Donald Trump odgraża się, że wygra, ale jak dotąd nie zaproponował żadnego konkretnego sposobu zdominowania Demokratów, którzy osiągnęli perfekcję w fałszowaniu wyborów. Z takim pomysłem wyszedł dopiero Elon Musk. Dlaczego wyznawcy bożka demokracji uważają jego inicjatywę za „kontrowersyjną”?
O laboga! Gore! Ale co…?! Demokracja, drodzy Państwo! A dlaczego? Otóż dlatego, że nieskrępowany przez żadne układy miliarder Elon Musk uznał, że poprze w wyborach Donalda Trumpa i postawił sobie za cel przekonanie wyborców w tak zwanych wahających się stanach, od których w dużej mierze zależy wynik (chodzi o Pensylwanię, Georgię, Nevadę, Arizonę, Michigan, Wisconsin i Karolinę Północną).
Jego najnowszym pomysłem jest rodzaj „loterii” wyborczej, w której codziennie ktoś ma możliwość wygrania miliona dolarów. Wystarczy podpisać uruchomioną przez Muska „Petycję na rzecz wolności słowa i prawa do noszenia broni”, zwaną też po prostu „Petycją na rzecz Konstytucji”. Poza nagrodą główną za każde polecenie nowego zarejestrowanego wyborcy podpisującej się pod petycją otrzymuje się 47 dolarów.
Wesprzyj nas już teraz!
Zanim przejdę do moralnej oceny tego pomysłu, przywołam scenę z najnowszego wiecu Trumpa w Pensylwanii, gdzie czek na milion dolarów otrzymała niejaka Kristine Fishell. Widzieliśmy jak ta wyrwana z tłumu przeciętna amerykańska patriotka, której pragnieniem jest uratowanie kraju od neomarksistowskiej zagłady, okazuje zaskoczenie, ale nie odgrzewa jej palma, tylko po prostu wychodzi na scenę, ściska się z Elonem i dziękuje za jego pracę, „którą wszyscy doceniają”.
Można by pomyśleć, że pomysł jest głupim kaprysem bogacza, ale widząc tę scenę i klasę, z jaką reaguje Kristine oraz słysząc słowa Elona na temat „amerykańskiego snu”, rozumiemy, że to po prostu ichniejszy rodzaj fantazji, tak jak u nas mówiliśmy kiedyś o fantazji ułańskiej.
Timestamps of the 47 topics addressed by Elon Musk a few hours ago in Pittsburgh.
1:49 Special guest: Senator James McCormick
7:22 Winner of the $1 million prize
10:43 Importance of registration
11:58 Risk of assassination attempts
13:55 The left is against free speech
17:06… pic.twitter.com/98Me7rR2uP— ELON DOCS (@elon_docs) October 21, 2024
Czy kupowanie głosów jest niemoralne?
Ale do rzeczy. W mediach słyszmy larum, że to „nieetyczne”, że to „zagrożenie dla demokracji”. Cała ta sytuacja jest doskonałym pretekstem, by zastanowić się nad owymi „wartościami demokracji”, których rzekomo bronią przeciwnicy Trumpa.
Niestety, żyjemy w czasach, w których przypominanie, że ponad prawem stanowionym przez demokratycznego ustawodawcę jest ważniejsze prawo (Boże, naturalne), jest wołaniem na puszczy. Wmawia się nam, że owe „wartości” czy też „standardy” demokracji są jakąś nadrzędną zasadą, która powinna porządkować naszą moralność publiczną. Ale czy to prawda?
W moralności punktem odniesienia jest obiektywnie istniejące prawo, wyrażone między innymi w Dekalogu, ale wyprzedzające objawienie, jakie otrzymał Izrael od Pana. Każdy cywilizowany naród odczytywał z natury to prawo, a największy z umysłów naszego gatunku – Arystoteles – wyraził je w sposób na tyle niezrównany i prawdziwy, że jego odkrycia legły u podstaw całej moralności i cywilizacji katolickiej. W praktyce więc punktem odniesienia nie jest dla nas (ludzi myślących) żaden przepis władzy politycznej, który jest wymysłem człowieka, ale prawo, które ustanowił Stwórca (niezależnie od tego, czy jesteśmy wierzący i czy właśnie tak to nazwiemy).
Odzwierciedleniem tego prawa są niektóre zapisy amerykańskiej Konstytucji, takie jak prawo do obrony życia i obalenia władzy niesprawiedliwej, których gwarantem jest II Poprawka, zakazująca rządowi ograniczania dostępu do broni. Objawia się to również w wyjątkowo wysokim jak na nasze czasy stężeniu zdrowego rozsądku w sądownictwie (mimo wszystko), gdzie wciąż zdarzają się mądre wyroki, a wydająca je władza sądownicza nie wdaje się w kazuistykę prawną, tylko kieruje uniwersalnymi zasadami sprawiedliwości i miłosierdzia.
Gra nie toczy się o żadne demokratyczne „standardy”, ale o obronienie resztek prawa naturalnego w amerykańskiej kulturze prawnej. I to jest prawdziwy punkt odniesienia, o którym należy mówić, odpierając zarzuty strony lewej. Nie chodzi tylko o, że zwykłym frajerstwem byłoby granie według ich zasad w sytuacji, gdy oni oszukują, a potem mają pretensje do konserwatystów, że również sięgają po rzekomo „nieczyste” zagrania. Chodzi o to, że ich zasady są z gruntu fałszywe.
Wytyczne, wedle których potępia się Muska za kupowanie głosów, nie są podyktowane przez obiektywne prawidła moralności, ale przez bożka demokracji z jego fałszywym „dekalogiem”.
Tymczasem Ameryka stoi przed dramatyczną bitwą, która jeżeli zostanie przegrana, to wszelkie wybory w tym kraju stracą sens. Dowodził tego Musk, wskazując, że jeżeli choćby jeden na dwudziestu z milionów nielegalnych imigrantów, których wprowadził do kraju Biden, otrzyma prawo głosu, to dysproporcja będzie tak duża, że trudno będzie mówić o walce fair play.
„Standard” demokracji może upaść i świat się nie zawali. Ale – co dla nas istotne – pogwałcenie tego standardu nie oznacza automatycznie pogwałcenia moralności. To, że gramy „nieczysto” w ramach absurdalnych i nieuczciwych (faworyzujących układy) standardów tego ustroju, bynajmniej nie musi oznaczać, że obciążamy swoje sumienie jakimkolwiek przewinieniem (grzechem).
Pomysłu Muska nie uważam za niemoralny. Jest to po prostu fantazyjny (i oby skuteczny!) sposób na uczynienie kandydatury Trumpa bardziej atrakcyjną i „fajną”, a tak błahe powody decydują przecież o większości głosów demokratycznego stada baranów. A to, że pomysł ten obnaża upadek „standardów demokracji”… to tym gorzej dla demokracji!
Mówiąc do nazistowskiego okupanta, że nie przetrzymujemy Żydów w piwnicy, Polacy formalnie mówili nieprawdę, natomiast moralnie nie ponosili za to odpowiedzialności jak za kłamstwo. Po drugiej stronie stała bowiem brutalna siła, która nie posiadała nad nami żadnej prawowitej władzy i nie miała prawa zadawać pytania o to, kogo przetrzymujemy w piwnicy. Podobnie należy traktować zabiegi dzisiejszej władzy niesprawiedliwej prowadzące do ograniczenia naszych praw i zniszczenia resztek porządku naturalnego.
Odrzućmy wreszcie zabobon „wyższej racji” lewicy!
Pójdźmy jeszcze dalej. Wmawia się nam, że powinniśmy być posłuszni władzy i szanować stanowione przez nią standardy. Ale zwróćmy uwagę, że – paradoksalnie – to fałszywe pojęcie posłuszeństwa pokutuje bardziej na prawicy niż na lewicy. To lewica rozumie, że w imię rzekomej „wyższej racji” czy też po prostu słuszności („praw człowieka”, „praw kobiet” czy innego wymysłu), może naginać czy wręcz ignorować obowiązujące przepisy prawa. Dlaczego nie rozumie tego prawica?
Dziwnym trafem, to prawicowcom (czy też po prostu: przyzwoitym ludziom) trzeba tłumaczyć, że mają obowiązek sprzeciwiać się władzy, która narzuca im coś sprzecznego z prawem naturalnym, podczas gdy lewica uważa, że może demolować i ulice miast i system prawny, gdy tylko zechce egzekwować swoje racje. I w sumie nie powinno nas to aż tak dziwić, bo to prawica (nie wchodząc w szczegóły tego, jak ją przyporządkujemy) kieruje się zasadami praworządności, podczas gdy dla lewicy nie liczą się żadne transcendentne zasady, a jedynie aktualnie obowiązująca ideologia.
Dlatego tak ważne jest, byśmy poznawali prawidła, na jakich od zawsze opiera się moralność, a przede wszystkim odrzucili te paraliżujące zabobony, które narzucają nam władza i media. Amerykanie muszą wygrać za wszelką cenę, bo ich wrogiem jest neomarksistowski rak, który pożera organizm społeczny i niszczy strukturę państwową. Jedyną granicą tego, na co mogą sobie w tej walce pozwolić, jest Dekalog, a nie wydumane „standardy” demokracji.
Natomiast „loteria” wyborcza powinna być jedynie wstępem do właściwych, pomysłowych, ale i zdecydowanych działań. Aby wygrać, nie wystarczy tym razem zdobyć większości głosów, ale trzeba ograć system, który się wykoleił. Dopóki nie wróci on na właściwe tory (poprzez ustawowy zakaz każdej innej formy głosowania, niż zjawienie się we własnej osobie w lokalu wyborczym i okazanie dowodu tożsamości), to wybory – którym ton nadają Demokraci – nie będą miały nic wspólnego z jakimkolwiek standardem demokracji, a ich właściwym stylem stanie się… wolna amerykanka.
Filip Obara
Zobacz także:
CNOTA EPIKEI. Gdybyśmy o niej wiedzieli – rząd w Warszawie drżałby ze strachu!