Nauka i technologia przyczyniły się do poprawy życia w wielu obszarach. Gdy jednak stają się bożkami, sprowadzają na ludzkość poważne niebezpieczeństwa. Od transhumanizmu przez eksperymenty biologiczne po nadzorowany przez totalitarną władzę system nadzoru oparty na sztucznej inteligencji i big data.
Wynikająca z pychy pokusa przekroczenia ludzkiego statusu towarzyszy ludzkości od niepamiętnych dziejów. Już na kartach Pisma Świętego starodawny wąż zachęca ludzi, mówiąc im, że po spożyciu zakazanego owocu staną się niczym bogowie. Skutki okazały się dokładnie odwrotne – wstyd i nieszczęście. Nie bacząc na tę przestrogę ludzie niejednokrotnie powtarzają błąd prarodziców. Utopijne obietnice komunizmu czy nazizmu to właśnie kolejne wcielenia pokusy z Edenu. Jednym z najnowszych jej wcieleń jest ruch transhumanistyczny. Jego cel? Wykorzystanie nowych technologii do przekroczenia przez człowieka jego kondycji. Do stania się niczym pogański bożek: zdrowy, wiecznie młody i dysponujący niezwykłymi umiejętnościami.
Wesprzyj nas już teraz!
Dr Miklos Lukacs de Pereny w rozmowie z redaktorem naczelnym kanadyjskiego Life Site News Johnem-Henry Westenem zwrócił uwagę na zagrożenie związane z transhumanizmem. Wykładowca polityki naukowej i technologicznej na Uniwersytecie San Martin w Deportes w Peru mówił wręcz o planie połączenia technologii z człowiekiem w celu udoskonalenia homo sapiens i całkowitej zmiany kondycji ludzkiej. Dążenie do stania się nadczłowiekiem przewijające się przez całą ludzką historię wykracza już poza fantastykę i staje się coraz bardziej realne.
Jak czytamy na stronie transhumanistycznej organizacji „Humanity+” [humanityplus.org] popiera ona „technologie wspierające długowieczność i ograniczające zarazę starzenia się” – widzimy więc, że naturalny proces starzenia się określa się mianem choroby. Tę zaś się leczy i przywraca zdrowie – w tym przypadku wieczną młodość. Czy tego już nie było? Owszem, w mitologii, w powieściach science-fiction. Teraz jednak techniczne możliwości realizacji projektu są większe niż kiedykolwiek wcześniej i doszły do „punktu, w którym mogą zwiększyć ludzkie zdolności poza rzeczywistość tego, co się wydaje <normalne> dla ludzi. Te technologie […] obejmują sztuczną inteligencją, nanotechnologię, nanomedycynę, biotechnologię, komórki macierzyste i terapię genową”. Organizacja zwraca również uwagę „na sztuczną inteligencję, robotykę, powiązanie ludzi i komputerów”.
Podobne idee głosi Klaus Schwab założyciel i prezes World Economic Forum [weforum.org] łącząc je z trwającą czwartą rewolucją przemysłową. Jak twierdzi „pierwsza rewolucja przemysłowa używała energii wodnej i parowej, by mechanizować produkcję. Druga używała energii elektrycznej, by stworzyć masową produkcję. Trzecia używa elektroniki i technologii i technologii informacyjnej, aby zautomatyzować produkcję. Obecna czwarta rewolucja przemysłowa buduje na trzeciej, cyfrowej rewolucji dziejącej się od początku ostatniego stulecia. Charakteryzuje się fuzją technologii zacierających podziały między fizycznymi, cyfrowymi i biologicznymi obszarami” – zauważył już w 2016 roku Klaus Schwab założyciel i prezes World Economic Forum [weforum.org].
Komentując tę wypowiedź dr Miklos Lukacs de Pereny podkreślił, że to właśnie my, ludzie, jesteśmy „systemami biologicznymi”, co pokazuje powiązanie między czwartą rewolucją przemysłową a transhumanizmem. Ten ostatni jest zdaniem de Pereny’ego rozpowszechnionym poglądem w Dolinie Krzemowej, a więc u przedstawicieli wielkich firm wpływających na losy świata. Ich zwolennikiem jest choćby Ray Kurzweil inżynier z Google, a zarazem jeden z czołowych transhumanistów świata. Transhumanizm przejął też umysły niektórych naukowców z najważniejszych uczelni. Na przykład wykładowca Uniwersytetu Oksforda i poczytny autor Yuval Noah Harari, choć pozuje niekiedy na krytyka tej agendy, to w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Świadczą o tym jego wypowiedzi na konferencjach – przekonuje dr dePereny.
