Kilkadziesiąt tysięcy osób protestowało w środę na ulicach wenezuelskich miast przeciwko rządom prezydenta Nicolasa Maduro. Domagano się m.in. jego natychmiastowej dymisji, rozpisania nowych wyborów prezydenckich i uwolnienia wszystkich więźniów politycznych. W wyniku starć z policją zginęły co najmniej trzy osoby, a kilkadziesiąt zostało rannych.
Zamordowani to członek gwardii narodowej (zdaniem przedstawicieli wenezuelskich władz zginął z ręki demonstrantów) oraz nastolatek i kobieta (zastrzeleni przez colectivos, czyli grupy cywilów dozbrajanych przez rząd).
Wesprzyj nas już teraz!
Podczas wielu starć, do jakich doszło zarówno w dzień jak i w nocy, policja i wojsko używali wobec demonstrantów gazu łzawiącego i gumowych kul. Ci z kolei odpowiedzieli kamieniami i koktajlami Mołotowa.
Prezydent Maduro oskarżył opozycję o atakowanie policjantów i rabowanie sklepów. Poinformował, że zatrzymano ponad 30 osób.
Impulsem sprawczym dla środowych wydarzeń były ostatnie decyzje władz w Caracas, m.in. przejęcie jednej z fabryk koncernu samochodowego General Motors (likwidacja miejsc pracy; konfiskata majątku fabryki, w tym samochodów) oraz decyzja Sądu Najwyższego Wenezueli w sprawie przejęcia władzy z rąk parlamentu zdominowanego przez opozycję do prezydenta Maduro.
Kryzys w Wenezueli trwa od kilku lat, jednak w ostatnim czasie nasilił się do niespotykanego dotąd stopnia. W jego wyniku mieszkańcy kraju nie mają dostępu do podstawowych towarów, m.in. żywności. O kilkaset procent wzrósł także poziom kradzieży, gwałtów i morderstw.
Zdaniem ekspertów kraj stoi na skraju przepaści. Wielu z nich nie wyklucza, że w najbliższym czasie w Wenezueli wybuchnie wojna domowa.
Źródło: tvn24, gazetaprawna.pl
TK