27 lutego 2015

Wojna elit z narodami

Po ataku na siedzibę francuskiego brukowca “Charlie Hebdo”, prezydent Francji ogłosił natychmiast, że zamach nie miał nic wspólnego z religią mahometańską. Podobnie premier Danii, niezwłocznie zdiagnozowała strzelaninę w Kopenhadze jako akt terrorystyczny, ale obwieściła przy tym autorytatywnie, że „nie jest to wojna pomiędzy islamem i Zachodem”. A jednak Europa jest w stanie wojny, tyle że jest to konflikt pomiędzy samozwańczymi elitami a resztą rodzimych mieszkańców kontynentu. Elitami, które zniszczyły już niemal doszczętnie wszystko, co w dorobku cywilizacyjnym Europy było najpiękniejsze i najcenniejsze oraz mieszkańcami państw europejskich, odczuwającymi na sobie efekty owego zniszczenia. Jest to wojna na wyniszczenie, na śmierć i życie – takie starcie może przetrwać tylko jedna strona.


Jak wygląda owa konfrontacja w praktyce? Spójrzmy dla przykładu na to, co dzieje się u naszych zachodnich sąsiadów. Niemcy, podobnie jak mieszkańcy innych krajów zachodniej Europy, odczuwają narastające poczucie desperacji i frustracji wynikające z wmuszanej im odgórnie przez politycznych demiurgów masowej imigracji. Imigracji, która przygniata Niemców nie tylko liczebnie, ale także kulturowo, ponieważ składa się głównie z muzułmanów odmiennych od ludności autochtonicznej pod niemal każdym względem, od religijnego, przez językowy, po polityczny. Wydawałoby się zatem, że sytuacja jest poważna. Na szczęście Niemcy są przecież krajem demokratycznym a demokracje działają ponoć w ten sposób, że kiedy obywatele dają wyraz swojemu zaniepokojeniu, ich wybrani przedstawiciele, czyli politycy, podejmują kroki mające zaradzić złemu stanowi rzeczy.

Wesprzyj nas już teraz!

W Europie demokracja już tak nie działa. Kanclerz Angela Merkel poświęciła swoje przemówienie noworoczne, by wyjaśnić Niemcom, dlaczego wszyscy wspierający ruch PEGIDA (Patriotyczni Europejczycy przeciwni islamizacji Zachodu), to osoby „które w sercach mają uprzedzenia, zimno a nawet nienawiść”. Co to znaczy? Były szwedzki premier wyraził się bardziej dosadnie. Powiedział on bowiem, że Szwecja należy do emigrantów, nie do Szwedów. W Niemczech zamiast wyjść na przeciw oczekiwaniom społeczeństwa, zakazano demonstracji PEGIDY pod pretekstem zagrożenia terrorystycznego. Osiągnięto w ten sposób nowe standardy obłudy: z jednej strony bowiem nie wolno mówić, że islam nie jest religią pokoju, z drugiej zaś demonstracja antyislamska jest zagrożona atakiem terrorystycznym ze strony muzułmanów. Okazuje się jednak, że Skandynawia znów jest w awangardzie tam bowiem już niedługo ma być wprowadzone prawo zakazujące krytyki imigracji. W ten sposób wypowiadanie się o imigrantach i imigracji w tonie negatywnym będzie zwyczajnym przestępstwem, chociaż nawet ONZ wskazuje, że spowodują one to, iż w roku 2030 Szwecja znajdzie się na poziomie krajów Trzeciego Świata.

Liczba osób biegających się o azyl w Niemczech skoczyła w zeszłym roku do 200 tysięcy, jest to poczwórny wzrost w porównaniu z rokiem 2012. W tym samym czasie emigracja osiągnęła swój kolejny rekord w przeciągu ostatnich 20 lat. Tak samo jest w całej Europie. Ale rządy Niemiec, Szwecji, Wielkiej Brytanii czy wreszcie unijni eurokraci pokazują nie tyle ignorancję, czy niekompetencję, pozwalając na to, by ich społeczeństwa marniały, ale aktywnie promują zniszczenie ludzi, którzy oddali im do rąk władzę. W kręgach unijnych coraz odważniej mówi się, że nie można mówić o swobodnym przepływie ludzi, o wspólnych granicach, bez wspólnej polityki, która polegać by miała na równomiernym przyjmowaniu imigrantów przez wszystkie kraje wspólnoty.

Kanclerz Merkel zmobilizowała wszystkie siły pozostające w jej dyspozycji, starając się zdławić obywatelską rebelię, która wybuchła w samym mateczniku liberalnego totalitaryzmu. Na wezwanie stawili się wszyscy: państwowe i prywatne media głównego nurtu, partie politycznego establishmentu, nawet wspólnoty religijne, w tym Kościół katolicki. Ten sam, którego synowie i córki giną z rąk muzułmanów w Egipcie, Iraku i Syrii, Nigerii i wielu innych miejscach świata. Na katedrze kolońskiej zgasły światła na znak niezgody na sprzeciw tych, którzy starają się powstrzymać napływ do Europy pobratymców morderców chrześcijan. Samobójcze? Tak, ale cóż z tego, kiedy oddawanie cesarzowi co cesarskie jest priorytetem niemieckich biskupów (na drugim miejscu stoi duszpasterstwo rozwodników i osób homoseksualnych). Dlatego też, jeśli pani kanclerz czegoś od Kościoła potrzebuje, dostaje to z ucałowaniem ręki.

Oczywiście należy jeszcze wspomnieć o organizacji Rentamob, która zwołała i poprowadziła kontr-demonstracje. Rozdźwięk pomiędzy oboma marszami był taki, jak pomiędzy polskim Marszem Niepodległości i idącym w opozycji do niego Marszem Przeciwko Faszyzmowi: to na tym drugim, choć o wiele mniej licznym skupiają się media. A przecież sondaże wskazują, że na każdych trzech Niemców, jeden chciałby dołączyć do PEGIDY. Można sobie wyobrazić, jaki popłoch te dane wzbudzają na lewicy. Można sobie wyobrazić do jakich posunięć lewica jest zdolna, by takiej epidemii zapobiec.

Wszystko to brzmiałoby jak zwariowana teoria spiskowa albo scenariusz filmu science-fiction, w którym połączone siły polityków, lewicowych ideologów i lobbystów różnej maści łączy wspólny cel. Na szczęście, oni sami coraz częściej i coraz śmielej grają w otwarte karty, tak jak to uczynił ostatnio szwedzki premier. Dwa lata wcześniej w podobnym tonie przemawiał „ojciec globalizacji”, Peter Sutherland, w swoim przemówieniu do Izby Lordów. Zadeklarował on, że dobrze przeprowadzona emigracja „to niezbędny czynnik wymagany dla wzrostu ekonomicznego”. Jednakże konstatował, że „w niektórych krajach Unii Europejskiej może być trudno wyjaśnić to obywatelom”. Dlatego w państwach takich, jak Niemcy, właśnie starzenie się populacji (skądinąd logiczna konsekwencja propagowania aborcji i antykoncepcji) ma być „kluczowym argumentem” dla wprowadzenia państwa wielokulturowego. Sutherland potępił Europejczyków, którzy wciąż pielęgnują w sobie poczucie homogeniczności i różnienia się od innych. Unia Europejska powinna robić wszystko, żeby podkopać to poczucie – zakończył swoją przemowę.

Kiedy członek ścisłej elity w prostych słowach potwierdza kluczową rolę Unii Europejskiej w niszczeniu tożsamości narodowych Europejczyków, nie może być mowy o żadnych spiskowych teoriach. Mamy do czynienia z politycznymi realiami kontynentu. Europa, niegdyś najbardziej ucywilizowany zakątek świata ma zostać wciągnięta do globalnego systemu tanich i bezmyślnych zasobów ludzkich sterowanych przez biurokratów. Kultura, tożsamość, dziedzictwo etyka i moralność oraz wszystko to, co Europa dała z siebie ludzkości musi zostać odrzucone w imię profitów i utopii. Taki totalitaryzm może wydawać się mniej przerażający niż nazizm czy komunizm, ale zakończy się tak samo koszmarnie. Nie wolno dopuścić do tego, aby zatriumfował. Niestety, w przeważającej większości Europejczycy zachowują się jak lunatycy, biernie akceptując narzucany im Nowy Wspaniały Świat.

Jest jakąś pociechą, że niektórzy, choć wciąż mniejszość, powoli się budzą. PEGIDA, partie wyrażające swój sceptycyzm wobec emigracji i islamizacji kontynentu są Dawidami stającymi wobec Goliata unijnego totalitaryzmu. Siły wystawiane przeciw nim są olbrzymie, gdyż państwa i plutokracja wspólnoty europejskiej mają do dyspozycji ogromne zasoby. A jednak stanowią one jedyną nadzieję, że narody europejskie zostaną uchronione od kulturowego zaginięcia a ich główną bronią jest masowe poparcie obywateli. Pomimo wszystkich wysiłków kanclerz Merkel na marszu poparcia dla multikulturalizmu i emigracji stawiło się zaledwie 35 tysięcy osób. W Wielkiej Brytanii wszyscy główni gracze zjednoczyli swoje siły by zmarginalizować UKIP oraz Nigela Farage’a, który ostrzega Brytyjczyków przed “piątą kolumną” islamu, ale notowania UKIP rosną.

Takie sojusze zawiązywane od prawa do lewa można zaobserwować także w innych krajach, na przykład w Szwecji, gdzie układ broniący emigracji zawiązał się zaraz po wyborach i skutecznie wyizolował Szwedzkich Demokratów, partię anty-imigrancką, pomimo jej zwycięstwa. We Francji, wśród nawoływań o jedność odmówiono Frontowi Narodowemu prawa udziału w marszu jedności, do którego zaproszono wszystkie inne partie. Były dwie grupy społeczne, które nie pojawiły się tamtego dnia na ulicach Paryża. Jedną byli muzułmanie z banlieues, a drugą klasa robotnicza z Francji – profonde. W przypadku ewentualnej wojny domowej to właśnie te dwie strony będą ze sobą walczyć – paryska burżuazja oraz ci wszyscy, którzy identyfikowali się jako „Charlie” będą albo stać na uboczu, albo wspierać stronę muzułmańską tak, jak to czynią obecnie.

Monika Gabriela Bartoszewicz





Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij