Przeprowadzone w niedzielę 2 kwietnia wybory parlamentarne w Armenii dowiodły, że w postsowieckiej przestrzeni politycznej jeszcze jest dużo do zrobienia, by można było mówić o przeprowadzeniu wiarygodnych wyborów. Naruszeniom zasad prawa nie są w stanie zapobiec ani nowe kodeksy wyborcze, ani nadzór tysięcy obserwatorów. Rządzący korzystają z bonusu dostępu do narzędzi i metod, które sprzyjają utrwalaniu systemu władzy.
Wesprzyj nas już teraz!
System władzy dla władzy
Niedzielne wybory zmobilizowały Ormian do pójścia do urn wyborczych. Wielu z nich liczyło na rzeczywistą odmianę swojego położenia i wyrwanie kraju z ekonomicznego marazmu. Dzisiejsza Armenia jest bowiem państwem, które wyludnia się w wyniku kolejnych fali emigracji. Szacuje się, że tylko czwarta część Ormian żyje obecnie w swoim państwie. Odwieczna emigracja powoduje, że na ok. 3 mln mieszkańców Armenii przypada ok. 9 mln Ormian rozproszonych po świecie – głównie w Rosji, Stanach Zjednoczonych, Francji i krajach bliskiego wschodu. Trudno policzyć, ilu obywateli z ok. 3 milionowej ludności Armenii faktycznie pozostało dzisiaj w kraju, gdyż najnowszą emigrację już z XXI wieku szacuje się na 700 – 800 tys. osób. Przyczyną jest zapaść ekonomiczna, brak pracy i trudne warunki życia oraz marazm, w jaki wpadło państwo rozrywane konfliktami wewnętrznymi i wojną z sąsiednim Azerbejdżanem o Górski Karabach.
Podobnie jak w innych postsowieckich państwach rozwarstwienie społeczne buduje szerokie sfery biedy i nieliczne jednostki, dysponujących setkami milionów dolarów oligarchów. Deklaracje o walkach z korupcją i wdrażaniu reform gospodarczych brzmią mało wiarygodnie dla ludzi widzących wyalienowanie elit władzy od reszty społeczeństwa i żyjących ponad stan.
Nowe wybory, stare grzechy
Zwycięstwo rządzącej Republikańskiej Partii Armenii pod wodzą prezydenta Serża Sarkisjana pozwoli tej partii najprawdopodobniej na samodzielne sprawowanie władzy. Po zmianie konstytucji w wyniku referendum z 2015 roku, Armenia zdecydowała się na zwiększenie władzy parlamentu i rządu, kosztem kompetencji prezydenta. Ewolucja w kierunku systemu parlamentarno-gabinetowgo powiązana jest z radykalną zmianą ordynacji wyborczej. Według jej zapisów, jeżeli nowo wybrany parlament w ciągu tygodnia nie powoła rządu to zarządzone mają być nowe wybory, ale już z udziałem tylko dwóch najsilniejszych partii.
Taka ordynacja, premiująca dwie największe partie, w realiach ormiańskich wskazuje na aktualnie rządzących jako faworytów do przedłużenia czasu sprawowania władzy w kraju.
Dla trwającego od upadku Związku Sowieckiego systemu politycznego, ściśle zintegrowanego z układami oligarchicznymi, ordynacja wyborcza ma wtórne znaczenie wobec realnej siły, jaką daje rządzącym udział w biznesach i wpływy w mass mediach. Takie też zarzuty do okresu kampanii wyborczej i samego procesu głosowania w minioną niedzielę zgłaszali międzynarodowi obserwatorzy, obecni w Armenii z ramienia m.in. Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie.
Jedni chwalą, drudzy krytykują
Na śmiałe stwierdzenie, że rezultaty wyborów potwierdziły zaufanie do rządzącej partii zdobyła się rosyjska agencja „NTV.RU”. Rosyjskie medium podkreśla duże zainteresowanie wyborami (czego przejawem były kolejki do lokali wyborczych) oraz dużą frekwencję, wynikającą z możliwości zagłosowania aż na 9 partii. Wskazuje jednocześnie, że ludzie w dyskusjach zgadzali się na konieczność przeprowadzenia reform. Rosja, mimo ostatnich ruchów osłabiających pozycję Armenii na Kaukazie, nadal pozostaje jedynym potencjalnym sojusznikiem Erywania, stąd też i komentarze powyborcze nie mają charakteru mocno krytycznego. W ukraińskim „24 Kanale” opinia już była bardziej ostra i wypominała – z powołaniem się na obserwatorów OBWE – przypadki kupowania głosów i zakłóceń wyborczych oraz łamania zapisów ordynacji wyborczej z wykorzystaniem wpływu rządzących na instytucje państwowe, w tym szkoły i szpitale.
„The World Post” podobnie sugeruje – zaznaczając, że nie jest to odosobniony przypadek w krajach postsowieckich – wykorzystanie wpływów na administrację do skutecznego odnoszenia sukcesów wyborczych przez rządzących. Natomiast niemiecki portal internetowy „Die Zeit” już w tytule pyta „Ile kosztuje głos wyborcy w Armenii?” by w dalszej części udzielić odpowiedzi – 20 – 30 euro. Choć podaje też nazwisko kandydata zwycięskiej partii rządzącej, który głos na siebie ceni wyżej – na 50 euro… za taką kwotę musi przeżyć przeciętny emeryt w Armenii przez miesiąc.
Tragicznie wygląda statystyka przekupstw wyborczych według portalu „EurAsia Daily”. Według politologa cytowanego przez ten portal, w jednym z obwodów na 1 tys. zarejestrowanych aż 700 osób wzięło pieniądze za głosowanie.
Jak wprowadzić reformy?
Idąc do władzy z hasłem walki z nadużyciami i wprowadzaniem reform, kandydaci sami sobie zaprzeczali stosując kupowanie głosów po to, aby wprowadzać uczciwe zasady do polityki. Bieda ogółu społeczeństwa i wola utrzymania się przy władzy klanów oligarchicznych burzą na samym starcie fundamenty pod budowę uczciwego państwa. Trudno będzie zmieniać ormiańską rzeczywistość i dokonywać zmian społecznych czy gospodarczych, tkwiąc w mentalności postsowieckiej. Nie zmienią tego kolejne ustawy i ordynacje wyborcze, nawet najbardziej radykalne i teoretycznie transparentne.
Jan Bereza