Eksperymenty genetyczne
Kolejnym oprócz transhumanizmu współczesnym problemem wynikającym ze złego stosowania nauki jest inżynieria genetyczna. Odpowiedzialni za eksperymenty coraz bardziej przesuwają granice tego, co dopuszczalne. Na przykład w maju 2020 roku stworzono ludzko-mysi zarodek. W efekcie część myszy otrzymała aż 4 procent ludzkich komórek. Wprawdzie wstrzykiwanie ludzkich komórek do myszy zdarzało się już wcześniej, lecz w eksperymencie z wiosny 2020 roku udział ludzkich komórek w zwierzęcym zarodku okazał się wyższy niż kiedykolwiek wcześniej.
Niekiedy autorzy eksperymentów posuwają się jeszcze dalej aż do ingerencji w mózg. I to nie byle kogo, bo małpy uznawanej za najbliższego krewniaka człowieka pod względem biologicznym (nie wyklucza to odmienności wynikającej z posiadania przez człowieka nieśmiertelnej duszy). 20 listopada media podały, że naukowcy z niemieckiego Instytutu Maxa Plancka Molekularnej Biologii Komórki i Genetyki oraz z japońskiego Central Institute for Experimental Animals wprowadzili ludzki gen ARHGAP11B do płodów małp. Doprowadziło to do zwiększenia kory nowej (neocortex), a więc części mózgu odpowiedzialnej między innymi za mowę. To właśnie ta część mózgu uchodzi za wykształconą najpóźniej i przyczynia się do tego, że człowiek góruje intelektualnie nad zwierzętami. Zwiększenie obszaru kory nowej u małpy doprowadziło więc do jej częściowej humanizacji. Małpy z gatunku marmozetów uznano za „transgeniczny gatunek naczelnych innych niż ludzie” – podał WP.PL. Dokonano na nich aborcji.
O ile powyższe eksperymenty przeprowadzili oficjalni badacze, o tyle popularność zyskują także terapie genetyczne przeprowadzane samodzielnie przez ludzi. Jest to potencjalnie szczególnie niebezpieczne przy samodzielnym ich wykonywaniu. Za nieformalnego lidera społeczności biohakerów uchodzi Josiah Zayner. Podczas jednej z konferencji dokonał za pomocą zastrzyku modyfikacji swojego genomu (tzw. metoda CRISPR). Były naukowiec NASA i doktor biologii promuje genetyczne eksperymenty na samym sobie. Jak podał Mit Technology Review z tego powodu amerykańscy urzędnicy medyczni wytoczyli przeciwko niemu proces za praktykowanie medycyny bez licencji, co spotkało się z oburzeniem samego Zaynera. Mężczyzna stanowczo zaprzecza bowiem, jakoby udzielał komuś lekarskich porad ani by przepisywał terapie.
Wiadomo natomiast, że Zayner założył nawiązującą do imienia nordyckiego bożka firmę „Odin”. Ta na swojej stronie podaje, że „wierzymy, że przyszłość będzie zdominowana przez inżynierię genetyczną i konsumenckie projektowanie genetyczne będzie jego częścią”. Sprzedaje między innymi zestawy do domowego przeprowadzania modyfikacji genetycznych na bakteriach czy żabach. Znajdziemy tam jednak również porady dotyczące inżynierii genetycznej na dorosłych ludziach polegającej na wycinaniu fragmentów DNA.
Wspomniany wcześniej dr Miklos Lukacs de Pereny zwrócił uwagę, że mentalność transhumanistów czy zwolenników inżynierii genetycznej prowadzi do rezygnacji z podmiotowości człowieka, stającego się królikiem doświadczalnym i komercjalizacji. Człowiek u transhumanistów i zwolenników eksperymentów naukowych jawi się jako zbiór wymiennych części, mogący dowolnie modyfikować swą tożsamość. Dążenie do przekroczenia statusu człowieka, podobnie jak swego rodzaju hybrydy ludzko-zwierzęce czy manipulacje na genomie stanowią przejaw myślenia stawiającego wolność człowieka ponad wszelkie wynikające z biologii i natury ograniczenia. To myślenie podobne do pomysłów transgenderystów manipulujących własną płcią. W pewnym sensie wykracza nawet dalej i jest potencjalnie bardziej niebezpieczne.
