Pamiętne słowa Zofii Kossak-Szczuckiej o ustawicznie składanej hekatombie „niewinnych ofiar, wśród których znajdowali się zapewne, obok ludzi przeciętnych, geniusze, wielce przywódcy narodu, artyści, myśliciele, uczeni”, pozwalają nam dostrzec nie tylko, jak zbrodnia ta zubożyła w sposób nie dający się naprawić naród polski, ale też – o czym prawie nigdy się nie mówi – pozbawiła wiecznego szczęścia tylko Bogu znanych z imienia ludzi, których sumienia splamione zostały niewinną krwią. Co zatem może zmienić wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej?
W jednym z odcinków programu „Kawa na ławę”, emitowanego w niedzielny poranek na antenie TVN24, doszło do ponurej w treści wymiany zdań pomiędzy zaproszonymi uczestnikami. Zapis wideo z tej rozmowy mógłby posłużyć jako inspiracja w konstrukcji pomysłu do scenariusza filmu grozy.
Wesprzyj nas już teraz!
Wyobraźmy sobie scenę, w której przy stole siedzą bohaterowie debatujący o tym, w jaki sposób należałoby uzasadnić możliwość pozbawienia życia niechcianych lub chorych ludzi. W dyskusji padają argumenty na rzecz legalizacji tej zbrodni. Usytuowane po lewej stronie stolika aktorki przekonują swoich rozmówców, iż to planowe morderstwo powinno być w zasadzie prawem każdej kobiety. Nieprzekonany do tego inny bohater składnia się raczej do podniesienia tej kwestii w referendum. O życiu lub śmierci tych ludzi powinni decydować wszyscy, którym taka ewentualność już nie zagraża. W rozmowie pada kolejna propozycja, aby zabijać tylko tych, u których wykryto śmiertelne wady. W obronie niedoszłych ofiar staje kolejna uczestniczka spotkania, która nieśmiało zauważa, że działania te mogłyby naruszyć ich prawo do życia, a co za tym idzie, należałoby im raczej pomóc. W podobnym tonie wypowiada się ostatni bohater, który jednocześnie przekonuje, iż „Wprawdzie kobieta jest właścicielką swojej macicy, ale w momencie, gdy w jej macicy znajduje się mieszany garnitur genetyczny, nie w wyniki gwałtu, to kobieta przestaje być wyłącznym dysponentem płodu”.
Tak pokrótce moglibyśmy zrelacjonować rozmowę dziennikarza TVN24 Konrada Piaseckiego z przedstawicielami różnych środowisk politycznych, wśród których znaleźli się: Agnieszka Pomaska (PO), Magdalena Biejat (Lewica), Krzysztof Hetman (PSL), Olga Semeniuk (PiS), Artur Diambor, oraz reprezentujący głowę państwa profesor Andrzej Zybertowicz, którego, jako jedynego bohatera naszego filmu, wyróżniliśmy cytatem.
Dokonywana na masową skalę na Zachodzie zbrodnia aborcji przyzwyczaiła nas nie tylko do faktu legalizacji prenatalnego zabójstwa przez państwo, ale znieczuliła w niepojęty sposób nasze sumienia. Uczestnicy telewizyjnego programu „Kawa na ławę” rozmawiali w istocie o warunkach dopuszczalności zabicia nienarodzonego człowieka. Nikt głośno nie protestował, nawet przedstawiciel kadry szkolnictwa wyższego mówił językiem aborcjonistów. Jedynie Olga Semeniuk nieśmiało odważyła się zauważyć, że „każda faza płodu ma prawo do życia”.
Można powiedzieć w nieoskarżycielskim tonie, że ludzie ci, poza reprezentantami partii rządzącej, zatracili swoje człowieczeństwo. Nie sposób prześwietlić sumienia każdego z nich, w którym – być może – rodzi się jeszcze jakiś wyrzut. Nie zmienia to faktu, że decyzje podejmowane „na górze” mają decydujący wpływ na życie całego społeczeństwa. O ile przedstawiciele legislatywy mogą bez większego namysłu stanowić „prawo” sprzeczne z porządkiem natury, nie mówiąc już o Boskim, to konsekwencje ich wyboru ponoszą ludzie powołani do staży życia nienarodzonych dzieci.
W dyskusji o aborcji bardzo rzadko mówi się o niszczeniu sumień lekarzy-ginekologów. Z przeprowadzonego przez Lecha Dokowicza i Macieja Bodasińskiego wiele lat temu wywiadu z rumuńską ginekolog dr Moniką Campean, dostępnego w sieci w archiwalnym wydaniu kwartalnika „Fronda” (nr 59/2011), wyłania się porażający obraz upadku człowieka. Według relacji rumuńskiej ginekolog, początkiem procesu w kierunku utraty przez nią człowieczeństwa było ścisłe wypełnianie procedur medycznych, do których wpisano tzw. zabieg „przerywania ciąży”. Jej naturalną kobiecą wrażliwość stępiła z czasem praca wykonywana „wedle określonych prawideł”. „O kobietach nie myślałam. Byłam przekonana, że to, co robię, jest dobre, że im pomagam. Tylko to miałam w głowie. Kobiety nie muszą mieć dzieci, jeśli tego sobie nie życzą” – wyznała w rozmowie z polskimi pro-liferami.
Przełom nastąpił, gdy Campean zrozumiała za sprawą wykładu kanadyjskiego psychiatry, jakie skutki niesie ze sobą procedura aborcji: „Na tym wykładzie uświadomiłam sobie, że życie jest ważne, a niszczenie życia to katastrofa. Dziecko jest darem Bożym. Nie możemy robić, co się nam podoba. Zrozumiałam, jakie są konsekwencje aborcji dla kobiety i dla całego społeczeństwa, a przede wszystkim dla zniszczonego nienarodzonego dziecka. Miałam przed oczyma gromadę dzieciaków, które się bawią i żyją, a tu nagle jakby ktoś je zastrzelił. Coś w rodzaju olśnienia. To był widok martwych dzieci. Znów mną wstrząsnęło. Potem przypomniałam sobie o procedurze aborcji mówiącej o tym, iż zabieg jest prawidłowo wykonany, jeśli na koniec słychać dźwięk, który w języku medycznym określa się jako wołanie, krzyk macicy. Po francusku nazywa się to cri uterine. Wówczas zrozumiałam, że jest to w rzeczywistości płacz, płacz macicy, to samo ciało kobiety płacze za płodem. Podczas studiów uczyliśmy się tego, lecz nie dokonywaliśmy powiązań między słowami, między znaczeniami tych słów. Potem pomyślałam o własnych dzieciach, o braciach mego dziecka, które mogłyby być razem z nami, a których nie mieliśmy w rodzinie. Często mój syn pytał, czy nie będzie miał braci: „Dlaczego nie mam brata, nie mam siostry?”. Pomyślałam o moich licznych przyjaciółkach, które zwracały się do mnie z prośbą o wykonanie aborcji, myślałam o dzieciach, które mogłyby nas otaczać. Myślałam o znajomych, o krewnych. Tylu ich było!”.
Świadectwo to pozwala dostrzec, jak dramatyczne następstwa dla życia konkretnych ludzi, lekarzy, matek i ojców, rodzeństwa, a szerzej całego społeczeństwa, niesie za sobą gładzone w majestacie prawa życie człowieka. Na problem ten zwracała już w 1958 r. uwagę polska powieściopisarka Zofia Kossak-Szczucka, pisząc, iż: „Wszyscy mamy zrozumienie i poczucie gorącej odpowiedzialności, że musimy ratować życie nie narodzonych dzieci. Składana ustawicznie hekatomba niewinnych ofiar, wśród których znajdowali się zapewne, obok ludzi przeciętnych, geniusze, wielce przywódcy narodu, artyści, myśliciele, uczeni – zubożyła naród w sposób nie dający się naprawić”.
Wśród ofiar przemysłu aborcyjnego, obok ludzi przeciętnych i nieprzeciętnych, znajdowali się też chorzy, nierzadko wymagający w przyszłości ofiary z życia swoich rodzin.
Opublikowany niedawno wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej pozwoli zapewne narodzić się wielu zdrowym dzieciom, błędnie diagnozowanym w fazie prenatalnej. Ale na świat przyjdą też dzieci chore, których los zależeć będzie od najbliższego otoczenia. Świadomość trudów i cierpienia towarzyszących w codzienności rodzinie z niepełnosprawnym dzieckiem nadal utrzymuje ludzi, nierzadko wierzących, w błędnym przekonaniu o słuszności wyłączenia z zasady ochrony życia nienaradzonych osób podejrzanych o chorobę. Jednak zastępowanie jednego dramatu innym, o którym prawie nigdy się nie mówi, nie jest żadnym rozwiązaniem.
Grzegorz Górny relacjonując na portalu wpolityce.pl ostatnią rozmowę z umierającym biskupem Janem Niemcem, zaakcentował główne przesłanie duchownego o zbawczym sensie cierpienia. „Dziś ludzie uciekają przed cierpieniem, tak jakby było to największe zło na świecie, a nie widzą w tym łaski danej przez Boga. Jaką mają pewność, że nie jest to krzyż, o którego niesieniu mówił Chrystus?” – pisał publicysta.
Biskup Niemiec miał również pytać, „jakie ktoś dał prawo człowiekowi, by zabierał bliźniemu możliwość otrzymania krzyża od Chrystusa? Jakie prawo ma katolik, by dopuszczać w ogóle samą możliwość odebrania komuś krzyża, który może stanowić dla tamtego jedyną drogę do zbawienia? Przecież kto nie bierze swego krzyża, nie jest godzien Chrystusa. A czy ktoś, kto nie dopuszcza, aby inny wziął swój krzyż, jest Go godzien? Hierarcha stanowczo miał podkreślić, iż konsekwencją odrzucenia krzyża w takich przypadkach jest „grzech śmiertelny pociągający za sobą ryzyko wiecznego potępienia”.
Nikt z nas nie potrafi sobie nawet wyobrazić duchowych skutków grzechu aborcji, którego ciężar pociąga za sobą automatyczną ekskomunikę ze wspólnoty Kościoła. W publicznej debacie na ten temat prawie nigdy nie pada ten argument. Dlatego wspomniany wyrok Trybunału Konstytucyjnego trzeba widzieć też w kontekście wiecznego przeznaczenia wszystkich, którzy do zbrodni tej przykładają rękę – począwszy od parlamentarzystów.
Anna Nowogrodzka – Patryarcha