Czas złożyć przysłaniający świat parasol przekonań, że na nic nie mamy wpływu. To akurat „imaginarium”, które powinno odejść w przeszłość – przekonuje Tymoteusz Zych, Koordynator Centrum Analizy Legislacyjnej Instytutu Ordo Iuris w odpowiedzi na pojawiające się coraz częściej w przestrzeni publicznej tezy, iż katolicy nie mają już wpływu na kształtowanie otaczającej nas rzeczywistości, a wszelkie działania na tym polu są skazane na porażkę.
Jakiś czas temu na łamach portalu Klubu Jagiellońskiego pojawił się artykuł dr Marcina Kędzierskiego „Przemija bowiem postać tego świata. LGBT, Ordo Iuris i rozpad katolickiego imaginarium”, w którym autor przekonywał, że katolicy tak naprawdę nie mają już wpływu na kształtowanie współczesnego świata, a cywilizacja powstała na chrześcijańskich fundamentach już praktycznie legła w gruzach. Tym samym wierzący nie powinni marnować sił i czasu na obronę katolickich wartości w przestrzeni publicznej (która to walka – jego zdaniem – z góry skazana jest na porażkę) i skupić się na zachowaniu depozytu wiary oraz przekazaniu jej najbliższym.
Wesprzyj nas już teraz!
Z powyższymi tezami polemizuje Tymoteusz Zych. W tekście „Zamiast ubolewać, że świat zwariował, należy zacząć go zmieniać” koordynator Centrum Analizy Legislacyjnej Instytutu Ordo Iuris wyjaśnia, że nie istnieje coś takiego jak historyczny determinizm, a najgorsze to uwierzyć w „samospełniającą się przepowiednię”, która spełnia się właśnie dlatego, że ktoś w nią uwierzył. Tym samym katolik nie może oddawać pola w przestrzeni publicznej, nawet gdyby cały świat myślał inaczej. Mamy bowiem realny wpływ na kształtowanie otaczającej nas rzeczywistości.
„Współczesny determinizm to efekt naiwnego przekonania, że życiem społecznym rządzą podobne proste i niezmienne prawa jak światem fizyki. (…) Szybko okazało się, że w życiu społecznym nie funkcjonują podobne prawidłowości jak w przyrodzie, a w celu przewidywania przyszłych zdarzeń stworzono nową metodę intuicyjną. Mimo znikomej wartości poznawczej, ten sposób myślenia szybko zyskał dużą popularność dając ludziom pozory wiedzy o przyszłości” – pisze Zych.
„Trudno nie dostrzec symptomów głębokiego kryzysu społecznego, którego dotkliwie doświadcza nie tylko Polska, ale też duża część Europy” – zauważa. „Łatwo jednak obserwując zjawiska, które widzimy w swoim otoczeniu, dojść do zbyt daleko idących uogólnień” – przekonuje. Wystarczy jednak popatrzeć nieco szerzej, aby dostrzec, że kryzys wiary i religijności nie dotyka, lub dotyka tylko w niewielkim stopniu krajów z poza Europy Zachodniej. Wzrost religijności dostrzegamy w Bułgarii, Ukrainie i Rumunii. W obu Amerykach rośnie społeczne znaczenie wspólnot zielonoświątkowych, które walnie przyczyniły się do wyboru Trumpa czy Bolsonaro. W ostatnich dziesięcioleciach odnotowano ogromną liczbę konwersji na chrześcijaństwo choćby w Afryce, Chinach i Korei Południowej.
„Także na łonie katolicyzmu trudno mówić o załamaniu, które miałoby charakter jednolity i powszechny. Ostatnie kilkanaście lat to na całym świecie bardzo dynamiczny rozwój środowisk tradycji, które przyciągają młodych ludzi zafascynowanych nie tylko pięknem i głębią liturgii, ale też wewnętrzną spójnością i głębią rozwijanego przez stulecia katolickiego nauczania i etyki codziennego życia. Rozwijają się też wspólnoty, które akcentują znaczenie rodziny i małżeństwa oraz rolę nadającemu życiu porządek katolickiego nauczania, w tym choćby Droga Neokatechumenalna” – przekonuje Zych.
Z drugiej strony porażką okazały się pomysły połączenia liberalizmu z katolicyzmem, prezentowane np. przez środowisko „Tygodnika Powszechnego”. „Pismo z czasem niemal zupełnie zatraciło zainteresowanie tematyką religijną i zastąpiło ją na swoich łamach promocją ideologicznych postulatów, z których wiele stoi w jasnej sprzeczności z nauczaniem Kościoła” – wyjaśnia.
Przedstawiciel Ordo Iuris przekonuje o konieczności upadku neomarksizmu z wszystkimi jego odmianami, tak jak to miało miejsce z wszystkimi fałszywymi ideologiami starającymi się zaprzeczyć obserwowanej rzeczywistości. Ruch LGBT oraz ideologia gender, podobnie jak komunizm, skazane są na upadek dlatego, że bazują na odbiegającej od rzeczywistości wizji człowieka. Tym samym nie powinno się ulegać defetyzmowi lub pozornej nadziei eskapizmu przejawiającej się w zamilknięciu katolickiego głosu w przestrzeni publicznej.
„To wszystko pokazuje, że zamiast pogrążać się w defetyzmie czas zacząć poważną dyskusję o odpowiedziach, jakich możemy udzielić w związku z nasilającymi się problemami” – podkreśla. Jednak ma to swoją cenę. Już sama deklaracja „stanięcia do walki” niesie za sobą konsekwencje, w postaci np. przypinania etykietek i rozpowszechniania – skądinąd łatwych do weryfikacji – kłamstw.
Mimo wszystko zdaniem Zycha nie należy załamywać rąk, ale wziąć się do pracy. „Jeżeli są media, które wypaczają rzeczywistość i tworzą karykaturalny obraz prezentowanych stanowisk, czas stworzyć w opozycji do nich takie środki przekazu, które komunikują prawdę” – zaznacza. „Gdy widzimy (…) że do języka trafia nowomowa w rodzaju pojęcia praw reprodukcyjnych, zamiast ubolewać, że straciliśmy język, powinniśmy piętnować fałsz zawarty w tym terminie i przypominać, że w naturę człowieka jest głęboko wpisana potrzeba, by język odzwierciedlał rzeczywistość”– dodaje.
W tym celu należy stworzyć alternatywne źródła finansowania, które dadzą swobodę przekazu i działalności. Natomiast w płaszczyźnie legislacyjnej „gdy w przestrzeni publicznej ideolodzy stosują przemoc i zastraszanie, zamiast załamywać ręce, trzeba wykorzystać wszelkie środki prawne znane cywilizowanemu państwu, które pomogą w obronie ofiar i karaniu sprawców”.
„Pora skończyć z powtarzaniem mantry, że doświadczamy rzekomo nieodwracalnych negatywnych trendów – bo prowadzi to wyłącznie do ich utrwalania. Zmiana rzeczywistości wymaga jednak podjęcia wolnego wyboru, a wolność, jak zauważył George Bernard Shaw, oznacza jednak odpowiedzialność, której wielu ludzi zwyczajnie się boi” – puentuje Zych.
Źródło: klubjagiellonski.pl
PR