Od ubiegłego piątku w środkach komunikacji publicznej w Białymstoku wszyscy bez wyjątku podróżni posiadający kartę miejską z zakodowanym na niej biletem mają obowiązek logować ją do systemu, czyli zbliżać do kasownika… przy każdym wsiadaniu do pojazdu. Nie zrobienie tego grozi karą w wysokości 10 złotych.
Obowiązek „klikania” kartą za każdym razem, a nie na przykład tylko raz w miesiącu, by zalogować bilet miesięczny, spotkał się z protestami. W marcu radni, głosami mającej większość w stolicy Podlasia Platformy Obywatelskiej, projekt odrzucili. Przesunięto jednak do 1 czerwca, czyli właśnie do ubiegłego piątku termin, od którego można być za to ukaranym. Nie pomogło zebranie ponad 6 tysięcy podpisów pod obywatelskim projektem uchwały, by jednak nie zbliżać kart do kasowników przy każdym wejściu do autobusu.
Wesprzyj nas już teraz!
Od 1 czerwca zatem, każdy posiadacz karty miejskiej, niezależnie czy imiennej, czy na okaziciela, musi więc każdorazowo „klikać” przy wejściu do autobusu i tym samym, w pierwszym przypadku, przekazywać informację o tym, gdzie i o której się w danym dniu znajdował. Jeśli tego nie zrobi, złapany przez kontrolera, będzie musiał zapłacić karę w wysokości 10 złotych, pomimo oczywistego faktu, że ma ważny bilet. Jeśli odmówi uiszczenia jej na miejscu, to im później ją zapłaci, tym kara będzie wyższa, aż do 200 zł mandatu, jeśli nie zapłaci go w ciągu miesiąca. Władzom widać bardzo zależy na tym, by wiedzieć, gdzie są i dokąd jadą obywatele.
Bogusław Prokop, dyrektor Białostockiej Komunikacji Miejskiej, powiedział, że „klikanie” pozwoli skuteczniej kontrolować gapowiczów. Jego zdaniem, będzie to też tzw. kontrola społeczna, bo od razu będzie widać, kto nie posiada biletu. Zupełnie jak kiedyś w Moskwie – tam akcja wymierzona w „bezbilietników” była również oczkiem w głowie władz. Oficjalnie w Białymstoku głównym celem zmiany w przepisach ma być rzecz jasna zbieranie danych np. o tym, w jakich godzinach i na których liniach jest największy ruch, tak, aby można było korygować rozkład jazdy pod tym kątem – widać jest to jedyna metoda, która pozwala według decydentów to stwierdzić.
Warto dodać, że podobne rozwiązanie próbowano przy okazji wprowadzenia kart miejskich wprowadzić w Warszawie, ale również pod wpływem protestów zostało ono (chwilowo?) zarzucone. Chyba, że w planach jest powrót lub przybycie Wielkiego Brata do wszystkich autobusów i tramwajów w naszym kraju, tak, aby odpowiednie komórki dokładnie znały miejsce pobytu i cel podróży wszystkich mieszkańców, a Białystok jest swego rodzaju „poligonem”. Ciekawe, kiedy przyjdzie czas na obowiązkowe kasowanie kart przejazdu w prywatnych samochodach? Taka dowolność w obieraniu miejsca pobytu na pewno przecież kogo trzeba uwiera.
Piotr Toboła