Aż 71 proc. Francuzów opowiada się za zdecydowanym ograniczeniem imigracji i to niezależnie od wieku czy kategorii społecznej. Ograniczenia tego zjawiska chciałaby nawet połowa wyborców lewicy. Jeszcze kilka lat temu temat imigracji uważano za „obsesję Frontu Narodowego”. Teraz rzeczywistość związana z dużą liczbą migrantów dopadła wszystkich.
Jak wynika z badanie przeprowadzonego przez instytut CSA na zlecenie CNews, aż 71 proc. ankietowanych Francuzów opowiada się za „znacznym” ograniczeniem imigracji do Francji. 37 proc. respondentów odpowiada – „zdecydowanie tak”, 34 proc. „raczej tak”, a tylko 20 proc. badanych odpowiedziało „nie” lub „raczej nie”. Tylko 8 proc. ankietowanych Francuzów uważa, że imigrację należy jeszcze jakoś dodatkowo wspierać i rozwijać.
Wśród wyborców o nieco bardziej prawicowych czy konserwatywnych poglądach panuje niemal jednomyślność. Za ograniczeniem migracji do Francji jest po 97 proc. wyborców Partii Republikańskiej i Zjednoczenia Narodowego, a także 95 proc. wyborców „Reconquête!” Erica Zemmoura. Te wyniki specjalnie nie dziwią i warto tu odnotować np. pomysł dziennikarza Loupa Vialleta, który proponuje wysłanie nielegalnych migrantów, którzy popełnili przestępstwa na… terytoria zamorskie Francji. W zamian rząd miałby przekazywać dodatkowe fundusze publiczne administracji zamorskich terytoriów. Pomysł prawdopodobnie jest wzorowany na Brytyjczykach, którzy zawarli podobną umowę z Rwandą. Warto odnotować, że jeszcze niedawno, zgłoszenie takiej propozycji wywołałoby skandal.
Wesprzyj nas już teraz!
Tymczasem obecnie, nawet wśród wyborców lewicowej La France Insoumise, 45 proc. opowiada się za „znacznym” zmniejszeniem imigracji. To wynik ciekawy, bo szef tej ultralewicowej partii Jean-Luc Melenchon jest zwolennikiem „kreolizacji” Francji, czyli rozpuszczenia tradycyjnego społeczeństwa w tyglu imigracyjnej wielokulturowości. W Partii Socjalistycznej aż 50 proc. wyborców chce imigrację ograniczać. Podobne wyniki odnotowano wśród zwolenników komunistów i trockistów (PCF i LO). Bowiem aż 48 proc. wyborców tych partii chce ograniczenia imigracji. Najmniej przeciwników dalszej imigracji jest wśród Zielonych – 41 proc.
Wytłumaczenie tej zmiany jest proste. Francja „tradycyjna ziemia azylu” przeżywa obecnie znaczny wzrost przestępczości, postaw aspołecznych, a dzielnice zamieszkałe przez większości imigranckie stały się strefami bezprawia. Ma to swoje odzwierciedlenie także w polityce. Skrajnie lewicowe grupy dostrzegają w tym zjawisku niemal rewolucyjne wrzenie. Uzupełnieniem sondażu może np. być sytuacja w dzielnicy Lyonu, Guillotière. Doszło tam 20 lipca do ataku na trzech funkcjonariuszy policji, w którym brali udział nielegalni imigranci. Przemoc wobec policji mocno nasiliła się tego lata w całej Francji. Pojawiały się ataki na posterunki w tzw. „wrażliwych” dzielnicach, a rozpoznawani na ulicy funkcjonariusze byli atakowani nawet po służbie. Wydarzenia w dzielnicy La Guillotière w Lyonie przelały jednak czarę goryczy.
Minister spraw wewnętrznych Gerard Darmanin postanowił urządzić „pokazówkę”. Na antenie RTL stwierdził, że „w tej dzielnicy od 30 lat toczy się walka między policją a nieporządkiem publicznym”. Twierdził, że od 1 stycznia w dzielnicy Guillotière miało miejsce 700 operacji policyjnych i wysłał tam dodatkowe patrole. Co prawda, wielu Francuzów obserwując to, co dzieje się na ich ulicach, w żadną „miotłę antymigarcyjną” w rękach Darmanina raczej nie uwierzy, ale minister chciał okazać stanowczość. Sytuacja jest tu o tyle dramatyczna i niebezpieczna, że niektórzy handlowcy są zmuszeni bardzo wcześnie zamykać swoje sklepy, aby umożliwić pracownikom bezpieczny powrót do domów.
Efekt akcji policji był jednak dość dziwny i wskazuje na jakie manowce sprowadziło Francję wieloletnie pobłażanie temu zjawisku. W Lyonie lewicowa „grupa antyfaszystowska” (GALE) potępiła… „kolonialną okupację Guillotière przez policję”. Dodali jeszcze, że „nadmierna mediatyzacja różnych faktów w Guillotière pobudza skrajną prawicę i daje policji poczucie bezkarności. (…) Chcemy uczestniczyć w rewolucji Guillotière, która sama się broni, organizuje i powstaje przeciwko opresyjnemu państwu”. Może to i grupa marginesowa, ale bolszewików też lekceważono.
Bogdan Dobosz
WMa