Warszawscy właściciele aut elektrycznych nie mają łatwego życia. „Często ładują swoje samochody ciągnąc przedłużacze z mieszkań, hal garażowych, narażając się na konflikty dotyczące rozliczeń za prąd ze wspólnotą mieszkaniową” – mówi Maciej Binkowski, radny PiS. To efekt rażących niedoborów miejskich stacji ładowania. W innych miastach wcale nie jest lepiej.
„Na dzień 30 września 2022 r. funkcjonowały 232 ogólnodostępne stacje ładowania pojazdów elektrycznych, z zainstalowanymi w nich 389 punktami ładowania” – czytamy w odpowiedzi zarządu miasta Warszawy na jedną z interpelacji. To nawet kilkanaście razy mniej niż w innych europejskich stolicach.
Warszawa jest w europejskim ogonie, jeżeli chodzi o liczbę stacji do ładowania. Np. w Londynie jest ok. 5 tys. stacji, Paryż na ich 2300, tylko na jednym parkingu znajdującym się w 8 dzielnicy jest ich ponad 500. Berlin rok temu osiągnął liczbę 1800 stacji ładowania aut, podobny stan jest również w Sztokholmie.
Wesprzyj nas już teraz!
Prezydent Trzaskowski zapowiadał budowę infrastruktury służącej do ładowania pojazdów elektrycznych już w 2019 r. Planował nawet zakaz wjazdu samochodów spalinowych w obręb historycznego centrum stolicy i na Trakt Królewski.
W innych miastach stających na czele rewolucji spod znaku „SmartCity” sytuacja wcale nie wygląda lepiej. W Gdańsku dostępnych jest zaledwie 88 stacji ładowania, w Krakowie – 42, Poznaniu – 37, a Wrocławiu – 26. Część obiektów jest również czasowo wyłączona z użytku – np. w nocy. Dotyczy to zwłaszcza punktów umieszczonych w pobliżu galerii handlowych.
Jak widać, zmuszanie kierowców do rezygnacji z samochodów spalinowych (np. wprowadzaniem Stref Czystego Transportu) wcale nie musi iść w parze z oferowaniem alternatyw.
Źródło: optimalenergy.pl / PAP
PR