Nasza polska tradycja, ale i nie tylko polska, streszcza się w trzech słowach: Bóg, Honor i Ojczyzna – uważał zmarły w wieku 81 lat polski kompozytor Wojciech Kilar. Tę wiecznie żywą tradycję potrafił przelać na pięciolinię i sprawić, by wybrzmiała – dla radości ludzkiego ucha, ale nade wszystko Soli Deo.
Kategorią naczelną jego estetyki jest prostota, nie manifestacyjna, nie ostentacyjna, nie epatująca, ale naturalna. Wyczuwam tu muzykę pisaną z czystego upodobania z autentycznej potrzeby; muzykę taką, jaką kompozytor najbardziej lubi. Muzykę romantyczną z ducha i ciała, nie rezygnującą przy tym bynajmniej ze współczesnego języka dźwiękowego, a równocześnie (cóż za frapująca synteza) mówiącą do nas tą muzyczną mową, jakiej używali kompozytorzy XIX wieku. Jest to bardzo swoista, indywidualna mowa muzyki Wojciecha Kilara – tak twórczość kompozytora charakteryzował wybitny muzykolog Bogdan Pociej.
Wesprzyj nas już teraz!
Na wydanej w 1993 roku płycie „Wojciech Kilar” znalazł się autorski wybór utworów rodowitego lwowiaka. Dlatego album stanowić może jego swoisty autoportret muzyczny. Co więcej, Kilar sam wyselekcjonował nie tylko repertuar, ale i fotografię zdobiącą okładkę płyty. Artysta zdecydował się na zdjęcie Wielkiej Siklawy, największego wodospadu w Tatrach Polskich.
Wybór okładki znakomicie konweniuje z nagraniami składającymi się na zawartość płyty. Trafiły na nią dwie kompozycje „górskie” („Kościelec 1909” i „Krzesany”), dwie o tematyce religijnej: („Bogurodzica” i „Exodus”) oraz „Riff 62”, należący jeszcze do nurtu awangardowego lat sześćdziesiątych, eksponujący przede wszystkim sonoryzm, dynamizm i ekspresję. Żal, że zabrakło miejsca dla „Angelusa” – utworu podobnie jak „Bogurodzica”, zdaniem cytowanego już Bogdana Pocieja, powstałego „z religijności głębokiej i pełnej i – jeśli jest to właściwe słowo – naturalnej”. Warto więc sięgnąć także po inne zbiory nagrań Kilara, zawierające również tę kompozycję. Słuchanie jej dostarczy niesamowitych przeżyć nie tylko estetycznych. Emanujące z „Angelusa” metafizyczne przesłanie sprawia, że już po chwili wiemy, iż mamy do czynienia z czymś więcej niż zwykłą kompozycją. Zastosowane na wstępie crescendo, którego kulminacja przypada na słowo „Jezus”, nie może pozostawić obojętnym nikogo ze słuchających.
„Bogurodzica” wprowadza nas w klimat średniowiecznej religijności eksponując, jak pisze Pociej, „współcześnie ducha modlitwy sprzed wieków”. Słuchając dzieł Wojciecha Kilara jesteśmy pewni, że język, którym się on posługuje jest autentyczny. To nie dekoracja, nie komponowanie „pod kogoś”. Przemawia tu człowiek w pełni przekonany do swoich racji. Wyraża je wykorzystując w pełni talenty pochodzące od Boga.
Kompozytor w wywiadzie udzielonym na Jasnej Górze dał wyraz swej głębokiej Maryjnej pobożności. – Ja tutaj odkryłem radość bycia we wspólnocie, odmawiania różańca nie samemu. Zresztą różaniec stał się taką prowadzącą pochodnią, światłem w moim życiu. To odczułem na Jasnej Górze, modląc się z tłumem wiernych – stwierdził Kilar.
Być może właśnie owa autentyczność jest tym, co najbardziej w muzyce Kilara porusza. Nawet jeśli myślimy o jego twórczości na gruncie muzyki filmowej – przyznajmy – przez wielu traktowanej jako działalność artystyczna „drugiej kategorii”. Jednakże droga od filharmonii do sali kinowej wcale nie musi oznaczać obniżenia kompozytorskich lotów. Co więcej, może dać dodatkowy impuls twórczy oraz pozwolić na obcowanie z językiem kompozytora szerszej publiczności. Ta sztuka w pełni udała się Wojciechowi Kilarowi. Jeśli przyjrzeć się bogatej liście jego filmowych dzieł warto zadać sobie pytanie – ile z nich weszło do klasyki polskiego kina także dzięki twórczości zmarłego kompozytora? Niech tytuły przemówią same za siebie: „Rodzina Połanieckich”, „Hubal”, „Barwy ochronne”, „Faustyna”, „Śmierć jak kromka chleba”!
Zaliczany do czołówki światowej polski kompozytor zdobył swoją sławę nie poprzez skandalizujące zachowanie, czy jak pisał Norwid „kłanianie się okolicznościom”, ale w dobie wszechobecnej relatywizacji wartości, agresywnej laickości i promocji wulgarności pozostał wierny swoim przekonaniom i wierze. To pójście po prąd, wbrew obiegowym opiniom, zaprowadziło Kilara na szczyt kompozytorskiego kunsztu.
Jego kariera zadaje kłam twierdzeniom, że osiągnięcie sukcesu wymaga chodzenia na skróty i uczynienia z kompromisu swojego drugiego, a z czasem pierwszego imienia. Swoją twórczością docierał Kilar także do tych, którzy nie podzielali jego przekonań. Mimo swoistej „odrębności” środowiskowej artysty o jego muzykę bili się także filmowcy na co dzień dalecy od wiary czy Kościoła. Kompozytor otaczany był szacunkiem nie tylko przez tak kunsztowne korzystanie z talentu, ale także właśnie przez wierność swym ideałom.
W wywiadzie udzielonym na Jasnej Górze Wojciech Kilar tak podsumował swoje życie: Starałem się, żeby to co robię, to co piszę, dotarło do ludzi, żeby nie było tylko moją satysfakcją, ale też innych. Jeśli choć jednego człowieka moja muzyka uczyniła trochę lepszym, to uważam, że nie zmarnowałem swojego życia.
Odrzucający i krytykujący posthonor, postreligijność oraz postpatriotyzm zmarły kompozytor może być pewny, że było ich znacznie więcej.
Requiescat In Pace!