24 lutego 2015

Wirus islamofobii! Intelektualiści ostrzegają

Polacy zapadają na straszliwą chorobę. Media nie reagują, rządzący umywają ręce. Nadwiślańska islamofobia roznosi się głównie przez internet. Nie ma jednak powodów do niepokoju, są wśród nas trenerzy antydyskryminacyjni. Oni wiedzą jak pomóc.


Do niedawna każdy czytelnik „Wyborczej” i widz TVN był przekonywany, że największą z możliwych do popełnienia zbrodni stanowi „antysemityzm”. Miał on rzekomo posiadać w Polsce rzesze (sic!) wyznawców. Co starsi i mądrzejsi twierdzili nawet, że nadwiślańscy mieszkańcy wysysają go z mlekiem matki. Oczywiście ten salonowy paradygmat nigdy nie został odwołany. Jednak obecnie by iść z duchem postępu oraz odczytywać mądrość etapu należy też głośno i zdecydowanie sprzeciwiać się narastającej w Polsce fali islamofobii. Oczywiście dość łatwo dostrzec wspólny korzeń obu tych „prądów intelektualnych”. Stanowi go pogarda dla wszystkiego, co choćby w najmniejszym stopniu może być kojarzone z polskością, ze szczególnym uwzględnieniem jej „nosicieli”, czyli Polaków. Nie dziwi więc, że żadna elegancka i intelektualnie wzdęta dyskusja nie może obyć się bez narzekania na „ten kraj” i „tych ludzi”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wszyscy zgadzają się ze sobą… czyli pełny pluralizm

Nie zabrakło tego wątku podczas poświęconej „islamofobii” debacie, która odbyła się w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Instytucja ta nie po raz pierwszy pokazuje, jak bardzo ceni wszystko co nowoczesne i aktualnie modne.  Gdy w czerwcu 2014 r. okazało się, że dzięki protestom katolików nie dojdzie do poznańskiego wystawienia bluźnierczego spektaklu „Golgota Picnic”, bydgoska scena szeroko otworzyła swe podwoje dla „bezdomnych” opluwaczy Męki Pańskiej. Co prawda zdecydowano się „zaledwie” na projekcję spektaklu, ale wyraźny sygnał i tak został wysłany.

 

Debatujących o islamofobii śmiało można nazwać „przeintelektualistami”. Ich erudycyjny, pełen wielosylabowych zwrotów język wręcz rzuca na kolana. Widać wyraźnie, że wkraczamy w świat „intelektualizmu na 100 procent”. Świadczy o tym już sam przedmiot dyskusji: islamofobia. Powstaje jednak wątpliwość, czy słowo „dyskusja” precyzyjnie opisuje to, co wydarzyło się w Bydgoszczy. Czy sytuacja, gdy wszyscy zgadzają się ze sobą zasługuje na takie właśnie miano? Jednak jakże mogłoby być inaczej, gdy spotykają się trenerka międzykulturowa, redaktor naczelny „Le Monde diplomatique”, filozofka (pisownia oryginalna) z Pracowni Pytań Granicznych oraz ekspert Instytutu Studiów nad Islamem?

 

Czym jest wspomniana „islamofobia”? Upraszczając sprawę, chodzi o rzekomo panującą powszechnie nienawiść wobec islamu i muzułmanów. Już na pierwszy rzut oka dostrzegamy, że dla panelistów każda forma krytyki islamu zasługuje na określenie mianem „islamofobii”. Oczywiście, dyskutanci nie są oni w takim rozumowaniu odosobnieni. Mechanizm jest prosty: jeśli nie mówisz o islamie z pozycji zachwytu i bezrefleksyjnego uwielbienia – masz fobię. Wspominając o zamachach terrorystycznych, ich ofiarach oraz sprawcach związanych z islamem ulegasz stereotypom itd. Nihil novi sub sole. Ten sam „paradygmat” dotyczy m. in. mniejszości seksualnych, z pederastami na czele. Kneblowanie dyskusji w wykonaniu lewicy i salonu ma wszak długą i bujną historię.

 

Bój się stereotypu!

