3 października 2022

Gwałt z bronią w ręku?! „Wyborcza” obnaża wszystkie grzechy „Homokomando”

(Źródło: zrzut ekranu z YouTube / Jan Bodakowski filmy)

Nie wyobrażam sobie zatuszowania tej sprawy. Nie wolno. Trzeba walczyć z predatorami, którzy zakładają kominiarki i polują na ludzi – czytamy w „Gazecie Wyborczej”. Dlaczego polskojęzyczny organ rewolucji obyczajowej przejął inicjatywę w obnażeniu zbrodni skrywanych w łonie znanej organizacji LGBT? 

W „Wyborczej” ukazał się obszerny reportaż będący owocem śledztwa dziennikarskiego w sprawie nadużyć seksualnych popełnianych przez członka tzw. „Homokomando”. Organizacja LGBT, która deklaruje walkę o demokrację i „prawa człowieka”, okazała się być siedliskiem przemocy seksualnej, którą długo ignorowała większość członków zarządu. W końcu nawet polskojęzyczna awangarda wojny przeciwko polskim wartościom nie mogła na ten temat milczeć. Ale – ale jak nietrudno się domyślić – odezwała się w sobie właściwym stylu…

Samo „Homokomando” zdecydowało się wykorzystać motyw sportu dla realizowania agendy homoseksualno-genderowej, organizując biegi i promując kulturę fizyczną. To my staliśmy na pierwszej linii podczas Strajku Kobiet, broniąc protestujące osoby przed policyjną agresją. To my protestowaliśmy przeciw atakom PiSu na osoby LGBT+. To nas zaatakowali nacjonaliści w Gdańsku – ale nie poddaliśmy się i tydzień później zrobiliśmy Gdański Bieg Równości. To my złożyliśmy tęczowy bukiet w rocznicę Powstania Warszawskiego. I to my zadaliśmy Tuskowi pytanie, kiedy wreszcie chłopak będzie mógł wziąć ślub z chłopakiem – czytamy na stronie.

Wesprzyj nas już teraz!

Jak podaje „Wyborcza” jeden z członków zarządu tego lobbingu okazał się „predatorem” i gwałcicielem, który w ramach zemsty za wcześniejszą odmowę seksu uwiódł przez internet pijanego homoseksualistę, po czym z bronią w ręku zmusił go do aktu seksualnego. Miał pecha, ponieważ jego ofiara nagrała całą scenę telefonem postawionym na szafce. Teraz jego nazwisko zapisywane jest skrótem i grozi mu do 12 lat więzienia.

„Postępowa” gazeta wystąpiła w roli śledczego, przejmując tym samym inicjatywę w obnażeniu nieprawości neomarksistowskiej organizacji. Zapewne po to, by pierwsza nie zrobiła tego strona konserwatywna. Marginalnie warto wspomnieć, że gdyby związany z prawicą zwyrodnialec zmusił kogoś do seksu przy użyciu pistoletu, to ta sama gazeta niechybnie podniosłaby larum, angażując w to całą „hoplofobiczną” maszynerię. Ale gdy zrobił to homoseksualista, to pytanie „po co była mu broń?” nawet nie pada.

 

Syndrom oblężonej Sodomy

Przytaczanie fragmentów z okazałego reportażu „Wyborczej” byłoby masochizmem. Opisy i wypowiedzi osób zamieszanych w sprawę są tak patologiczne i wulgarne, że względnie normalny człowiek nawet w opowieściach nie styka się z tak odrażającym światem. Ale jedna wypowiedź byłej członkini „Homokomando” jest warta zacytowania: Ogólnie był burdel. Kółko wzajemnej adoracji. Jako komisja dostaliśmy tylko jedno nieformalne zgłoszenie w grudniu 2021 r. od Katarzyny o tym, że nie chcą jej wypłacić pieniędzy za wykonane dzieło i o przemocowym zachowaniu Macieja, ale zarząd miał jeden tekst na wszystko: „my jesteśmy sobą”.

„Jesteśmy sobą” – to właśnie ten kłamliwy refren powraca za każdym razem, gdy manipulatorzy spod czterech liter z plusem nie mają już żadnych argumentów, by bronić swoich zwyrodniałych praktyk i poglądów.

Lewicowi ideologowie proponują nam bardzo ponury świat, wyzuty z rzeczywistej ludzkiej godności. Zapominają o starej jak świat prawdzie, że zazwyczaj, aby stać się sobą, trzeba najpierw zanegować siebie. Krytycznie spojrzeć na to, co wadzi nam w osiągnięciu ideału. Że przeszkody należy usuwać, a nie przydawać im nowe, odwrócone znaczenie. Jeżeli odnajduję w sobie nieuporządkowanie seksualne, które uniemożliwia mi stworzenie szczęśliwego związku, to pracuję nad tym nieuporządkowaniem, by zintegrować swoją osobowość, a nie wmawiam sobie, że „taki się urodziłem”.

Osoby zwiedzione przez ideologię LGBT są nakłaniane do czegoś wręcz przeciwnego – do swoistego „odpuszczenia”. Jestem, jaki jestem. Nic na to nie poradzę. Zamiast pracować nad sobą, po prostu zaakceptuję siebie. Bez walki, bez spojrzenia prawdzie w oczy, bez bólu, który towarzyszy dążeniu do obiektywnego dobra. Po co mam czerpać korzyści z przyswojenia norm moralnych, skoro mogę uciec się do współczesnej Sodomy, gdzie każda moja skłonność będzie nazwana dobrą.

Homoseksualiści, którzy ulegli tej przewrotnej ideologii, z góry ubezpieczają się przed inną perspektywą spojrzenia na swoje problemy. „Oczywiście patoprawica to wykorzysta i uderzy w środowisko LGBT+, ale ja nie wyobrażam sobie zatuszowania tej sprawy” – mówi jedna z aktywistek, która zaangażowała się w obnażenie zgnilizny „Homokomando”.

Nie wiem, co to jest „patoprawica” i czy sam w oczach aktywistki zaliczam się do jej grona. Ale wiem, że z takimi stwierdzeniami można jedynie okopać się i znieczulić na osąd sumienia – tego głosu Bożego, który najpierw szturmuje, potem krzyczy zza murów, by na końcu całkiem umilknąć i zostać zastąpionym przez fałszywe sumienie, dla którego jedynym bogiem jest równie wykrzywione „ja”. Człowiek przestaje zauważać, że w twierdzy, w której się zabarykadował, to on sam jest swoim największym wrogiem, a nie żadna „patoprawica” napierająca do bram.

 

Mroczny świat za „tęczową” fasadą

Cała narracja reportażu „Wyborczej” zdaje się mówić między wierszami: zmuszanie do seksu jest złe, w organizacji panuje „burdel”, ale poza tym wszystko jest OK. To, że sodomici umawiają się przez aplikację na przygodny seks. Że paradują bezwstydnie po ulicach miast. Że zakładają jakąś dziwną „bojówkę”, która ma na celu taranowanie moralności publicznej w Polsce.

Przewrotność tkwi w tym, że choć gazeta przeprowadziła wnikliwe śledztwo dziennikarskie i zrobiła przy tym niezłą robotę, to potępienie homoseksualnego „predatora” tym bardziej wzmaga afirmację „niepredatorskich” zachowań homoseksualnych. Gazeta przechodzi do porządku dziennego nad ohydą świata, który opisuje i nad nieszczęściem osób, które utknęły w tym świecie. Nawet gdy mówi się, że ktoś cierpi na depresję, że ma problemy psychiczne, że jest nieszczęśliwy, to – broń Boże! – nie wolno tego łączyć z zaburzeniami orientacji seksualnej i rozwiązłym stylem życia.

Jest to zachowanie typowe dla lewicowych hien dziennikarskich, które nawet pod pozorem współczucia i dochodzenia sprawiedliwości, ignorują prawdziwe przyczyny ludzkiego nieszczęścia. Bowiem zwrócenie na nie uwagi burzyłoby tak skrzętnie konstruowaną atrapę rzeczywistości, w której grzech, zło i ludzka krzywda pomalowane są na sześć jaskrawych kolorów tęczy, aby zakryć mrok i brud kryjące się pod fasadami z papieru.

Nieszczęście tych osób krzyczy wręcz z każdego akapitu reportażu „Wyborczej”, podobnie jak z wielu innych materiałów w mediach. Ale lewicowi kreatorzy rzeczywistości uznają, że lepiej zwalić wszystko na „patoprawicę”, która prześladuje biednych gejów, niż szukać przyczyn tam, gdzie one są.

Łajdactwo takiej postawy jest mniej lub bardziej zawinione, biorąc pod uwagę, że ten czy inny dziennikarz został zainfekowany wirusem ideologii LGBT, a jego umysł niekoniecznie dysponował światłem rozumu i znajomością zasad, które pozwoliłyby mu ocenić własne działania. Niemniej walka „Gazety Wyborczej” o rzekome „prawa człowieka” i domniemaną „godność” homoseksualistów jest przykładem najpodlejszej manipulacji, która pogłębia ludzkie nieszczęście przy jednoczesnych obłudnych deklaracjach troski o człowieka.

Filip Obara

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij