W minioną sobotę tysiące przeciwników wenezuelskiego prezydenta Nicolasa Maduro wyszło na ulice, aby wyrazić oburzenie z powodu pogłębiającego się kryzysu gospodarczego i zapędów dyktatorskich prezydenta.
Protesty, które odbyły się w całym kraju zostały zainicjowane przez lidera opozycji, Henrique Caprilesa, który przegrał niewielką różnicą głosów w kwietniowych wyborach. W tym niezwykle spolaryzowanym kraju, opozycja próbuje – mimo braku dostępu do mediów – zmobilizować społeczeństwo, by zagłosowało na jej przedstawicieli w zbliżających się wyborach samorządowych.
Wesprzyj nas już teraz!
Opozycjoniści zarzucają obecnemu prezydentowi i jego ekipie, a także poprzednikom doprowadzenie kraju do poważnego kryzysu. Polityka rozdawnictwa prezentów – w zamian za poparcie wyborcze – korupcja i nacjonalizacja przyniosły powszechny niedobór podstawowych dóbr, takich jak papier toaletowy i mleko. W kraju szaleje 54- proc. inflacja.
Capriles przestrzegł, że jeśli ludzie Maduro zostaną poparci 8 grudnia, chaos się pogłębi. Prezydent wezwał natomiast do zignorowania opozycji. Dwa tygodnie wcześniej rozkazał żołnierzom przejąć kilka sieci handlowych i obniżyć drastycznie ceny lodówek, telewizorów oraz innych urządzeń. Przed sklepami ustawiły się długie kolejki łowców „okazji”.
Maduro zapowiedział także, że zamierza skorzystać z nadzwyczajnych uprawnień, które przyznał mu Kongres w ub. tygodniu w celu nękania przedsiębiorców, których oskarża o wykorzystywanie konsumentów i sabotowanie krajów Ameryki Południowej.
W piątek wieczorem prezydent Wenezueli ogłosił, że nakazał aresztować dwóch członków opozycji za „spiskowanie” i szykowanie protestów.
Źródło: Newsmax.com, AS.