5 grudnia 2013

Wszystko, czego nie chcecie wiedzieć o gender, a powinniście

(Marguerite Peeters. Fot. CN MediaFR)

Nie wiem, czy tylko ja mam specyficznych znajomych, czy we wszelkich dyskusjach na temat ideologii gender pojawiają się napuszone panny i panie, które z lekceważeniem kwitują „ciemnogrodzkie straszenie genderem” z pozycji osób, które jeśli nie ukończyły „studiów genderowych” to przynajmniej czytały Uwikłanych w płeć autorstwa Judith Butler.

 

Pierwsza z brzegu wypowiedź: Studiowałam socjologię, specjalizację społeczno-kulturowa tożsamość płci (czyli gender) pięć lat i pierwsze słyszę, że to na tym polega gender. Widocznie odkąd skończyłam studia (2007 r.) to pojęcie uległo całkowitemu przedefiniowaniu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Cóż, mi także kilka lat zajęło odkrycie, że połowa tego, czego uczyłam się na studiach psychologicznych to czyste New Age, a z drugiej połowy 70 procent stanowią przydatne w praktyce terapeutycznej, ale nie oparte na badaniach zgrabne teorie. Natomiast naprawdę nie musimy tracić kilku lat życia na studia o specjalizacji społeczno-kulturowej tożsamości płci by zrozumieć, czym jest gender i dlaczego, jako zjawisko polityczne, ideologia ta jest niebezpieczna dla każdego, niezależnie od światopoglądu.

 

Książka  pt. Gender – światowa norma polityczna i kulturowa napisana przez Marguerite A. Peeters jest, moim zdaniem, absolutnym minimum niezbędnym do przeczytania na ten temat. Stosunkowo niewielka (przeczytałam ją w podróży pociągiem na trasie Warszawa-Poznań), napisana przystępnym językiem, stanowi kompendium wiedzy o gender.

 

Nie wiem, czy Państwo zauważyliście, ale trudno szukać fascynacji tą ideologią u osób pochodzących ze zdrowych, szczęśliwych rodzin, wiodących udane życie małżeńskie i rodzinne. O gender pozytywnie mówią z reguły osoby w dziwacznych związkach, panie, które z domu uciekają w pracę zawodową, bo czują się stłamszone, duzi chłopcy, niezdolni do utworzenia dojrzałego, opartego na autentycznej miłości związku z kobietą, rodzice, którzy w swoich dzieciach próbują uleczyć własne rany i zapewnić im „lepsze dzieciństwo” niż to, jakiego sami doświadczyli.

 

A zatem gender przemawia szczególnie mocno do osób poranionych emocjonalnie, postrzegających relacje między ludźmi nie tyle jako otwartą na służbę drugiej osobie miłość (caritas), a raczej jako relację walki o władzę i dostarczania sobie nawzajem pewnych korzyści. Są to osoby z jednej strony  będące ofiarą kryzysu kultury wywołanego przez to zjawisko, zaś równocześnie otwarte na iluzoryczne pseudorozwiązania przez nie oferowane.

 

Osób takich jest stosunkowo niewiele, okupują jednak „studia genderowe” i różne lewicujące (i dobrze finansowane) organizacje. Prawdziwy problem polega na tym, że przeciętna Kowalska nie ma o gender zielonego pojęcia i pewien niepokój zaczyna odczuwać dopiero wtedy, gdy dziecko z przedszkola przynosi książeczkę o tym, że „chłopcy mogą się ubierać w sukienki, jak chcą” i pyta taty, dlaczego się nie maluje.

 

Peeters omawia szczegółowo źródła i inspiracje światopoglądowe, które stanęły u podstaw ideologii.  Historia ta obejmuje i Freuda z jego „śmiercią ojca”, i Sanger ze „śmiercią matki”, a także Nietzschego ze „śmiercią Boga” . Gender zakłada postrzeganie relacji mężczyzny z kobietą nie jako relacji miłości, a władzy. Poznanie nazwisk i koncepcji, które leżą u kulturowych podstaw tego zjawiska pozwala nam lepiej zrozumieć, dlaczego cieszy się tak wielkim powodzeniem.

