„Demokracja ma to do siebie, że z czasem następuje takie obniżenie standardów publicznych, że do głosu dochodzą prawdziwe mendy, wyrzutki, które normalnie zajmują miejsca w rynsztokach. Jeśli zatem to ma być miernik stanu polskiej republiki, to wynurzanie się – co pewien czas – z czeluści rynsztoka niejakiej Marty Lempart zwiastuje, że jesteśmy blisko dna. Pod nim zostaje już tylko bójka w barze i wzajemne opluwanie się przy wtórze rechotu rozparzonej gawiedzi”, pisze na łamach tygodnika „Gazeta Polska” Witold Gadowski.
Publicysta przypomina, że Lempart pojawiła się w przestrzeni publicznej nie dzięki „niesłychanej jakości przemyśleniom i konceptom”, tylko dzięki „ niepohamowanej wulgarności i stosowaniu najbardziej karczemnych odezwań”.
„Ta potężna (z postury) niewiasta wyrosła onegdaj na liderkę wyjątkowo prostackich manifestacji, które za symbol przybrały sobie czerwoną błyskawicę. Przez wiele miesięcy mieliśmy spokój od pojawiania się w przestrzeni publicznej wytworów jej nieskomplikowanej umysłowości. Niektórzy nawet zaczęli sugerować, że już odegrała swoją rolę i odpowiednie służby odesłały ją w miejsce – legowisko? – z którego powstała. Jednak okazuje się, że nadal jest konieczna”, podkreśla autor „Tajemnicy spowiedzi”.
Wesprzyj nas już teraz!
Zdaniem Gadowskiego swoisty alter ego Lempart jest niejaka Marianna Schreiber, do niedawna żona prominentnego polityka PiS.
„Pani Schreiber, po wytarciu kilku stołków w programach telewizji komercyjnych, próbowała założyć własną partię polityczną (skończyło się wyrzuceniem jej z szeregów tej partii), a ostatnio zabrała się za bijatyki w klatce w ramach rozwijającej się tendencji do pornografii sportów walki, zwanej freak fightami. Schreiber, pobiwszy się solidnie z podobnym sobie elementem, naraz rzuciła wyzwanie właśnie Marcie Lempart, zapraszając ją do walki w formule freak Wight”, czytamy.
„ Na razie madame Lempart ukryła się za klasyczną w jej retoryce formułką: – Pani Schreiber to homofobka! Jednak nie wiadomo, czy tak zdoła się wykpić z pojedynku z młodszą rywalką. Cóż, pani Marto Lempart, jak się szuka, to się znajdzie. Po brylantach pani wystąpień i poziomie, jaki pani zaproponowała, pozostaje już tylko lać się z panią Schreiber albo stoczyć walkę w kisielu z panem Kosiniakiem-Kamyszem”, podsumowuje Witold Gadowski.
Źródło: tygodnik „Gazeta Polska”
TG