Złożony w Sejmie projekt organizacji pro-life zakładający pełną ochronę życia oraz kary dla aborterów napotyka na przeszkody. Sęk w tym, że padające w krytyce projektu argumenty nie znajdują odzwierciedlenia w rzeczywistości.
Oficjalnie przedstawiciele PiS, którzy mają większość w Sejmie zapewniają, że jeżeli w Sejmie pojawi się obywatelski projekt dotyczący zwiększenia ochrony życia poczętego, z pewnością parlamentarzyści się nim zajmą. Teraz nie wiadomo czy tak się stanie, bo złożony przez organizacje pro life projekt, już napotyka na pewne przeszkody.
Wesprzyj nas już teraz!
Aktualnie ruch należy do marszałka Sejmu RP, który powinien wydać decyzję o rejestracji Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej, co umożliwiłoby rozpoczęcia zbierania wymaganych 100 tys. podpisów poparcia pod projektem.
Jednak, jak ustaliła „Rzeczpospolita”, jeszcze przed Wielkanocą, swoje uwagi do dokumentu złożyło sejmowe biuro legislacyjne. Prawnicy mieli sugerować, że projekt nie zawiera opisu skutków finansowych regulacji. Sęk w tym, że taki zapis w projekcie się znalazł i wprost wskazano, że ustawa nie będzie wiązała się z wydatkami. Przeciwnie, w związku z refundowaniem aborcji przez NFZ, wraz z jej zakazaniem, pojawią się oszczędności. To kwota rzędu 2,5 mln zł rocznie.
Dziennik sugeruje też, że to nie jedyna przeszkoda, bo według zleconego sondażu, tylko 30 proc. społeczeństwa popiera dążenia organizacji pro-life (66 proc, było przeciw). Za wprowadzeniem zwiększonej ochrony życia opowiadają się w większości wyborcy PiS (59 proc.) i Kukiz’15 (44 proc.). Przeciwni są zwolennicy PO i Nowoczesnej (82 proc.).
Dane gazety mogą zaskakiwać, szczególnie w kontekście ogromnego poruszenia w społeczeństwie, jakie wywołała historia pozostawionego bez pomocy abortowanego chłopca, który w szpitalu przy ul. Madalińskiego w Warszawie urodził się żywy.
Źródło: „Rzeczpospolita”
MA