Technokratyczny totalizm
Transhumanizm, mieszanki zwierzęco-ludzkie i nieograniczone eksperymenty genetyczne to niejedyne zagrożenia związane z dzisiejszym rozwojem technologicznym. Kolejnym, szczególnie aktualnym, jest powstanie totalitarnego państwa opartego na inwigilacji. Tu prym wiedzie Państwo Środka. „Chiny dysponują setkami milionów nadzorujących kamer. Rząd Xi ma nadzieję, by wkrótce osiągnąć pełny nadzór wideo w kluczowych miejscach publicznych” – podaje Ross Andersen na łamach „The Atlantic”. Według Andersen „w najbliższej przyszłości każda osoba wkraczająca do przestrzeni publicznej będzie mogła zostać niezwłocznie zidentyfikowana przez sztuczną inteligencję łączącą ją z oceanem sprersonalizowanych danych, takich jak komunikacja tekstowa […]. Po pewnym czasie algorytmy będą zdolne do zestrajania danych z różnego rodzaju źródeł (dane o podróży, przyjaciele, znajomi, nawyki czytelnicze, zakupy), by przewidzieć opór polityczny, jeszcze nim on nastąpi”. Wizja karania przed „zbrodnią” wkrótce będzie więc technicznie możliwa i to w państwie, którego ludność liczy prawie 1,4 miliarda.
Skuteczność gospodarcza i społeczna (także w walce z pandemią, jeśli wierzyć doniesieniom) zachęca kraje zachodnie do czerpania przykładu z Państwa Środka. W sukurs przychodzi nowa technologia: oprócz coraz powszechnych kamer także sztuczna inteligencja analizująca ogromne zbiory wytwarzanych przez ludzi danych. Za sprawą wszechobecnej cyfryzacji tych danych jest coraz więcej, zwłaszcza dotyczących płatności. Społeczeństwo bezgotówkowe stanowi ostateczny element technokracji. Jak zauważa dr Joseph Mercola na łamach portalu Globalresearch.ca technokracja to społeczeństwo oparte na technologii i inżynierii społecznej, a sprzeciwiający się mu są oskarżani o sprzeciwianie się nauce. Normalna nauka polega jednak na wolnej debacie, szacunku dla polemistów, własności intelektualnej i obowiązujących reguł. Wymaga gotowości do przyjęcia nawet najbardziej niewygodnych tez, o ile przemawiają za nimi dowody i racjonalne argumenty. Krótko mówiąc – stanowi szczere dążenie do prawdy. Nauka w rozumieniu technokratycznym nie stanowi dążenia do prawdy, lecz do uzyskania kontroli społecznej nad społeczeństwami, a o tym, co jest nauką, decydują sami technokraci. Kto wyraża inne zdanie, podlega cenzurze. Wyrzucenie go z YouTube jest współczesnym odpowiednikiem ostracyzmu, wygnania z antycznej wspólnoty politycznej na bezdroża.
Oprócz „nauki” drugim środkiem utrzymywania społeczności w ryzach jest strach. Wszak psychiatra dr Peter Breggin zauważył, że istnieje cała szkoła w ramach dyscypliny zdrowie publiczne zajmująca się badaniem nad efektywnością zastraszania ludzi, by skłonić ich do oficjalnych wytycznych zdrowotne. Nie wnikając w medyczną słuszność tych wytycznych, opieranie skuteczności głównie na strachu – a to wydają się czynić liczne rządy i media głównego nurtu – niszczy ludzką odporność na manipulację. Cóż może być bardziej przydatne do zarządzania masami krnąbrnych i nieposłusznych ludzi przez władze niż zastraszenie ludzi odzierające ich z poczucia własnej godności i racjonalnego myślenia. Ten sam skutek uboczny (nawet jeśli medycznie uzasadniony) wywołuje długotrwała izolacja, ograniczenie kontaktów międzyludzkich lub przeniesienie ich do przestrzeni wirtualnej.
Zresztą jak jednak widać powyżej – powodów do lęku jest dziś niemało: transhumanizm, inżynieria genetyczna, totalitaryzm oparty na nowych technologiach. Z drugiej jednak strony Franklin Delano Roosvelt zwykł mawiać, że jedyną rzeczą, której trzeba się bać, jest sam strach. W Piśmie Świętym zaś, jak zauważają bibliści, jest 365 wezwań do nielękania się – na każdy dzień roku. „Nie lękajcie się” – wołał Jan Paweł II. Jak to jednak możliwe w sytuacji nieznanych do tej pory zagrożeń? Cóż, „u ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe” (Mk 10,27).
Marcin Jendrzejczak