Zorganizowana w Warszawie konferencja bliskowschodnia i wojownicza retoryka wiceprezydenta USA Mike’a Pence mogą wywoływać obawy o możliwość wojny z Iranem. Jeśli do niej dojdzie, to czy udział w niej weźmie Polska? To na razie spekulacje, jednak już teraz warto zastanowić się, czy ewentualny atak na Iran można uzasadnić w świetle teorii wojny sprawiedliwej.
Teoria wojny sprawiedliwej wywodzi się z myśli starożytnej, a rozwijano ją w średniowieczu i w czasach nowożytnych. Zgodnie z wypracowanym w zachodniej tradycji filozoficznej konsensusem do wypowiedzenia wojny niezbędna jest sprawiedliwa przyczyna – zauważa Alexander Moseley na stronie iep.utm.edu.
Wesprzyj nas już teraz!
Wojna musi być także wypowiedziana przez prawowitą władzę, posiadającą prawą intencję. Niezbędna jest także rozsądna szansa na sukces i użycie środków proporcjonalnych do celu. Co więcej, należy pamiętać, że wojna jest środkiem ostatecznym. Wolno się do niej uciekać dopiero w razie braku szans na sukces osiągnięty dzięki innym środkom. Wspomniane zasady ius ad bellum – nie oznaczają zatem, jakoby wojna sprawiedliwa musiała być wojną obronną.
Do sformułowania zasad wojny sprawiedliwej przyczynili się katoliccy święci. Także w czasach współczesnych Kościół wypowiadał się na ten temat. Sobór Watykański II potępił wojnę totalną i wyraził nadzieję na zakończenie wojen. Trudno się temu dziwić. Należy bowiem, pamiętać, że współczesna wojna diametralnie różni się od bojów toczonych przez średniowiecznych rycerzy. Stało się tak za sprawą morderczej mieszanki nacjonalizmu i demokracji. Wojna została uznana za sprawę narodową. Nieprzypadkowo za pierwszy (lub jeden z pierwszych) w dziejach pobór uznaje się ten dokonany podczas rewolucji francuskiej.
Do tego doszedł wpływ nowoczesnej technologii. Współczesny konflikt zbrojny za masową skalę oznacza masową śmierć, a niekiedy może stanowić ryzyko dla egzystencji ludzkości. Większa niechęć współczesnych papieży do wojny jest w tym świetle zrozumiała.
Nie oznacza to jednak zrzeczenia się zasady wojny sprawiedliwej. Ta bowiem pozostaje obecna w nauczaniu Kościoła. Zgodnie bowiem z Katechizmem Kościoła Katolickiego „należy ściśle wziąć pod uwagę dokładne warunki usprawiedliwiające uprawnioną obronę z użyciem siły militarnej. Powaga takiej decyzji jest podporządkowana ścisłym warunkom uprawnienia moralnego. Potrzeba jednocześnie w tym przypadku:
– aby szkoda wyrządzana przez napastnika narodowi lub wspólnocie narodów była długotrwała, poważna i niezaprzeczalna;
– aby wszystkie pozostałe środki zmierzające do położenia jej kresu okazały się nierealne lub nieskuteczne;
– aby były uzasadnione warunki powodzenia;
– aby użycie broni nie pociągnęło za sobą jeszcze poważniejszego zła i zamętu niż zło, które należy usunąć. W ocenie tego warunku należy uwzględnić potęgę współczesnych środków niszczenia.
Są to elementy tradycyjnie wymieniane w teorii tzw. wojny sprawiedliwej.
Ocena warunków uprawnienia moralnego należy do roztropnego osądu tych, którzy ponoszą odpowiedzialność za dobro wspólne”.
Tradycyjna doktryna wojny sprawiedliwej nie jest więc utopijna. Bierze pod uwagę, że człowiek jest skażony grzechem pierworodnym i do konfliktów niestety czasem dochodzi. Jednak nawet na wojnie należy postępować właściwie – a więc nie atakować niewinnych, używać siły proporcjonalnej do zagrożenia. Sprawiedliwe muszą być również warunki pokoju.
Wojna sprawiedliwa a Iran
Warto tę teorię zastosować teraz do sytuacji Iranu. Jest to kraj islamski, zdominowany przez szyizm jafarycki. W rankingu prześladowania chrześcijan organizacji Open Doors znajduje się na 9 miejscu. Z pewnością więc daleko mu do przestrzegania międzynarodowych standardów.
Z wrócił na to uwagę amerykański prezydent Mike Pence – podaje Dziennik.pl – oskarżył reżim irański o tłumienie wolności słowa, prześladowanie mniejszości religijnych, złe traktowanie kobiet, egzekucje homoseksualistów, sponsorowanie terroryzmu i opowiadanie się za zniszczeniem Izraela. Niewykluczone, że zarzuty te są w pewnym stopniu prawdziwe. Z drugiej jednak strony wszyscy pamiętają fałszywe zarzuty wobec Iranu.
