2 kwietnia 2023

Rozczarowani… Bogiem. Od „Hosanna” do „Ukrzyżuj”

(Fra Angelico, Public domain, via Wikimedia Commons)

Co za ludzie! Dziś rzucają płaszcze, jutro ciskają kamienie. Jak tak można? Co za hipokryzja? Jednak odpowiedź na pytanie: jak do tego doszło, może być bardzo bolesna i uwierająca.

„Jakże różne były to okrzyki: Precz, precz, ukrzyżuj Go! oraz Hosanna na wysokościach! Jakże odmienne było nazywanie Go Królem Izraela, a po kilku dniach wołanie: Poza Cezarem nie mamy króla! Jakże różniły się zielone gałązki od krzyża, kwiaty od cierni… Tego, przed którym wcześniej rozścielali płaszcze na ziemi, nagle ogołocili z własnych szat i rzucili o nie losy” – zauważał św. Bernard.

Nasz Pan Jezus Chrystus z pewnością wiedział, że niektórzy z towarzyszącego Mu tłumu będą w pięć dni później żądać Jego śmierci. Zdawał sobie sprawę, że pośród wiwatujących na Jego cześć, są i tacy, których rozczaruje, poważnie zawodząc ich oczekiwania.

Wesprzyj nas już teraz!

Niejeden żydowski dostojnik spoglądał na wjeżdżającego na osiołku Jezusa z nieskrywaną pogardą. Z lekceważeniem powtarzali między sobą: co to za król, co ta za biedacka i niewykształcona świta. Inni z dygnitarzy mogli obawiać się, że stracą panowanie nad ludem, który podąży za prorokiem na osiołku. Zażądali nawet od Chrystusa, aby zabronił swym uczniom nazywania go królem, ten jednak odpowiedział im: „Powiadam wam: Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą”.

Oczekiwania establiszmentu żydowskiego były bardzo proste. Czekali na króla, który da bogactwo i panowanie Świętemu Miastu. Władcy wiodącego przeciwko znienawidzonym Rzymianom, wytracającego kolaborantów i nagradzającego trwających w wierności. Takiego królestwa na ziemi Jezus zakładać nie zamierzał.

Drażniący żydowskich prominentów swą hałaśliwością tłum mógł mieć zgoła inne, lecz w gruncie rzeczy podobne oczekiwania: ulga w materialnej i społecznej niedoli, zmiana statusu, awans, lepsza pozycja itp. Z pewnością takie lub bardzo podobne nadzieje związane z pojawieniem się nowego króla, mieli ci, którzy już wkrótce zakrzykną: „Na krzyż z nim!”. Ich pragnienia nie zostały zaspokojone, co więcej prorok, którym jeszcze niedawno zachłystywał się tłum ośmielił się powiedzieć wprost: „Królestwo moje nie jest z tego świata”. Te i podobne zapowiedzi mogły skutecznie i szybko ostudzić temperaturę uczucia do Tego, przed którym jeszcze niedawno rozkładali swe płaszcze.

Wszyscy oni posiadali swój obraz Boga-Króla-Mesjasza, do którego byli tak przywiązani i przyzwyczajeni, iż nie potrafili – nawet jeśli dysponowali odpowiednią wiedzą– porzucić go na rzecz Prawdy. Jeśliby na nich trafiło Jezusowe pytanie: „a wy za kogo mnie uważacie?”, to z pewnością powtarzaliby: za przywódcę, wodza, rewolucjonistę, politycznego gracza, trybuna ludowego, cudotwórcę, maga itp.”. Nasz Pan ich planów nie zamierzał realizować, ponieważ „myśli moje, nie są waszymi”.

Dla niejednego z rozczarowanych było to już zdecydowanie za dużo. Żydowscy urzędnicy i kapłani bojący się o swe wpływy, gardzący królem jadającym z celnikami szybko znaleźli posłuch wśród szybko nabierających sceptycyzmu wobec możliwych skutków Jezusowego panowania. Rosnący rozdźwięk i dotkliwy dysonans między planami a możliwością ich realizacji, między oczekiwaniami a rzeczywistym status quo, między karkołomnymi interpretacjami a Prawdą stał się możliwy do rozładowania tylko w jeden sposób. Ich powód musiał umrzeć.

Można odnieść wrażenie, że do rozczarowanych postawą Jezusa nie należeli tylko ci opisani wyżej. Jak bowiem inaczej można interpretować słowa wypowiedziane już po śmierci Nauczyciela przez jednego z apostołów: „A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela”. Na szczęście potrafił on zejść w porę z tej ścieżki… Dlatego tak ważne, aby na wspomniane już pytanie: „a wy za kogo mnie uważacie?” odpowiadać zgodnie z Prawdą, a nie z własnym wyobrażeniem, aktualną potrzebą, interesem politycznym czy obowiązującą poprawnością (także tą generowaną w Kościele) itp. Skutki wiary oraz pokładanie fałszywej nadziei w wyobrażonym bóstwie w konfrontacji z Bożą Prawdą mogą okazać się bardzo smutne i dalekosiężne.

Z wydarzeń Niedzieli Palmowej płynie jeszcze jedna lekcja, związana z radykalną zmianą nastawienia tłumu. Jednego dnia rzucającego gałązki oliwne pod kopytka osiołka dosiadanego przez Naszego Pana, aby wkrótce plwać na Przenajświętsze Oblicze. Jej zręby w brawurowy sposób opisał już jakiś czas temu Jerzy Wolak w tekście „Pan Jezus demokratycznie na śmierć skazany”. Zacytujmy tu jedynie fragment:

Jezusa aresztowano bezprawnie i osądzono nielegalnie – jakież to demokratyczne, jeśli tylko dysponuje się większością. Później zaś żydowski demos podburzony przez wpływowe lobby faryzeuszy głosował w zgromadzeniu przed rzymskim pretorium za Jego ukrzyżowaniem, a uczniowie Pańscy nie mogli na to nic poradzić – byli w mniejszości. W tym kontekście przychodzi na myśl arcydemokratyczne narzędzie – badanie opinii publicznej. O jego jałowości najtrafniej świadczy porównanie Wielkiego Piątku z Niedzielą Palmową. Tłum, który w entuzjastycznym powitaniu Jezusa słał mu pod nogi własne płaszcze, teraz lży opluwa i bije niosącego krzyż. Zaprawdę, łaska demosu na pstrym koniu jeździ.

Ostatnie lata potwierdziły jak skuteczne narzędzie w inżynierii społecznej stanowi zarządzanie emocjami przez wpływowe lobby. Tak wielu przedstawicieli współczesnego demosu ulega antykatolickim nagonkom, mniemając, iż walcząc z Kościołem poszerza granice ludzkiej wolności. Sądzą oni, że tylko „zabijając Boga” mogą otworzyć drzwi dla nadejścia nowego człowieka. Bóg, który w ich mniemaniu zakazuje wszystkiego „co fajne” wypada blado i jest rozczarowujący na tle obdarowującego wszelką przyjemnością świata.

Rozhuśtywanie emocji stało się wręcz znakiem rozpoznawczym współczesnych „możnych”. Za pomocą manipulacji, sondaży oraz różnorakim narzędziom wpływu, czyli tzw. soft power sterują sobie w najlepsze miotającym się od skrajności w skrajność ludem. Czasy, w których żyjemy dobitnie pokazują, że nie ma chyba takiej „prawdy”, której nie można demosowi wmówić, aby on sam już potem realizował z góry skonstruowany plan. Dlatego nie patrzmy na krzyczących „Hosanna” by później zawyć „Ukrzyżuj” z wyższością. Raczej ubolewajmy, że tak łatwo tracimy Prawdę z oczu i baczmy, aby jeśli tak się stało szybko do Niej powrócić.

Łukasz Karpiel

 

Znak krzyża – broń, z której zbyt rzadko korzystasz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(5)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie