„Pokój istnieje; pragnie zamieszkać w nas” – zaznacza papież Leon XIV w swoim orędziu na 59. Światowy Dzień Pokoju, który tradycyjnie obchodzony jest 1 stycznia. Wtedy to papież formalnie przekazuje swoje orędzie członkom korpusu dyplomatycznego akredytowanego przy Stolicy Apostolskiej. 18 grudnia br. w Watykanie odbyła się konferencja związana z wcześniej opublikowanym orędziem papieża Leona, zatytułowanym „Pokój z wami wszystkimi: ku pokojowi «nieuzbrojonemu i rozbrajającemu»”.
W tym orędziu obecny papież wyjaśnia, jaka jest jego wizja pokoju. Zaznacza, że chodzi mu o „pokój zmartwychwstałego Chrystusa – pokój nieuzbrojony i rozbrajający, pokorny i wytrwały”.
Pokój, który „ma powszechną moc oświecania i poszerzania naszego rozumienia; sprzeciwia się przemocy i ją przezwycięża”. Zdaniem Ojca Świętego, pokój, który oferuje Chrystus, nie jest nieosiągalnym celem, „odległym ideałem”, chociaż nie jest go także łatwo osiągnąć. Ale nie ma się co dziwić, że tak jest, ponieważ uczniowie Pana z trudem pojmowali Jego gotowość do przyjęcia własnego cierpienia i śmierci, a „Ewangelie nie ukrywają faktu, że tym, co niepokoiło uczniów, była Jego pokojowa odpowiedź: droga, której wszyscy, a Piotr w pierwszej kolejności, sprzeciwili się”.
Wesprzyj nas już teraz!
Książę Pokoju miał wskazywać drogę do zwycięstwa poprzez ciche cierpienie. „Pokój zmartwychwstałego Jezusa jest bezbronny, ponieważ Jego walka była bezbronna w obliczu konkretnych okoliczności historycznych, politycznych i społecznych”.
Był to pokój wbrew kalkulacjom prowadzonym przez światowych władców, którzy postrzegają wojny, konflikty polityczne w kategoriach materialnych. Stąd proponują ich rozwiązanie, nie sięgając jednak do fundamentalnych problemów. Dlatego nie ma się co dziwić, że wojnom nie ma końca. „Wielu dziś nazywa «realistycznymi» narracje pozbawione nadziei, ślepe na piękno innych i zapominające o łasce Bożej” – wskazuje papież.
Leon XIV wywodzący się ze szkoły myśli św. Augustyna. wielkiego biskupa Hippony znanego między innymi z rozwijania teorii wojny sprawiedliwej, upiera się, że „pokój jest w zasięgu ręki i możemy go posiąść bez wysiłku”.
Papież sugeruje, że należy porzucić „logikę konfrontacji”, która „dominuje obecnie w polityce globalnej, pogłębiając z dnia na dzień niestabilność i nieprzewidywalność”. Państwa powinny również porzucić rozbudowę sił zbrojnych. Jego zdaniem, to nie jest najlepsza odpowiedź na zagrożenia zewnętrzne. „Idea odstraszającej siły militarnej, zwłaszcza odstraszania nuklearnego, opiera się na irracjonalności relacji między narodami, budowanych nie na prawie, sprawiedliwości i zaufaniu, lecz na strachu i dominacji siłą” – wskazuje Leon XIV.
Dodaje, że wydatki na zbrojenia odwracają uwagę od bardziej produktywnych zastosowań. Świat – w opinii papieża – wydaje się, że nie wyciągnął lekcji z przeszłości, z „ciężko zdobytej świadomości XX wieku i milionów ofiar”.
Jednak, najbardziej Ojciec Święty obawia się prowadzenia wojny z wykorzystaniem tak zwanej sztucznej inteligencji. Przeraża go delegowanie decyzji dotyczących potencjalnie życia i śmierci maszynom. Jest to – według papieża – bezprecedensowa zdrada prawnych i filozoficznych zasad humanizmu, które miały chronić każdą cywilizację.
Chociaż Ojciec Święty krytykuje współczesne myślenie strategiczne, to jednoczenie zachęca do „niepalenia mostów” i unikania „uporczywego krytykowania, lecz preferowania słuchania i, tam gdzie to możliwe, angażowania się w dyskusję z innymi”. Za św. Augustynem przypomina, że „ci, którzy miłują pokój, miłują również wrogów pokoju”. Dlatego trzeba rozmawiać z domniemanymi „wrogami”. Na tym ma polegać „pokój rozbrajający”.
Przede wszystkim należy budować mosty i odrzucać przemoc. Nie można także w żaden sposób usprawiedliwiać religijnie jakiejkolwiek przemocy. Wiara nie może być pretekstem do przemocy. „Każda wspólnota” ma stać się „domem pokoju”, w którym uczy się rozładowywać wrogość poprzez dialog”.
Nie tylko nie godzi się „wykorzystywać nawet myśli i słów jako broni”, ale także nie można promować „kultury strachu”. Nie można pozwolić sobie na „dominację i kontrolę nad ludźmi”, bo wzbudza to rozpacz i zniechęcenie.
Następca św. Piotra zarzuca politykom, że nie prowadzą „skutecznej dyplomacji”. Ta bowiem opiera się na „wzajemnym zaufaniu, szczerości w negocjacjach i wiernym wypełnianiu zobowiązań”. Wymaga rozpoznania i uznania własnych ograniczeń. Jak człowiek uświadomi sobie swoją słabość, to skłania się ku „wzywaniu pomocy z zewnątrz”.
18 grudnia w Watykanie odbyła się konferencja prasowa z okazji Orędzia na Światowy Dzień Pokoju 2026 r.
Z tej okazji kard. Michael Czerny SJ, prefekt Dykasterii ds. Integralnego Rozwoju Człowieka, a także prof. Tommaso Greco, wykładowca filozofii prawa na Uniwersytecie w Pizie oraz Don Pero Miličević, proboszcz parafii Świętych Łukasza i Marka Ewangelistów w Mostarze w Bośni, a także dr Maria Agnese Moro, dziennikarka, córka włoskiego prawnika i polityka, reprezentanta chadecji, Aldo Moro, wyrazili swoje uwagi.
Kard. Czerny podkreślił, że „pokój nie jest nieistotnym utopijnym marzeniem”. Co prawda, nie da się go „narzucić ani stworzyć”, ale nie jest on również „jedynie kwestią polityki ani równowagi między terrorem a strachem”. Zdaniem jezuity, medytacja papieża „sięga znacznie głębiej niż polityka czy strategia”. Pokój bowiem zaczyna się „w ludzkim sercu, niezależnie od jego wiary, a zwłaszcza chrześcijańskiej”. Ponieważ jednak „nasze serce nie tylko miłuje pokój; jest ono także agresywne wobec siebie i wobec innych” i dlatego usiłujemy sprawować „władzę nad innymi”, używać „myśli i słów” jako broni. Czyli, jak mówi św. Augustyn jest w nas „libido dominandi”, żądza panowania, stąd konieczne jest „rozbrojenie” serca. – Orędzie podkreśla wagę rozbrojenia własnego serca, pomimo pokusy, by w obliczu grozy własnej wojowniczości całkowicie porzucić pragnienie pokoju. Prowadzi to do wypaczonego, a nawet utraconego „poczucia realizmu”. – Wielu nazywa dziś „realistycznymi” narracje pozbawione nadziei, ślepe na piękno innych i zapominające o łasce Bożej, która zawsze działa w ludzkich sercach, nawet zranionych grzechem”. Realistyczne jest natomiast wzięcie przez każdego odpowiedzialności za pokój – mówił kardynał, dodając, że papież „wzywa nie tylko do rozbrojenia serc i skutecznego dialogu, ale także do „rozbrajającej drogi dyplomacji, mediacji i prawa międzynarodowego, która niestety zbyt często jest podważana przez narastające naruszenia ciężko wywalczonych traktatów w czasach, gdy potrzebne jest wzmocnienie instytucji wielostronnych, a nie ich delegitymizacja”.
