Dzięki Okrągłemu Stołowi komuniści zachowali na długie lata swój stan posiadania i, co będę cały czas powtarzał, uniknęli jakiejkolwiek odpowiedzialności za swoje zbrodnie. Wielu z nich przeszło swoistą „transformację” z kacyków partyjnych w biznesmenów bądź w „autorytety moralne” i to oni do dzisiaj pouczają nas, co mamy robić i jak mamy myśleć – mówi w rozmowie z PCh24.pl ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.
Jak zapamiętał Ksiądz „wiosnę Solidarności”, jak nazywany jest dzisiaj okres kilku miesięcy poprzedzających zwołanie obrad Okrągłego Stołu?
Wesprzyj nas już teraz!
Na przełomie 1988 i 1989 roku, kiedy następowały zmiany w Polsce wiązano z tym ogromne nadzieje. W kwietniu i maju 1988 roku jako kapelan uczestniczyłem w strajku w Nowej Hucie, który został rozbity przez ZOMO. Takich protestów było jednak wiele. To dzięki nim „Solidarność” odżyła.
Podczas „wiosny Solidarności” wyraźnie widać było, że władza ustępuje i schodzi do defensywy. Właśnie dlatego oczekiwania Polaków, zarówno świeckich jak i duchownych, były przeogromne. Wprawdzie prawie nikt nie wierzył, że komuniści całkowicie ustąpią, ponieważ w polskiej pamięci nadal mocno pulsowały wspomnienia związane z tragedią stanu wojennego, ale wierzono, że uda się wyrwać z „czerwonych łap” choć trochę wolności. Chodzi przede wszystkim o przywrócenie do legalnej działalności NSZZ „Solidarność”.
Pojawiły się jednak poważne wątpliwości. Już na samym początku obrad Okrągłego Stołu zaczęły docierać informacje, że „nasi”, czyli osoby związane z „Solidarnością”, które biorą udział w rozmowach w Magdalence, są podzieleni w sprawie przyszłości Polski.
Jakie podziały ma Ksiądz na myśli?
Chodzi o coraz bardziej pogłębiające się rozbicie na dwa obozy. Pierwszy, to tzw. lewica laicka, czyli grupa opozycjonistów o poglądach lewicowo-liberalnych. Drugi to opozycjoniści, którzy odwoływali się do wartości chrześcijańskich, w tym do katolickiej nauki społecznej. Rozłam ten trwał od co najmniej roku 1986 i nawet Okrągły Stół nie był w stanie go powstrzymać.
Jeśli zaś chodzi o sam Okrągły Stół, to uważam, że był to majstersztyk ze strony ówczesnej władzy, w szczególności ekipy towarzysza Czesława Kiszczaka. To on jako szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych miał wtedy decydujący głos i świetnie orientował się, który z działaczy „Solidarności” jest Tajnym Współpracownikiem i jakie ma słabości.
To właśnie towarzysz Kiszczak ukuł w czasie obrad Okrągłego Stołu pojęcie „Konstruktywnej opozycji”.
Co to oznaczało?
„Konstruktywną opozycję” stanowić mieli działacze „Solidarności” gotowi do rozmów z komunistami. Dano im więc etykietkę ludzi „dobrych”, „inteligentnych”, „gotowych do ratowania Polski”. Ich przeciwieństwem byli opozycjoniści nazywani „oszołomami”, „warchołami” czy też „ludźmi karmiącymi się nienawiścią”, którzy w rzeczywistości prezentowali postawy jednoznacznie sprzeciwiające się jakiemukolwiek „układaniu się” z komunistami.
Niestety wielu Polaków ten stworzony przez szefa komunistycznej bezpieki podział nadal uważa za prawdziwy i jedyny.
Powiedział Ksiądz, że liczono na ustępstwa władzy i tychże ustępstw dotyczył Okrągły Stół. Dlaczego opozycja walczyła o „ustępstwa”, a nie o „pełną pulę”, czyli zmianę władzy i wyzwolenie Polski z rąk komunistów oraz pełne odzyskanie wolności i suwerenności?