 

Z praktycznego punktu widzenia bardzo ważne są kolejne rozdziały, mówiące w jaki sposób normy genderowe znalazły drogę do polityki światowej, czym jest gender mainstreaming i jakie ma konsekwencje – np. dla życia codziennego w małym miasteczku w Polsce, gdzie dzieci rodziców wyrażających niezgodę na wdrażanie programu genderowego w przedszkolu, próbowano wyrzucić z tegoż.

 

Peeters ukazuje proces historyczny, który doprowadził do tego, że narzucona przez mniejszość wizja człowieka, choć pozbawiona naukowych podstaw, wizja, której przeczy biologia, psychologia ewolucyjna, a nawet antropologia, zostaje narzucona jako „globalny konsensus” nowej etyki i kultury i realizowana w prawodawstwie.

 

Szczerze przyznam, że opisany przez Peeters proces „dekonstrukcji płci” oferowany przez najnowszą odmianę ideologii gender – czyli teorię queer jest kuszący. Mówi on o braku jakichkolwiek ograniczeń, czy to biologią, czy orientacją seksualną, czy rolami płciowymi w całkowitej swobodzie codziennego definiowania swej tożsamości na nowo. Współczesna, a ubrana w wyrafinowany język pseudofilozofii stara obietnica „będziecie jako bogowie”.

 

Zresztą to właśnie pisze też Peeters: „Gender nie wymyśla niczego nowego. Przyłącza się do procesu negacji właściwej dla tajemnicy zła która od początku, na przestrzeni całej historii wciągała ludzkość w potrójną dewiację: nieuporządkowanej pogoni za władzą i przyjemnościami oraz posiadania władzy, traktowanymi jako cele same w sobie. Sprawia, że na nowo pojawia się dawna pokusa nadczłowieka, mężczyzny i kobiety, którzy chcą „być jak Bóg””.

 

Jedyne wątpliwości budzi proponowana przez Peeters wizja przeciwstawienia się mentalności genderowej. Autorka słusznie podsumowuje, że gender jest kolosem na glinianych nogach, który wnosząc w życie człowieka pustkę nie oferuje konstruktywnych rozwiązań, a jedynie stare, marksistowskie idee osiągnięcia szczęścia ziemskiego, ubrane w nowe, modne szatki. Autorka jednak jakby nie zauważa, że pustkę tę wypełnia w Europie kultura dająca silne poczucie tożsamości płciowej, radykalnie podkreślająca różnice między kobietą a mężczyzną, lecz prowadząca ku drugiej skrajności – traktowania kobiety w sposób przedmiotowy. Chodzi tu o islam.

 

Na szczęście w książce Peeters padają konkretne propozycje dotyczące tego, co możemy robić, by chronić normalność. A podstawą jest jednak – nie posługiwać się sztucznym językiem genderowców. Autorka podkreśla, że pod kilkoma sympatycznie brzmiącymi hasłami, np. „walki z negatywnymi stereotypami płciowymi” kryje się ideologia prawdziwie niszczycielska, nierozłącznie z nimi zintegrowana. Przestrzega szczególnie przed postawą „użytecznego idioty”, czyli osoby bezkrytycznie łykającej dobrze brzmiące slogany, nie zauważając zupełnie ich „drugiego dna”. Postawę tę trafnie streszcza poniższa wypowiedź:

„Znam dobrze teorię gender, nie podchodzę do niej bezkrytycznie, ale mam ją na względzie, wychowując moje dzieci. (…)  Zawsze znajdą się fanatycy każdej teorii czy ideologii, którzy w tym fanatyzmie niebezpiecznie płyną jak najdalej od rzeczywistości i zdrowego rozsądku. Nie oznacza to jednak, że ta teoria czy ideologia nie ma w sobie czegoś sensownego.”

 

Peeters wyjaśnia to jednoznacznie. Gender zakłada taką wizję człowieka, która prowadzi wyłącznie do jego degeneracji, mimo iż niektóre z głoszonych przez nią sloganów brzmią szlachetnie. Zło w czystej postaci źle się sprzedaje, dobrze sprzedaje się ładnie polukrowana karykatura dobra.

 

Podsumowując – książka potrzebna, ważna, o solidnym warsztacie naukowym, nadająca się do czytania dla każdego, niedługa. Jednym słowem, must read!

 

Bogna Białecka

 

Marguerite A. Peeters, Gender – światowa norma polityczna i kulturowa. Narzędzie rozeznania. Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa 2013.

 

{galeria}

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij