„Pinokio Carla Collodiego to opowieść o przemianie z istoty bezdusznej w istotę moralną, drewniany chłopiec musi zrozumieć, że istnieje różnica między dobrem i złem, a także nauczyć się wybierać właściwie. Jest to więc także podróż od stanu barbarzyństwa do cywilizacji. Guillermo del Toro w swojej wersji odwraca to przesłanie: Pinokio jest chwalony za to, że jest chłopcem nieposłusznym, gdyby był posłuszny, to oznaczałoby, że jest z nim coś nie w porządku”, pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Piotr Gociek.
W ocenie publicysty wyprodukowana przez Netflix wersja „Pinokia” nie jest bajką, tylko lewackim manifestem. „Kto posłuszny, ten faszysta. Patriarchat to faszyzm. Faszystowskie ciągoty przejawia też twój rodzic, jeśli wytknie ci, że zachowujesz się niestosownie. Żeby aluzje były nie tylko jasne, lecz także toporne jak pieniek, z którego powstał pajacyk, akcję filmu przeniesiono w czasy włoskiego faszyzmu, zresztą Mussolini się tu osobiście pojawia. Aha, no i jeszcze jedna ważna rzecz: to, co najgorsze, przydarzy ci się w kościele”, relacjonuje.
„Film Guillermo del Toro to dzieło tyleż zachwycające technicznie, co przygnębiające i niepotrzebne. Pochwała rebelii, która zamienia się w pochwałę dzikusa, bo tym przecież skończyć się musi wyrzucenie do kosza wszystkich hierarchii i przekonywanie, że każda forma posłuszeństwa to zbrodnia. Odrobina przyzwoitości wymagałaby, żeby del Toro obył się bez szyldu Pinokio, bo jego film nie ma nic wspólnego z książką Collodiego. Ale cwany reżyser tego nie zrobił, bo wie, że publikę łatwiej skusić głośnym tytułem niż prywatnymi manifestami”, podsumowuje Piotr Gociek.
Wesprzyj nas już teraz!
Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”
TK
Nie oglądajcie „Królowej”. A w ogóle zrezygnujcie z Netflixa! [WIDEO]