Zwrócił uwagę na „straszliwe niesprawiedliwości, nierówności i systemową niesprawiedliwość”, które panują w państwach i „powodują tak wiele cierpień na tak wiele sposobów”. Orędzie na rok 2026 ma potępiać „ogromną koncentrację prywatnych interesów gospodarczych i finansowych, które napędzają państwa” w przygotowywaniu i prowadzeniu wojen.
– „Dalszy postęp technologiczny i wojskowe wdrażanie sztucznej inteligencji pogłębiły tragedię konfliktów zbrojnych”. Jako społeczeństwa musimy nauczyć się regulować postęp technologiczny, mając na uwadze godność człowieka i większą sprawiedliwość. Ciągły postęp technologiczny i malejąca odpowiedzialność sprawiają, że wojny stają się coraz gorsze. Strach jest podstawową przeszkodą w rozbrojeniu. „Idea odstraszającej siły militarnej, a zwłaszcza odstraszania nuklearnego, opiera się na irracjonalności relacji między narodami, budowanych nie na prawie, sprawiedliwości i zaufaniu, lecz na strachu i dominacji siłą”. Ale „pokój istnieje” – pisze papież Leon XIV. Ma on łagodną moc oświecania i poszerzania naszego rozumienia; opiera się przemocy i ją przezwycięża”. Tęsknota ludzkiego serca za pokojem może wykraczać poza nasze lęki i pozory dominacji – wyjaśnił duchowny, który za Ojcem Świętym wezwał do „zmierzenia się z naszą wewnętrzną, drobną wojowniczością lub skłonnością do przemocy”.
Jedynie przez „odnowę serca i umysłu”, jak mówił papież Jan XXIII, można mówić o całkowitym rozbrojeniu. A ci, którzy temu się nie poddadzą, zdradzą swoje człowieczeństwo.
Prof. Tommaso Greco mówił o konieczności wiary w rzeczywistość pokoju i jego zdolności do kształtowania relacji między ludźmi i między państwami.
– Siła słów, które Ojciec Święty postanowił zawrzeć w swoim Orędziu na Światowy Dzień Pokoju, wypływa z przekonania, powiedziałbym, z pewności, że pokój nie jest stanem przypadkowym, który może wynikać z chwilowej i zawsze kruchej równowagi (broni i sił), ale jest warunkiem koniecznym do myślenia o relacjach międzyludzkich, a przede wszystkim do dokonywania najwłaściwszych wyborów, aby pokój, zanim jeszcze zostanie zbudowany, mógł być zachowany i pielęgnowany w najskuteczniejszy sposób – podkreślił.
W jego opinii, aby móc osiągnąć pokój, o którym mówi Leon XIV konieczna jest „zmiana naszego spojrzenia na rzeczywistość, w której żyjemy”. Należałoby odrzucić „stronnicze i wypaczone spojrzenie na rzeczywistość”, które „rości sobie pretensje” do nazywania się „realizmem”. Tymczasem „wizja ta jest stronnicza i wypaczona, ponieważ zapomina i ukrywa dobro, światło, które istnieje i które może być produktywne, jeśli zdecydujemy się je wykorzystać”.
Przypomniał słowa papieża, że „pokój istnieje, chce w nas zamieszkać, ma łagodną moc oświecania i poszerzania naszej inteligencji, przeciwstawia się przemocy i ją przezwycięża”. – W tym sensie jest nie tylko bezbronny, ponieważ odrzuca logikę broni, ale także rozbrajający, ponieważ zachęca nas do wyrwania się z kręgu, w którym nieufność karmi strach, a strach popycha nas do wzajemnego i niepowstrzymanego zbrojenia – tłumaczył prof. Greco.
Papież w orędziu mówi o pokoju jako „świetle, które wskazuje nam drogę”. To nie jest „horyzont”, lecz „dziedzictwo, które już posiadamy i które dlatego należy chronić; jak „mały płomień”. Choć „zagrożony burzą”, należy go strzec, „nigdy nie zapominając o imionach i historiach tych, którzy dali mu świadectwo”. – W tym sensie jest to „zasada, która kieruje naszymi wyborami i definiuje je”, a zatem wzywa nas do odrzucenia powiedzenia, zbyt często powtarzanego w uproszczeniu i mechanicznie, „si vis pacem para bellum”, zapraszając nas do poważnego potraktowania jego przeciwieństwa, „si vis pacem para pacem”: jedynie odchodząc od pokoju, można prawdziwie zagwarantować pokój. Nie jest to jednak możliwe, jeśli pokój opiera się na założeniach, które mu przeczą – tłumaczył profesor, odnosząc się do słów, że „jeśli chcesz pokoju, przygotuj się do wojny”.
Wybór pokoju to nie „ślepota na rzeczywistość, która często składa się z przemocy i brutalnego użycia siły”, ani nie „porzucenie ofiar niesprawiedliwości”. – Przeciwnie, oznacza to wprowadzenie w życie wszystkiego, co podpowiada dobroć i co ludzka cywilizacja była w stanie rozwinąć na przestrzeni wieków. Oznacza to obronę prawa międzynarodowego, pamiętając, że jego skuteczność nie zależy przede wszystkim od użycia siły, ale raczej od świadomego przylgnięcia państw do relacji wzajemnego i stale odnawianego uznania; zawsze poszukując dialogu w każdej formie, pamiętając, że należy go prowadzić właśnie tam, gdzie wydaje się to najtrudniejsze (nawet w tym przypadku dialog można postrzegać bardziej jako zasadę kierującą wyborami niż jako cel do osiągnięcia, który zawodzi przy pierwszej przeszkodzie); ukierunkowywać naszą politykę edukacyjną, szkoleniową i informacyjną w taki sposób, aby uprzywilejować dobro pokoju i braterstwa, zamiast dostosowywać ją tak, aby prowadzić młodych ludzi i narody do „podziwiania” użycia siły i tego, co się nią wyraża; i wreszcie, ale nie mniej ważne, nie podsycać lekkomyślnej gry zbrojeniowej, która wydaje się poszukiwaniem równowagi, której nigdy nie da się znaleźć, a która prędzej czy później doprowadzi do przewidywalnego użycia broni, co w epoce nuklearnej z pewnością przyniesie niewyobrażalną katastrofę – kontynuował.
Orędzie, zdaniem profesora, po prostu wzywa narody i państwa do okazywania zaufania i „przełamywania klimatu nieufności”, o co wcześniej apelował już papież Jan XXIII.
Don Pero Miličevic podczas konferencji mówił o doświadczeniach wojny na Bałkanach. Wspominał o losach swojej licznej rodziny i wiosce, w której żył zaatakowanej przez oddziały armii Bośni i Hercegowiny. Mówił nie tylko o śmierci rodzeństwa i ojca, dalszych członków rodziny, ale także o losach w obozie jenieckim o nazwie „Muzeum” w Jablanicy, gdzie trafił z trzystoma chorwackimi katolikami. – Pozostaliśmy w niewoli przez siedem miesięcy. Podczas uwięzienia musieliśmy zachować pokój w sercach i nie myśleć o zemście. Ale, jak Papież wspomina w swoim Orędziu, cytując św. Augustyna o potrzebie budowania nierozerwalnej przyjaźni z pokojem, my również budowaliśmy pokój z Tym, który jest naszym pokojem. W obozie, w chwilach wewnętrznego zamętu, tym, co nas podtrzymywało, była codzienna modlitwa różańcowa, której nauczyła nas matka. Dawała nam nadzieję. Kiedy zostaliśmy schwytani, nie wiedzieliśmy, że nasz ojciec został zabity; dowiedzieliśmy się o tym kilka miesięcy później. Czas spędzony w niewoli był trudny. Brakowało nam jedzenia, brakowało higieny i spaliśmy na zimnych granitowych płytach. Po opuszczeniu obozu pochowaliśmy kości naszego ojca; jego ciało pozostawało niepogrzebane przez siedem miesięcy. Wielu pytało moją matkę i nas wszystkich, jak mogliśmy to wszystko wytrzymać. Nigdy byśmy nie przetrwali bez wiary, modlitwy i potrzeby pokoju. To właśnie wychowanie w wierze w Boga nas karmiło i pomagało nam przezwyciężyć horrory, których byliśmy świadkami. Czy odczuwałem gniew z powodu wszystkiego, czego doświadczyłem? Tak. Ale kiedy w 2012 roku zostałem księdzem i zacząłem spowiadać, uświadomiłem sobie, jak bardzo potrzebny jest wewnętrzny spokój i że nie można go osiągnąć bez przebaczenia, bez konfrontacji z tym, czego się doświadczyło – wyjaśnił.
Duchowny podkreślił za papieżem Leonem XIV, że „kiedy pokój nie jest rzeczywistością, którą się przeżywa, pielęgnuje i chroni, agresja rozprzestrzenia się na życie domowe i publiczne”. – Pokój trzeba przeżywać, pielęgnować i chronić. Tak więc, dwadzieścia lat po opuszczeniu obozu, wróciłem do miejsca, w którym byliśmy przetrzymywani. Popłynęły łzy, ale to pomogło mi odnaleźć spokój. Nie byłem jedynym, który tego potrzebował. Inne dzieci, w czasie wojny, doświadczyły tych samych horrorów. Dlatego postanowiłem opowiedzieć swoją historię, ponieważ chcę obudzić w nich świadomość, że zło można pokonać dobrem i przebaczeniem, a nie zemstą i bronią. Jak mówi papież, „dobroć rozbraja”: dzięki niej osiąga się pokój. Nie wzrost broni go gwarantuje, ale serca gotowe go przyjąć, wiedząc, że jest to dar, którym należy się dzielić. Chrystus przynosi światu pokój nie bronią, ale miłością, miłosierdziem i sprawiedliwością. Sprawiedliwość jest dokładnie tym, czego szuka człowiek, a pokój jest jednocześnie dziełem sprawiedliwości (por. Iz 32, 7) – konstatował.
– Papież zauważa: „W dzisiejszym świecie sprawiedliwość i godność ludzka są poważnie zagrożone w obliczu globalnej nierównowagi sił”. Dobroć, miłość, dyplomacja, inicjatywy duchowe i kulturalne podtrzymują nadzieję na pokój – puentował.
Dr Maria Agnese Moro mówiła o potrzebie „rozbrojenia mechanizmów mentalnych i emocjonalnych”, które leżą u podstaw każdego aktu przemocy. Przywołała „sprawiedliwość naprawczą” Leona XIV, która miałaby pomóc w „rozbrojeniu” tych mechanizmów. Należy „przywracać człowieczeństwo tam, gdzie panowała dehumanizacja i jej konsekwencje” – mówiła.
Przypomniała, że ci, którzy „doświadczyli przemocy, nienawidząc tych, którzy ich skrzywdzili, dehumanizują siebie i obiekt swojej nienawiści”. Dlatego, aby przywrócić człowieczeństwo trzeba wielu lat „refleksji, przemyśleń i bolesnej świadomości zarówno tych, którzy obrazili, jak i tych, którzy zostali obrażeni”. Potrzebne jest „spotkanie z tym, co Claudia Mazzucato nazywa „trudnym innym””. – To spotkanie musi być jednak szczere, a nie uprzejme czy dyplomatyczne. Musi pozwolić na powiedzenie i usłyszenie strasznych rzeczy. Z wzajemnym szacunkiem. Bez bagatelizowania czy usprawiedliwiania czegokolwiek, bez bronienia się, lecz akceptując wszystko. Chociaż jest to „trudne”, jest także wykonalne.
Córka wieloletniego premiera Włoch wspomniała, jak 16 lat temu „została zaproszona przez ojca Guido Bertagnę, który na prośbę małej grupy uczestników walk zbrojnych lat 70. i 80. (niektórzy z nich nawiązali do historii mojego ojca) oraz małej grupy ofiar tej przemocy, stworzył, wraz z Claudią Mazzucato i Adolfo Cerettim, również ekspertami w dziedzinie sprawiedliwości naprawczej, okazję do rozmowy ze sobą”. – Dzięki prywatnej, bezpłatnej przestrzeni (idziesz, jeśli chcesz, wychodzisz, kiedy chcesz), szanującej każdego możesz mówić i słuchać, zachować milczenie lub mówić o swoim bólu bez osądu i cenzury. Są to trudne dialogi, prowadzone przez kompetentnych mediatorów, którzy są sobie równi. W tym miejscu można wyrazić i zaakceptować ból. Spotkanie z bólem drugiego człowieka to pierwszy, potężny i nieodwracalny cios zadany dehumanizacji. Jeśli odczuwasz ból, z pewnością jesteś człowiekiem, jesteś jak ja. Mamy język, który nas zbliża. To pierwsza rzecz, która mnie w nich uderzyła. Myślałam, że to mój ból; nigdy nie myślałam o ich bólu, który odczuwałam o wiele intensywniej, ponieważ nigdy nie był wyrażany w ten sposób, ale zawsze za pomocą zdań, które wyrywały się z ich ust po długim powstrzymywaniu. Możliwość rozmowy z nimi jest bolesna i piękna. Każde moje słowo rani ich, ale uznaje ich człowieczeństwo. Potrafisz mnie słuchać i cierpieć za mnie i ze mną. Każde ich słowo rani mnie, ale uznaje moje człowieczeństwo. Potrafisz nas słuchać, wierzyć w nasze dobre intencje, oszpecone wtedy przemocą. I cierpieć za nas i z nami. Prawdziwe słuchanie to wzajemne uznanie człowieczeństwa. W tym mówieniu i słuchaniu tkwi cała sprawiedliwość, której my i oni potrzebujemy, aby żyć. Można nienawidzić duchów bez końca, ale nie ludzi. Nie da się tego zrobić. Zapalasz się na ich trudne życie i ich wysiłki, by wydostać się z otchłani. Na uczciwość, z jaką patrzą na siebie, bez upiększania i pomijania czegokolwiek. I oni zapamiętują moje trudne życie, a to, co zrobili, rani ich jeszcze bardziej. Naszym wspólnym towarzyszem drogi jest to, co nieodwracalne. My za to, że to przecierpieliśmy, oni za to, że to stworzyli. To nasze wspólne piekło. Ale teraz dźwigamy je razem. Połączeni uczuciem i przyjaźnią, które rozświetlają nasze zawsze nieco burzliwe życie spokojem – opisywała proces pojednania z zabójcami jej porwanego i torturowanego ojca przez członków „Czerwonych Brygad”.
Kobieta dodała, że jest w ludziach pragnienie pojednania, nawet po strasznych zbrodniach. Jest „normlana potrzeba szukania siebie nawzajem”, nawet gdy wszystko ludzi dzieli. Przypomniała przypowieść o synu marnotrawnym. – Tak, drogi Papieżu Leonie, pokój jest tutaj i działa po cichu – krótko konstatowała, odnosząc się do papieskiego orędzia na 1 stycznia 2026 r.
Źródła: catholicworldreport.com, press.vatican.va
AS