Trzeba pamiętać, że 30 lat temu mało kto przewidywał, że Związek Radziecki rozpadnie się. Uważano to raczej za futurologię i coś nieprawdopodobnego. Mało tego! Propaganda wmawiała społeczeństwu, że ZSRR, Układ Warszawski, RWPG mają się świetnie i w razie potrzeby nie zawahają się interweniować w Polsce. Właśnie dlatego uznano, że najlepszym rozwiązaniem będzie „poluzowanie” władzy komunistycznej poprzez dopuszczenie do współrządzenia „Solidarności”.
Powiem więcej: prawie nikt, może z wyjątkiem przedstawicieli „Solidarności Walczącej” czy Konfederacji Polski Niepodległej, nie wierzył, że Polska jest w stanie oderwać się raz na zawsze od ZSRR. Właśnie dlatego liczono, że dojdzie do kompromisu, w związku z czym gra toczyła się o to, jakie ustępstwa uda się wywalczyć.
Kiedy ogłoszono, że jednym z ustaleń Okrągłego Stołu będzie powstanie Sejmu Kontraktowego, to powszechnie uważano, że jest to najlepsze rozwiązanie w myśl zasady „lepszy wróbel w garści niż kanarek na dachu”. Dzisiaj, z perspektywy 30 lat widzimy, że wszystko zostało wyreżyserowane, a my wiedzieliśmy o Okrągłym Stole tylko tyle, ile mieliśmy wiedzieć.
Czy towarzysz Czesław Kiszczak brał udział w wyborze przedstawicieli opozycji w obradach Okrągłego Stołu?
Oczywiście, że tak. To na jego żądanie wśród „konstruktywnej opozycji” znalazło się kilku ważnych Tajnych Współpracowników SB. Dzięki tej zagrywce Kiszczak uzyskał absolutną bezkarność dla komunistów, co w mojej ocenie jest jego największym życiowym sukcesem. Ani on, ani Jaruzelski, ani Gierek, który zmarł przecież 12 lat po Okrągłym Stole, ani Kania, ani Kociołek, ani Urban, ani nikt inny nie zostali nigdy w III RP pociągnięci do odpowiedzialności za swoje zbrodnie.
Kto w czasie Okrągłego Stołu reprezentował Kościół katolicki?
Polski Episkopat oddelegował na obrady Okrągłego Stołu jako obserwatorów bp. Tadeusza Gocłowskiego – późniejszego arcybiskupa gdańskiego i ks. Alojzego Orszulika, który wtedy był kierownikiem Biura Prasowego Konferencji Episkopatu Polski, a później został mianowany biskupem łowickim. Swojego obserwatora w osobie bp. Janusza Narzyńskiego miał również Kościół ewangelicko-augsburski.
Kościół uważał, że trzeba rozmawiać. Nie można tego uważać za żadne kunktatorstwo, wręcz przeciwnie! Polscy hierarchowie wierzyli, że każdą szansę na zmianę należy wykorzystać i dlatego podjęto wówczas próby takiej zmiany. Właśnie dlatego najbardziej istotne nie było to, z jakimi postulatami Kościół zasiadł do Okrągłego Stołu, tylko to, że polscy hierarchowie popierali i wspierali najważniejsze postulaty opozycji, czyli przywrócenie „Solidarności”, przeprowadzenie wyborów i rozbicie komunistów.
Przypominam również, że Kościół poparł również kandydaturę Tadeusza Mazowieckiego na pierwszego, niekomunistycznego premiera Polski. To, że później, mówiąc najdelikatniej, nie okazał się on politykiem naszych marzeń, to już co innego.
