Izba Gmin wezwała Davida Camerona, by był bardziej radykalny w negocjacjach w sprawie budżetu UE na lata 2014-20. A to może oznaczać, że Polska dostanie z unijnej kasy znacznie mniej pieniędzy. Ma to szczególne znaczenie w okresie, w którym decyduje się kształt budżetu wspólnoty, a z polskiej strony dochodzą coraz bardziej zdecydowane żądania lub oczekiwania wobec wysokości dotacji z UE.
Tymczasem konserwatywny premier Wielkiej Brytanii już kilka tygodni temu zapowiedział, że zawetuje szczyt budżetowy 22-23 listopada, jeśli wypracowany na nim kompromis nie będzie oznaczał zamrożenia unijnych wydatków na lata 2014-20. Okazało się jednak, że musi zaostrzyć swoje stanowisko.
Wesprzyj nas już teraz!
W ubiegłą środę w Izbie Gmin stosunkiem głosów 307 do 294 przeszedł bowiem projekt poprawki wzywający rząd, aby na budżetowym szczycie domagał się realnych cięć w unijnym budżecie, a nie tylko zamrożenia wydatków. Inspirator buntu i autor poprawki, konserwatywny poseł Mark Reckless, tłumaczył, że „wyborcom trudno jest zrozumieć, dlaczego w okresie cięć świadczeń socjalnych i usług publicznych w brytyjskim budżecie Bruksela ma dostać w prezencie podwyżkę budżetu”.
Według Recklessa zamrożenie budżetu Unii, o które walczy Cameron, oznaczać będzie podwyżkę brytyjskiego wkładu do wspólnej kasy z 9,2 mld funtów w 2011 r. do 13,6 mld w 2020 r. Gdyby przeszła korzystniejsza dla Polski propozycja budżetowa Komisji Europejskiej, brytyjska składka wzrosłaby przez siedem lat aż o 10 mld funtów. Na to rzecz jasna nie ma co liczyć. W tym także kontekście pohukiwania o „70 miliardach”, które mielibyśmy otrzymać, mogą mieć co najwyżej znaczenie symboliczne.
O ile zmniejszenia propozycji Komisji domaga się kilku innych płatników netto, w tym Niemcy, Holandia i Finlandia, to nikt nie poprze tak radykalnych cięć, do których wzywa szefa brytyjskiego rządu Izba Gmin (chodzi nawet o 150-200 mld euro mniej od propozycji Komisji). Jeśli Cameron zechce postawić wszystko na jedną kartę, będzie musiał zerwać unijny szczyt sam.
Brytyjski premier nie boi się jednak weta. Już raz, przed rokiem, zawetował ustalenia szczytu w sprawie zmian w unijnym traktacie, co skończyło się przyjęciem międzyrządowego paktu fiskalnego. Tym razem weta Camerona nie da się ominąć.
Piotr Toboła