Słowem często padającym podczas opisywanej dyskusji jest wspomniany już „stereotyp”. Od różnego autoramentu intelektualistów dowiadujemy się o coraz to nowych kliszach i przesądach, którym ulegamy na skutek „procesu ich wdrukowywania w naszą świadomość”. Zalicza się w ich poczet zarówno płciowość, podział ról w rodzinie jak i postrzeganie islamu. Zdaniem obecnej podczas dyskusji trenerki antydyskryminacyjnej, można jednak się stereotypów oduczyć. Jak? Oczywiście przez antydyskryminacyjny trening. Po takich zajęciach islam z pewnością kojarzyć się będzie z dialogiem, debatą i kulturowym przepychem. Jeśli jednak nasze skojarzenia nie będą wytrzymywały konfrontacji z rzeczywistością reprezentowaną przez brodatego, uzbrojonego po zęby bojownika o upowszechnienie szariatu, oznaczać to będzie po prostu, że zbyt słabo przykładaliśmy się do treningu. Proponowana przez trenerkę próba „wejścia w skórę innego” też wydaje się kiepskim pomysłem. Wystarczy posłuchać „nawróconych” na islam niemieckich obywateli, by zrozumieć, czym takie zabawy się kończą.

 

Ten kraj, ci ludzie

Wróćmy jednak do standardowego zestawu każdego salonowego intelektualisty, obejmującego utyskiwanie na Polskę, polskość i Polaków. Okazuje się, że także rozmowa o islamie może stać się okazją do wyraźnego zdystansowania się od – tu cytat – „ludowego dyskursu” na ten temat. Jego głównymi siewcami okazuje się być Polonia zamieszkująca Wielką Brytanię. Zdaniem eksperta z Instytutu Studiów nad Islamem, to właśnie ta grupa społeczna przywiozła na Wisłę wirus islamofobii. Dlaczego nasi rodacy mieszkający po drugiej stronie Kanału La Manche z taką lubością atakują muzułmanów? Odpowiedź jest prosta – boją się konkurencji na rynku pracy! Pal sześć zamach w Londynie i codzienne doświadczenia emigrantów. Ekspert wie lepiej.

 

Generatorem islamofobicznych uprzedzeń Polonii stały się także – w opinii panelisty – wydarzenia z maja 2013 roku, kiedy to „dwóch afrobrytyjczyków wznoszących okrzyki Allah akbar! zamordowało brytyjskiego żołnierza”. I wyszło szydło z worka. Zamiast pochylić się ze zrozumieniem nad trudnym położeniem „dwóch afrobrytyjczyków” ciemiężonych przez islamofobiczne społeczeństwo, Polonia ulegając najniższym instynktom współczuła zaszlachtowanemu żołnierzowi. Co więcej, ośmieliła się szukać związku między wyznawanymi przez morderców przekonaniami a ich zbrodnią! Podobnie zachowała się spora część Polaków mieszkająca w kraju. Okazuje się, że zdroworozsądkowo myślący ludzie odrzucili intelektualne niuansowanie. Brednie o „dżihadystycznym odczytaniu islamu” nie znalazły poklasku. Antyislamska retoryka, jak ze smutkiem donosi ekspert, opanowała internet i weszła pod strzechy przy milczeniu władz i stróżów porządku.

 

W kolejce pod nóż

Nierozwiązaną kwestią pozostaje, czy islamofobię można porównywać z antysemityzmem. Słuchając wystąpień dyskutantów łatwo dostrzec, że problem ten to dla nich przysłowiowy twardy orzech do zgryzienia. Ważniejsza jest jednak inna kwestia, bowiem szafowanie takimi etykietami stało się wygodnym narzędziem do zamykania ust wszystkim, którzy nie chcą ulegać terrorowi poprawności. Zarzut rzekomego antysemityzmu już dziś oznacza ostracyzm i wykluczenie. Brak wystarczającej czołobitności wobec wyznawców „proroka” i dostrzeganie w nich śmiertelnego zagrożenia już wkrótce oznaczać może poważne kłopoty.

 

Oczywiście, o ile wcześniej wyjące Allah akbar hordy nie rozwiążą tego typu dylematów.  Na miejscu lewaków nie wzywałbym do wzmożonego uwielbienia dla mahometan. Ateizm, tak zdecydowanie deklarowany przez wielu salonowych mędrców, oznaczać może pierwsze miejsce w kolejce pod nóż, ale to ich problem. Nie nasza głowa.

 

 

Łukasz Karpiel



 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij