Świat LGBT zachwyca się faktem, że największe korporacje świata, prezentując swoje loga w tęczowych barwach i uczestnicząc w paradach równości wspierają „prześladowane mniejszości seksualne”. Poparcie to ma jednak charakter wyłącznie biznesowy, a idee za nim stojące są równie trwałe co banknot w praniu.
Przez ostatni miesiąc mogliśmy obserwować jak w świętowanie „miesiąca dumy” włączają się największe korporacje świata. Loga najpopularniejszych marek zostały obleczone w tęczowe barwy, a kolejne koncerny licytowały się na to kto sponsorował większą ilości parad lub kto wprowadził w swojej firmie bardziej inkluzywną politykę.
Wesprzyj nas już teraz!
Niezwykle ciekawie w tym kontekście jawi się postawa millenialsów-neomarksistów, którzy podając dłoń uciskanym „mniejszościom seksualnym” utyskują na zalewający nas ze wszystkich stron przebrzydły korporacjonizm. Nagle okazuje się, że ci nieludzcy wyzyskiwacze pokazują swoją jakże ludzką twarz i wspierają „najbardziej uciskaną mniejszość świata”. I to w jakim stylu! Ci bardziej dociekliwi spośród oczarowanych socjalizmem powiedzą, że to zasłona dymna. Ale czy na pewno?
O tym, że stawianie na LGBT się opłaca świat biznesu wie już od dawna. Nie na darmo 91 proc. koncernów z listy Fortune 500 (największych przedsiębiorstw w USA) rozszerzyło ochronę miejsca pracy ze względu na płeć i orientację seksualną. Powtarzające się argumentacje dotyczą nie tylko zwiększenia atrakcyjności na rynku zatrudnienia, ale także przyciągania „większej ilości talentów”. To z kolei przekłada się na wynik finansowy i tak dalej…
Do tego dochodzi także aspekt dostosowania rynku do potrzeb konsumenta. W Stanach Zjednoczonych liczba osób określających się jako „LGBT” oscyluje wokół 4 proc. Jest to nie tylko stosunkowo liczna, lecz też krzykliwa i aktywna grupa – ostracyzm spowodowany oskarżeniem o dyskryminację może spowodować ogromne straty; producenci bronią się przed tym rękami i nogami. Przybranie loga swojej firmy w tęczowe barwy jest jak chuchanie na zimne.
Jak się jednak okazuje, tworzenie atmosfery „LGBT-friendly” w miejscach pracy nie polega jedynie na wprowadzaniu zakazu dyskryminacji ze względu na orientację seksualną. Nie może obejść się bez nachalnej promocji całej agendy. „Zawiera się w tym wiele aktywności, takie jak deklaracja wsparcia podczas Dni Dumy lub Dnia Pamięci Transa, organizacja eventów o tematyce LGBT, promowanie wzorców osobowych LGBT w miejscu pracy, oferowanie szkoleń dotyczących różnorodności, dzięki którym kadra LGBT może być sobą i dzięki temu się rozwijać” – tłumaczy prezes grupy Stonewall, Pete Holmes.
Niektóre korporacje idą jeszcze dalej. Tacy giganci jak AT&T czy IBM traktują związki tej samej płci jak małżeństwa i oferują opiekę zdrowotną na takich samych zasadach; zawierają się w tym m.in. dodatki do posiadanych dzieci czy…zwrot kosztów LECZENIA NIEPŁODNOŚCI.
Ale niektórym nie wystarczają nawet takie przywileje. Nawet atmosfera gdzie ponad 81 proc. osób deklaruje, że „osoby LGBT nie muszą tego ukrywać w miejscu pracy” jest zbyt mało inkluzywna. Z badań przeprowadzonych przez Human Right Campaign Foundation, wynika, że ponad połowa respondentów czuje się skrępowana słuchaniem o życiu miłosnym i randkowaniu osób tej samej płci, a 71 proc. uważa za „nieprofesjonalne” rozmawianie na temat orientacji seksualnej czy identyfikacji płciowej w miejscu pracy. Oczywiście jest to sytuacja karygodna, wymagająca zmiany. Gdzie zatem leżą granice tolerancji?! Kiedy już kodeks pracy zabroni nam uciszania osób LGBT chwalących się swoimi podbojami miłosnymi – wtedy atmosfera pracy będzie wystarczająco inkluzywna? To już kolejny przykład pokazujący z jak totalnymi ideami mamy do czynienia. Takie postawienie sprawy spycha w absolutny niebyt pracowników z innymi poglądami, wynikającymi np. z wyznawanej wiary. Czyżby „najbardziej prześladowana grupa” społeczna nie miała skrupułów przed prześladowaniem innych? I to jeszcze ze wsparciem miliardów dolarów.
Ale w tym wszystkim dostrzegamy znacznie głębszy sens. Największe korporacje taką polityką przekonują, że te osoby nie potrzebują rodziny. My – korporacja, w pełni ją dla ciebie zastąpimy. Stworzymy taką sytuację, gdzie w pracy będziesz się czuł dużo lepiej niż na ulicy lub w domu. Będziemy przekonywać, że związek osób tej samej płci jest tym samym co małżeństwo, coraz dalej oddalając te osoby od prawdziwego szczęścia związanego z posiadaniem trwałej, tradycyjnej rodziny opartej na prawdziwej miłości, cieszącej się wychowaniem własnych dzieci.
Ale nie łudźmy się, że największe spółki wprowadzają swoją politykę z dobroci serca. Business is business i świat wielkich korporacji jak żaden inny przekonuje, że nie ma w nim miejsca na sentymenty. AT&T, IBM, Google, Virgin i wiele, wiele innych przedsiębiorstw będzie prowadzić politykę „LGBT friendly” dopóki będzie to opłacalne. Im szybciej te osoby zdadzą sobie z tego sprawę, tym lepiej.
Idealnie pokazuje to sytuacja jaką opisały główne portale LGBT w USA. Okazuje się, że korporacje idące w pierwszym szeregu Marszów Równości, nie mają problemów z finansowaniem polityków mających wobec homoseksualizmu – delikatnie mówiąc – niepochlebne zdanie. Za pomocą specjalnych ankiet zbadano „przyjazność postulatom LGBT”. W całym Kongresie znalazło się 228 polityków z wynikiem zero. I to właśnie m.in. tych polityków wspierały finansowo wymachujące tęczową flagą koncerny. AT&T kwotą 2,755,000 USD, UPS – 2,366,122 USD, Comcast – 2,116,500 USD. La „liście hańby” znalazły się także; Home Depot, General Electric, FedEX, UBS, Verizon czy Pfizer – każde z nich przekazało „antygejowskim” politykom nie mniej niż 1 milion USD.
Fałszywy stosunek świata biznesu do subkultury LGBT to tylko jeden z wielu przejawów toksycznej atmosfery jak wyrosła wokół przymusowego narzucania akceptacji tęczowym środowiskom. I kontynuacja tego trendu odbędzie się ze szkodą dla „osób LGBT”. Dlaczego?
Ponieważ nie ma czegoś takiego jak zmuszenie do szacunku. Doskonale zobrazował to atakowany przez „osoby trans” znany psycholog, Jordan Peterson. Wykazał, że mózg człowieka po prostu tak nie funkcjonuje. Na szacunek trzeba sobie zapracować, nie można go narzucić. Wszelkie próby odgórnego narzucania akceptacji i tolerancji są z góry skazane na porażkę. Ponieważ te postawy nigdy nie będą szczere. Kiedy już minie strach związany z wypchnięciem na margines, przyjdzie taki czas, kiedy „osoby LGBT” zobaczą, jak naprawdę myśli społeczeństwo. Spod uśmiechniętych masek, które przybrano bo tak było wygodnie, wyjrzy nieskrywana pogarda. I wtedy okaże się, że jaskrawy, kolorowy, tęczowy i pełen akceptacji świat był jednym wielkim kłamstwem.
Piotr Relich