Unia Europejska chce budować własną armię, zaciągać kolejny uwspólniony dług. Nie bierze jednak pod uwagę zasadniczej kwestii: fatalnych wskaźników demograficznych w państwach europejskich. Zatem powstaje pytanie: kto będzie tworzył ową armię i kto spłaci dług?
Ralph Schoellhammer, wykładowca związany z Webster Vienna Private University komentując te kwestie przypomniał anegdoty z czasów II wojny światowej. Na kilka miesięcy przed końcem wojny Hitler miał zaproponować przejście żołnierzy Wehrmachtu na dietę wegetariańską z dodatkiem suplementów. „Zrezygnował z tego pomysłu dopiero po tym, jak jeden z jego oficerów sztabu generalnego przeprowadził te nowe wytyczne dietetyczne w ramach eksperymentu na sobie, co doprowadziło do tak oczywistego pogorszenia stanu zdrowia, że nawet Führer porzucił swój pierwotny plan”. Kilka lat wcześniej niemiecki przywódca miał proponować wprowadzenie całkowitego zakazu palenia w armii, ale wyperswadowali mu to generałowie. To totalitarne myślenie polegające na „niezdolności do dostrzeżenia związku między problemami szerszego obrazu” pojawia się także dzisiaj.
Przykładem jest propozycja uwspólnienia długu w celu budowania wspólnej siły obronnej, przy jedoczesnych spadających wskaźnikach demograficznych. W Niemczech mediana wieku w 1990 r. wynosiła 36 lat, a już w 2020 r. – wskaźnik ten wzrósł do 44 lat. Zakładając, że obecna tendencja się utrzyma, za dwa pokolenia ponad połowa Niemców będzie miała ponad 60 lat.
Wesprzyj nas już teraz!
Podobna sytuacja ma miejsce w innych krajach europejskich, gdzie wskaźniki urodzeń są dalekie od wymaganego współczynnika dzietności 2,1, aby utrzymać populację na stabilnym poziomie.
Węgry, które przeznaczają aż 5,5 procent swojego PKB na wsparcie rodzin, mają wskaźnik dzietności na poziomie 1,5 dziecka na kobietę.
Europejczycy wymierają. Schoellhammer komentuje, że w tym kontekście zaciągnięcie większego długu na potrzeby armii jawi się jako „niemal chorobliwy cynizm”, gdyż „jest zupełnie oczywiste, iż od Portugalii po Polskę w przyszłości nie będzie wystarczająco dużo podatników ani żołnierzy”. I dodaje, że „staje się to jeszcze bardziej absurdalne, ponieważ Bruksela najwyraźniej uważa, iż można zmusić mężczyzn, którzy są albo w połowie drogi do emerytury, albo już na emeryturze, by chętnie walczyli w obronie Tajwanu lub Ukrainy, dwóch krajów, które niemal zrezygnowały z prokreacji. Pomysł, by niewielu młodych ludzi, których Zachód jeszcze ma, poświęcić w wojnie o wolność dwóch krajów o najniższym wskaźniku dzietności na świecie, jest absurdalny” – pisze.
Autor zaznacza, że „jak każda zdrowa na umyśle osoba potępia rosyjską inwazję i ma nadzieję, że w Chinach zwycięży chłodniejszy umysł, ale nawet bez zagrożenia ze strony Moskwy i Pekinu w przyszłości będzie coraz mniej Tajwańczyków i Ukraińców. Rosjanie i Chińczycy są w równie złej sytuacji demograficznej, ale zaczynają z wyższego poziomu. Mimo to wkraczamy w świat, w którym ludzie są najważniejszym i najrzadszym ze wszystkich zasobów”.
Schoellhammer zwrócił uwagę na jeszcze jeden problem. Chodzi o eksperyment z próbą zastąpienia dzieci, których Europejczycy nie chcą, dziećmi ze świata spoza Zachodu.
Autor wątpi, by udało się stworzyć „funkcjonujące społeczeństwa”. Nie wierzy, by udało się zmusić „21-letniego Ahmeda” do walki w obronie Europy. Jeszcze w 2006 r. Wiedeński Instytut Demografii przeprowadził badania, z których wynikało, że do 2051 r. większość Austriaków poniżej 15 roku życia będzie muzułmanami. Wątpliwe jest, by młodzi muzułmanie chcieli pracować na swoje emerytury i chcieli się bić za rodzimych emerytów. Trudno mówić o jakiejś formie „solidarności społecznej”. By ona zaistniała, ludzie „muszą mieć wspólną przeszłość i przekonanie, że są częścią większej historii, która tworzy zobowiązania dla przeszłych, obecnych i przyszłych pokoleń. Tych warunków po prostu nie spełnia większość migrantów z części świata spoza Zachodu i nie są oni zainteresowani finansowaniem długu Europy ani walką w jej wojnach” – czytamy. Na wojnie zginęłaby w pierwszej kolejności młodzież patriotyczna, rodzima.
Chociaż autor zdaje sobie sprawę z pesymistycznej prognozy – i niekoniecznie musi ona być aż tak ponura – to jednak podkreśla, że „można się spodziewać jakiejś odmiany powyższego scenariusza”. „Narody Europy znikają, a nikt o tym nie mówi ani nie zachowuje się tak, jakby to się nie działo. Nie można wiecznie odwlekać zderzenia z rzeczywistością, ale im dłużej się próbuje, tym bardziej bolesne ono będzie” – konkluduje.
Źródło: brusselssignal.eu
AS