Włochy i Francja to dwa kraje unijne, które nie zamierzają zrównoważyć swoich budżetów zgodnie z wymogami Brukseli. Ostatnio włoski minister gospodarki powiedział, że Unia Europejska musi wybierać: albo pozwoli Rzymowi nie tylko nie zmniejszyć, ale jeszcze zwiększyć deficyt budżetowy, by poradzić sobie ze skutkami niedawnego trzęsienia ziemi i kryzysu imigracyjnego, albo Włochy wybiorą „węgierską drogę” polityki anty-imigracyjnej. Miałaby to być – wedle ministra – „kara” dla bloku państw UE.
– Europa musi wybrać. Może pogodzić się z faktem, że nasz deficyt wzrośnie z 2 do 2,3 proc. PKB, aby zmierzyć się ze skutkami trzęsienia ziemi i katastrofą imigracyjną, albo może wybrać węgierską drogę, która stawia ogrodzenia przed imigrantami i ich odrzuca. To jednak byłby początek końca [Unii-red.] – mówił Pier Carlo Padoan w wywiadzie udzielonym „La Repubblice”.
Wesprzyj nas już teraz!
We Włoszech trwa kampania przed referendum w sprawie reformy konstytucyjnej (ograniczenie roli Senatu i scentralizowanie podejmowania decyzji), od wyniku którego zależy polityczna przyszłość premiera Matteo Renzi’ego. Wyraźnie nasiliła się retoryka anty-Brukselska w związku z forsowaną przez eurokratów polityką „stabilizowania budżetów krajowych”, która wymaga podniesienia podatków i ograniczenia wydatków.
W sobotę premier Renzi ogłosił plan budżetowy na rok 2017. Domaga się on od KE zatwierdzenia wyższego deficytu budżetowego i długu publicznego w związku z koniecznością poradzenia sobie z kryzysem imigracyjnym i trzęsieniem ziemi, które nawiedziło kraj w sierpniu. KE zamierza jednak wysłać ostrzeżenie Rzymowi.
W piątek agencja Fitch Ratings obniżyła perspektywę dla Włoch, trzeciej największej gospodarki UE, wskazując na słaby wzrost PKB, wysokie zadłużenie i niepewny wynik referendum, które ma się odbyć 4 grudnia. Audytorzy zarzucają władzy zwlekanie z podjęciem gruntownych reform i konsolidacji fiskalnej.
Minister Padoan broni polityki rządu, mówiąc, że jego kraj wydaje więcej pieniędzy, niż jakiekolwiek inne państwo europejskie na walkę z kryzysem uchodźców. – Do tej pory nikt nie docenił naszego zaangażowania finansowego. To problem polityczny, który dotyczy przyszłości kontynentu – mówił.
Premier Renzi był jeszcze bardziej wojowniczy. Podkreślił, że UE nie zmusi go do zmiany ustawy budżetowej. – Chcemy wychodzić naprzeciw potrzebom obywateli włoskich, a nie technokratów brukselskich – przekonywał.
Źródło: euractiv.com
AS