Postawa Tadeusza Mazowieckiego to jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Dzisiaj możemy chyba powiedzieć, że Okrągły Stół zmienił wszystko, dzięki czemu wszystko pozostało po staremu…
Zgadzam się z Panem, a najlepszym dowodem na to jest wybór towarzysza Jaruzelskiego na pierwszego prezydenta III RP oraz zapewnienie komunistycznym dygnitarzom „miękkiego lądowania”.
Dzięki Okrągłemu Stołowi komuniści zachowali na długie lata swój stan posiadania i, co będę cały czas powtarzał, uniknęli jakiejkolwiek odpowiedzialności za swoje zbrodnie. Wielu z nich przeszło swoistą „transformację” z kacyków partyjnych w biznesmenów bądź w „autorytety moralne” i to oni do dzisiaj pouczają nas, co mamy robić i jak mamy myśleć. W związku z tym wszystkim muszę z bólem przyznać, że Okrągły Stół był pomieszaniem plusów z minusami.
Jak na Okrągły Stół patrzono z Watykanu? Jak do tej inicjatywy podchodził św. Jan Paweł II?
Papież aprobował Okrągły Stół w tym sensie, że nie chciał on, aby w jego ojczyźnie doszło do rozlewu krwi, do czego kilkukrotnie nawiązywał także ówczesny prymas Józef Glemp. Obaj pamiętali bowiem tragedię Powstania Warszawskiego i hektolitry krwi, jakie rozlały się w Polsce po 1945 roku, kiedy instalowano w naszym kraju komunizm. Właśnie dlatego – aby nie polało się więcej polskiej krwi – obaj z nadzieją patrzyli na Okrągły Stół.
Pamiętajmy jednak, że ani Jan Paweł II, ani Józef Glemp nie ingerowali w ustalenia Okrągłego Stołu. Patrzyli na to wszystko z zupełnie innego pułapu. Z kolei wielu księży biskupów było krytycznych wobec fraternizacji, do jakiej wtedy doszło pomiędzy ekipami Wałęsy i Kiszczaka.
Dlaczego Kościół przez ostatnich 30 lat nie podjął sprawy lustracji?
Odpowiedź jest prosta: ponieważ wielu duchownych miało i nadal ma dużo na sumieniu. Kiedy w 2005 roku otrzymałem swoje akta i podjąłem pracę nad książką „Księża wobec bezpieki” to jedną z osób, z którą rozmawiałem był nieżyjący już abp. Tadeusz Gocłowski, który miał bardzo „chwiejne podejście” do lustracji. Z własnej inicjatywy postanowił on ze mną porozmawiać. Zaprosił mnie do Gdańska i w obecności śp. Irmy Dąbrowskiej-Antkowiak, działaczki środowiska ziemiańskiego, powiedział, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, że w 1990 roku Kościół mógł uzyskać wszystkie akta Tajnych Współpracowników.
Sprawa trafiła pod głosowanie – czy podjąć się lustracji czy nie. Jak wiemy zdecydowano się tego nie podejmować, co argumentowano w sposób po prostu śmieszny. Po pierwsze uważano, że „nie ma co do tego wracać, bo akta i tak w większości zostały zniszczone”, co było i jest perfidną nieprawdą. Po drugie argumentowano, że ludzie nie interesują się historią i nie ma co wracać do tego, co było. Co ciekawe – zdecydowały wtedy głosy kilku biskupów, którzy mieli uzasadnione powody, żeby nie dopuścić do lustracji.
Ten grzech zaniechania miał swoje konsekwencje 15 lat później, kiedy zaczęto ujawniać pierwsze teczki, co rozpoczęło trwający do dzisiaj kryzys w polskim Kościele. Polska i Kościół Katolicki w Polsce potrzebują lustracji. Należy ujawnić wszystkie akta i haki, i przerwać tę spiralę szantażowania i oskarżania. Musimy nazwać zło złem, a dobro dobrem, czyli po prostu żyć w Prawdzie.
Dziękuję za rozmowę.
Tomasz D. Kolanek