Naciski na Iran są więc niewątpliwie uzasadnione. Wbrew pozorom jednak nie oznacza to, że wskazane jest wypowiedzenie wojny. Ta zaś stanowi „ostateczną ostateczność”.
Czy udział USA lub Polski w ewentualnej wojnie z Iranem wypełniłby kryteria wojny sprawiedliwej? Robert C. Koons na łamach thepublicdiscourse.com zauważa, że warunek ostatecznej siły nie wyklucza możliwości uderzenia prewencyjnego. Jednak można go dokonać jedynie w przypadku, gdy pewne jest, że w przeciwnym razie wkrótce nastąpi atak przeciwnego państwa. O bliskim i nieuchronnym ataku atomowym ze strony Iranu trudno zaś mówić – zauważa autor – w sytuacji, gdy nie islamski kraj nie posiada jeszcze broni jądrowej.
Co zaś z kolejnym warunkiem – wojny jako środku ostatecznego, po wyczerpaniu wszystkich innych, dyplomatycznych rozwiązań. Warunek ten również nie został spełniony. Przypomnijmy, że 14 lipca 2015 roku we Wiedniu społeczność międzynarodowa (USA, Rosja, Wielka Brytania, Francja Chiny i Niemcy) oraz UE zawarły porozumienie z Iranem. Z Iranu zdjęto sankcje, a Iran w zamian dopuścił inspekcje międzynarodowe w swoich instalacjach wojskowych.
To nie Iran, lecz prezydent USA 8 maja 2018 roku wycofał się z porozumienia. Według Amerykanów było to działanie uzasadnione postawą Iranu. Niemniej jednak wydaje się, że trudno mówić o wyczerpaniu wszelkich pokojowych środków. Wręcz przeciwnie – Amerykanie zrezygnowali z ich użycia. Polska, jeśli weźmie udział w ewentualnej wojnie, okaże się współwinna.
Co zaś z kwestią uzasadnionych warunków powodzenia i niewywoływania jeszcze większego zła przez wojnę? Tu sprawa jest dyskusyjna. Przypadek Iraku bowiem pokazał, że wskutek interwencji amerykańskiej doszło do destabilizacji sytuacji, co z kolei przyczyniło się do sukcesów Państwa Islamskiego – organizacji bardziej zbrodniczej niż reżim Saddama Husseina.
W kategoriach tradycyjnej doktryny wojny sprawiedliwej trudno zatem uznać ewentualny atak na Iran za uzasadniony. Nie spełnia on bowiem przynajmniej niektórych, o ile nie wszystkich jej kryteriów. Ewentualny atak należy zatem uznać za walkę interesów. Jednak cel nie uświęca środków, a w cywilizacji łacińskiej moralność obowiązuje, jak zauważył Feliks Koneczny we wszystkich sferach życia – polityki nie wyłączając. Zresztą nawet w kategoriach realpolitik uczestnictwo Polski na atak na Iran nie jest wskazany. Jeśli bowiem czyjeś bezpieczeństwo jest zagrożone przez Iran, to nie jest to bezpieczeństwo Polski.
Imperializm i retoryka wolności
Mike Pence w Warszawie wezwał ponadto do wycofania się z porozumienia z Iranem. Wszystko to w imię między innymi przestrzegania praw człowieka i przyniesienia Irańczykom wolności. To zaś może – choć nie musi – świadczyć o dążeniu do militarnego ataku.
W dobie zimnej wojny Stany Zjednoczone odegrały niezastąpioną rolę. To dzięki nim w znacznej mierze pokonany został Związek Radziecki. Jednak zamiast zadowolić się tym politycy amerykańscy zaczęli rozbudowywać swe nieformalne imperium. Retoryka niesienia wolności i praw człowieka przynajmniej w dobie po zimnej wojnie służy uzasadnianiu działań amerykańskiego Imperium.
Ludziom przedstawia się quasi-manichejską wizję świata, w której z jednej strony stoją kraje demokratyczne pod przewodnictwem Stanów Zjednoczonych, a z drugiej „dyktatorzy”. Ci ostatni nie są traktowani jak równorzędni partnerzy czy nawet równorzędni wrogowie. Spotyka ich bowiem moralna degradacja do roli przestępców, zbrodniarzy – w gruncie rzeczy podludzi. Nie zasługują oni na rokowania, negocjacje ani nawet na sprawiedliwą wojnę. Zwalcza się ich bowiem jak komara. Ataki na nich nie są nawet uznawane za wojny, lecz za akcje policyjne. Wojny toczy się z równym sobie suwerenem. Akcje policyjne toczy się przeciwko pospolitym przestępcom. Takie podejście nie ma jednak wiele wspólnego z doktryną wojny sprawiedliwej. Pozostaje więc nadzieja, że mimo wojowniczej retoryki do ataku jednak nie dojdzie.
Marcin Jendrzejczak