili batalion 4. Pułku Strzelców Podhalańskich. Do niemieckiej niewoli trafiło ponad stu jeńców, których popędzono w kierunku Drohobycza. 22 września konwojenci zarządzili postój we wsi Urycz. Tam dokonali selekcji. Od grupy oddzielili tych, którzy uważali się za Ukraińców lub Ślązaków.
„Resztę, w liczbie około 100 jeńców, niemieccy konwojenci umieścili w stodole, gdzie, jak im powiedziano, mieli przenocować. Po zamknięciu wrót Niemcy oblali stodołę naftą, a następnie podpalili za pomocą ręcznych granatów. Niemal wszyscy jeńcy spłonęli żywcem, uciekających ostrzelano z karabinów maszynowych” – opisywał w liście do konsulatu we Lwowie przebieg tych wydarzeń Jan Rybotycki, miejscowy historyk. Zbrodnię przeżyło trzech żołnierzy, których sołtys urycki przywiózł na furmance do pobliskiej Schodnicy. Ostatecznie przeżyło tylko dwóch – jeden zmarł w wyniku odniesionych ran.
Historycy dotychczas nie ustalili który oddział niemieckiej armii dokonał tej zbrodni. Według relacji świadków Niemcom w masakrze pomogli ukraińscy nacjonaliści. Miejsce pogrzebania żołnierzy znajduje się na miejscowych cmentarzu naprzeciwko cerkwi.
Źródło: „Rzeczpospolita”
KRaj