Wenezuelscy studenci w Caracas w Wielki Tydzień zorganizowali drogę krzyżową podczas której modlili się o upadek socjalizmu. Maszerowali po kampusie boso, zatrzymując się przy prowizorycznie zrobionych stacjach, symbolizujących niszczące kraj „bolączki socjalistyczne”.
Nie tylko zresztą studenci, ale także Kościół w Wenezueli coraz śmielej krytykuje rząd Nicolasa Maduro, następcy Hugo Chaveza. Na konferencji prasowej, zorganizowanej na początku tego miesiąca, przewodniczący episkopatu Wenezueli ks. Diego Padron potępił rząd za represje i nękanie sądowe studentów. Duchowny apelował, by rządzący „nie kryminalizowali protestów” i wezwał do zaprzestania realizacji gospodarczego „Planu Narodowego”, który zamiast obiecanego skoku gospodarczego doprowadził do racjonowania żywności i innych towarów.
Wesprzyj nas już teraz!
Demonstracje o charakterze religijnym, według wenezuelskich mediów, są obecnie najnowszą taktyką opozycji, prowadzącej od kilku miesięcy antyrządową kampanię.
Kilka dni temu umiarkowany odłam opozycji rozpoczął rozmowy z prezydentem Maduro i innymi przedstawicielami rządu w sprawie możliwości zażegnania kryzysu. W rozmowach pośredniczyli m.in. wysłannik Watykanu i niektórzy ministrowie spraw zagranicznych z krajów Ameryki Południowej. Mimo, że obie strony zgodziły się utworzyć „komisję prawdy” w celu przeanalizowania ostatnich wydarzeń, rząd nie spieszy się z uwolnieniem dysydentów.
Studenci, a także bardziej radykalne skrzydło opozycji, kontynuują protesty. Przedstawiciele radykałów: Leopoldo Lopez i parlamentarzystka Maria Corina Machado zapowiedzieli, że nie przystąpią do rozmów z rządem dopóki Maduro nie uwolni wszystkich swoich przeciwników. – To nie jest dialog. Nie dano nam nic w zamian. Rząd nie dał niczego – twierdzi opozycjonistka Carolina Fernandez.
Masowe demonstracje w Wenezueli zaczęły się na początku lutego br. Protestowano wówczas przeciwko szerzącej się w kraju przemocy, gwałtownie rosnącej inflacji i braku podstawowych towarów: od mleka po akumulatory samochodowe. Z każdym tygodniem protesty przybierały na sile. Domagano się ustąpienia prezydenta Nicolasa Maduro.
Wspierany przez armię prezydent twierdzi jednak, że protesty to wynik działania rządu Stanów Zjednoczonych i międzynarodowych mediów, które dążą do jego obalenia, podobnie jak miało to miejsce w 2002 r. w przypadku jego poprzednika – Hugo Chaveza.
W wyniku starć z siłami rządowymi zginęło ponad 60 osób. Rannych zostało ponad 650 demonstrantów. 2 tys. osób aresztowano. Ponad 100 opozycjonistom wymierzono surowe wyroki więzienia.
Źródło: breitbart.com, infobae.com, AS.