Wszystko wskazuje na to, że policja działała zgodnie z prawem. Oczywiście środowiska lewicowe, aborcyjne i liberalne media pieją, że kobiecie „został zabrany komputer i telefon”. Fakty są następujące: kiedy jest podejrzenie próby samobójczej oraz podejrzenie zażycia środków niewiadomego pochodzenia, które mogą zagrażać zdrowiu i życiu oraz których dystrybucja w Polsce jest nielegalna, to policja musi podjąć interwencję. Chociażby dlatego zostały zarekwirowane „komputer i telefon” kobiety, żeby spróbować znaleźć źródło pochodzenia tych pigułek – mówi w rozmowie z PCh24.pl Paweł Ozdoba, prezes Centrum Życia i Rodziny, który skomentował sprawę pani Joanny z Krakowa.
Lewicowo-liberalne media żyją sprawą pani Joanny z Krakowa, która miała być prześladowana przez „państwo PiS” i „policję PiS” za to, że przyjęła tabletkę poronną. W publikowanych materiałach pojawia się sugestia, że to samo czeka wszystkie kobiety. Jaka jest prawda? Co w tej sprawie wiemy na pewno?
Wesprzyj nas już teraz!
Wiemy to, że kobieta przyjęła pigułki poronne celem uśmiercenia dziecka. Wiemy na pewno, że ktoś te pigułki jej dostarczył. Wiemy, że kobieta poroniła, a więc mamy do czynienia z procedurą aborcji farmakologicznej.
Wiemy również, że dostarczanie w Polsce pigułek poronnych jest nielegalne – mam tu na myśli pomocnictwo w wykonaniu aborcji – a ściganie osób dostarczających takie pigułki jest bardzo trudne. W tej sytuacji mamy do czynienia z podejrzeniem pomocnictwa w wykonaniu aborcji, a zatem policja działała w ramach prawa.
A co z informacjami, które pojawiają się w mediach, np. że ciąża zagrażała zdrowiu i życiu tej pani?
Aby zabrać głos w tej kwestii musielibyśmy otrzymać jasną i zdecydowaną informację od lekarzy. Podejrzewam, że ze względu na dobro pacjenta takie informacje oficjalnie nie pojawią się w mediach, w związku z czym mamy do czynienia z samymi deklaracjami kobiety, czy innych ludzi. Nie mamy dostępu do medycznej dokumentacji. W mediach będą krążyły co najwyżej jakieś stanowiska umacniane przez różnego rodzaju aktywistów lewicowych i zaangażowanych bardzo mocno w sprawy aborcyjne dziennikarzy i polityków.
Według obowiązującego w Polsce prawa, jeśli ciąża zagraża życiu i zdrowiu matki, to można przeprowadzić tzw. legalną aborcję. O tym jednak niemal nikt nie mówi. Zamiast tego słyszymy, że kobieta miała prawo zażyć pigułkę…
Może zabrzmi to brutalnie, ale odnoszę wrażenie, że pani Joanna chciała pójść „na łatwiznę” – połknąć lansowaną przez środowiska aborcyjne tabletkę i uznać, że sprawa jest zakończona.
Co ciekawe: okazało się, że zażycie tabletki zaczęło w jakiś sposób zagrażać jej zdrowiu. O tych zagrożeniach dla zdrowia i życia matki po zażyciu pigułki aborcyjnej od dawna mówią zresztą środowiska pro life. Kobieta sama mówiła w materiale TVN, że po zażyciu pigułki poczuła się źle i w związku z tym zawiadomiła lekarza. Wychodzi więc na to, że jakieś negatywne konsekwencje zdrowotne po przyjęciu tej pigułki pojawiły się. Pigułka doprowadziła więc do uśmiercenia dziecka nienarodzonego oraz pogorszenia zdrowia kobiety.
Funkcjonariusze policji, kiedy dowiedzieli się o całej sprawie zaczęli podejrzewać, że po pierwsze ma do czynienia z nielegalnym środkiem, który zagraża zdrowiu i życiu, a po drugie, że być może kobieta chciała popełnić samobójstwo, a wówczas policja ma prawo interweniować. Policja w swoim stanowisku mówiła, również o kiepskim stanie emocjonalnym kobiety. Co więcej, dyspozytor, który odebrał telefon otrzymał informację, że kobieta właśnie popełniła aborcję i myśli o odebraniu sobie życia. Nie dziwi więc reakcja policji.
Policja jest oskarżana, że naszła i prześladowała niewinną kobietę, która „miała problem”. Dopiero po pewnym czasie okazało się, że kobieta zgłaszała myśli samobójcze, a w takich wypadkach, jak Pan zauważył – policja musi interweniować i dostarczyć taką osobę do specjalisty w zakładzie zamkniętym…
Wszystko wskazuje na to, że policja działała zgodnie z prawem. Oczywiście środowiska lewicowe, aborcyjne i liberalne media pieją, że kobiecie „został zabrany komputer i telefon”. Fakty są następujące: kiedy jest podejrzenie próby samobójczej oraz podejrzenie zażycia środków niewiadomego pochodzenia, które mogą zagrażać zdrowiu i życiu oraz których dystrybucja w Polsce jest nielegalna, to policja musi podjąć interwencję. Chociażby dlatego zostały zarekwirowane „komputer i telefon” kobiety, żeby spróbować znaleźć źródło pochodzenia tych pigułek.
Media i politycy lewicowi twierdzą jednak, że to wszystko co spotkało panią Joannę to pokłosie „wyroku Przyłębskiej i PiS”, czyli wyroku TK z 22 października 2020 roku zakazującego wykonywania w Polsce tzw. aborcji eugenicznej. Zgodnie z tą narracją wszystkie kobiety czeka taki los jak panią Joannę, wszystkie pójdą do więzienia i będą prześladowane przez policję…
To po prostu szaleńcza, żeby nie powiedzieć obłąkana interpretacja i narracja środowisk aborcyjnych. Jeśli ludzie ci uważają, że tak właśnie funkcjonuje polskie prawo to są w głębokim błędzie.
Wszystko jednak wskazuje na to, że ta fala emocjonalnego zrywu jest obliczona na ewentualny sukces polityczny, ponieważ przywrócenie kwestii aborcji do debaty publicznej, a co za tym idzie reaktywacja tzw. strajku kobiet byłoby bardzo na rękę środowiskom lewicowym, które mówią wprost, że tzw. bezpłatna aborcja na życzenie powinna być w Polsce legalna.
Tak więc byłoby to na rękę politykom, ale i mediom liberalno-lewicowym, które mogłyby zająć się tym tematem, eskalować jeszcze większe emocje, a co za tym idzie zwiększyć swoją oglądalność i klikalność. Tak działają media, tak działa polityka, niestety…
I temu wszystkiemu ma służyć kampania kłamstwa, która urąga jakiejkolwiek logice, przyzwoitości i po prostu człowieczeństwu?
W kwestiach dotyczących aborcji zawsze jest bardzo dużo emocji. Media liberalno-lewicowe nie chcą mówić o faktach, tylko o emocjach. One wręcz podkręcają negatywne emocje, bo tylko to jest dla nich korzystne. Jeśli media posługiwałyby się tylko oficjalnymi komunikatami i bazowały na faktach, to nie mogłyby generować aż takich emocji.
Generowanie emocji jest tym, na czym środowiskom aborcyjnym najbardziej zależy. Chcą one wmówić opinii publicznej, że istnieje jakieś zagrożenie dla kobiet, które „są w dramatycznej sytuacji, u kresu wytrzymałości” i decyzja o aborcji, czy połknięciu pigułki poronnej jest dla nich piekielnie trudna, bo one chciałyby jednak być matkami, ale tak bardzo się boją, a wszystko to wina opresyjnego zakazu aborcji, którego strzegą prokuratura, policja i inne „organizacje para-militarne stworzone przez PiS”.
Stworzenie klimatu ogromnego zagrożenia dla kobiet w ciąży ma na celu przekonanie opinii publicznej, że trzeba zalegalizować dzieciobójstwo, że tylko w ten sposób uda się uniknąć „trudnych sytuacji”.
Czy można powiedzieć, że mamy do czynienia ze zmianą narracji proaborcyjnej? Jeszcze 2-3 lata temu środowiska aborcyjne krzyczały „Aborcja za życiem”, „Aborcja jest O.K.”. Teraz aborcja jest przedstawiana jako ratunek dla kobiet, który odebrał im „PiS z Przyłębską”.
Na pewno ta narracja się zmienia. Na pewno mamy przedstawia się coraz bardziej przejaskrawione przypadki. Proszę zauważyć, że liberalna lewica nie mówi o kobietach, które walczą o swoje dzieci. Nie pokazuje się kobiet, które słyszą od lekarza: „Droga matko, twoje dziecko może być zagrożeniem dla twojego zdrowia i życia, ale możesz o nie walczyć, bo sytuacja nie jest przegrana”, a mimo to nie decydują się one na tzw. aborcję. O takich kobietach opowiada film wyprodukowany przez Centrum Życia i Rodziny pt. „Miłość większa niż strach”. Opowiada on o pięknych historiach rodziców, którzy pomimo ostrzeżeń lekarzy nie zdecydowali się na tzw. aborcję. O takich przypadkach TVN i inne media liberalno-lewicowe milczą. Wolą one lansować samą aborcję, rozgrzewać emocje, a kobiety, które zabiją swoje dziecko otrzymują od nich nagrody i są przedstawiane jako super-bohaterki. Jest to straszne, ale tak wygląda właśnie lewicowo-liberalny świat mediów i polityki.
Czy jest jakakolwiek tragedia, która nie zostanie wykorzystana do nawalanki politycznej?
Niestety na tragediach, na trumnach buduje się najlepsze narracje medialne w szczególności w okresie kampanii wyborczej, a w takim czasie żyjemy. To nasza smutna rzeczywistość, ale chyba nie uda się mediom, o których rozmawiamy przewalczyć i nie skusić się na takie możliwości generowania emocji, jakie dają ludzkie tragedie.
Bóg zapłać za rozmowę.
Tomasz D. Kolanek