Wielka pokutnica i tercjarka franciszkańska Małgorzata z Kortony była nazywana „seraficką Marią Magdaleną” i „trzecią świetlaną pochodnią” zakonu św. Franciszka (obok oczywiście samego Założyciela oraz św. Klary). Historię jej życia poznajemy w sposób szczególny, ponieważ po nawróceniu spotkało ją mistyczne doświadczenie, w którym sam Bóg zwrócił się do niej streszczając koleje jej losu. Usłyszała podczas modlitwy głos: „Przypomnij sobie, ubożuchna, o wielorakich łaskach i światłach, których udzieliłem Twojej duszy, abyś powróciła do mnie…”.
Pan przypominał jej drogi, jakimi prowadził ją do siebie: „Przypomnij sobie, że po śmierci wroga twojego zbawienia powróciłaś do twego ojca w Laviano zniszczona bólami, zalana łzami, z twarzą podrapaną, ubrana w czarne szaty i bardzo zawstydzona”. Cóż to za wróg zbawienia, który doprowadził do takiego stanu św. Małgorzatę? Posłuchajmy historii od początku…
Przyszła ona na świat w miejscowości Laviano we włoskiej Kampanii, w rodzinie rolniczej. Jej dzieciństwo i wczesna młodość nasuwa nieodparte skojarzenie z bajką o królewnie Śnieżce – Małgorzata została bowiem w wieku siedmiu lat osierocona przez matkę, a ojciec ponownie się ożenił i do końca życia pozostawał pod wpływem nowej towarzyszki życia. Zawistna macocha, widząc rozkwitającą niepospolitą urodę swej pasierbicy, na każdym kroku dawała jej do zrozumienia, że jest w domu niepożądana.
Wesprzyj nas już teraz!
Złe traktowanie, poczucie odrzucenia i zawód przerodziły się u dziewczęcia w bunt. Gdy miała szesnaście lat, wszyscy kawalerowie we wsi starali się o jej rękę, a wśród amantów pojawił się gość z Montepulciano – arystokrata Arseniusz. Oszołomiony pięknością Małgorzaty, kiedy usłyszał o jej domowym dramacie, zabrał ją do swojego zamku. Wszystko potoczyłoby się zaiste „jak w bajce”, gdyby nie fakt, iż młodzieniec – czyżby w obawie przed mezaliansem? – nie chciał porwanej dziewczyny pojąć za żonę.
„Przypomnij sobie – mówił dalej Pan – że za namową macochy ojciec wyrzucił cię z rodzinnego domu, zapomniawszy zupełnie o ojcowskim współczuciu”. A więc Małgorzata po jakimś czasie wróciła do domu i została wyrzucona. Ale dlaczego wróciła? Otóż romans z Arseniuszem rozwinął się i młodych połączyło szczere uczucie. Mieli nawet syna. Jedyne, czego im brakowało, to Boże błogosławieństwo, o które nie starali się nawet – rozmieniając bezcenny skarb łaski uświęcającej (owej szaty godowej dającej wstęp do Nieba) na drobiazgi ziemskich uczuć i cielesnych rozkoszy.
Żyli względnie szczęśliwie przez dziewięć lat – lecz do czasu… Pewnego dnia Arseniusz nie wrócił do domu, tak jak zapowiedział. Po paru dniach jego pies myśliwski odnalazł go… martwego. Okazało się, iż został napadnięty, obrabowany i zamordowany. Przestępcy wrzucili zwłoki do przypadkowego grobu i przysypali piachem, toteż nietrudno było je odkopać.
Wróćmy do narracji z prywatnego objawienia: „Gdy siedziałaś wówczas – pozbawiona wszelkiej rady i pomocy – w ogrodzie pod drzewem figowym, martwiąc się i opłakując pokornie nędzę duszy i ciała, nie wiedząc, co masz robić, błagałaś mnie wówczas, abym był twoim nauczycielem, ojcem, oblubieńcem i Panem”. Zatem prawdziwy szok, jaki przeżyła przyszła Święta na widok swego ukochanego porzuconego przez morderców, spowodował równie prawdziwe nawrócenie.
„Wdowa” była zmuszona oddać rodzinie zmarłego wszystkie kosztowności, które otrzymała od niego i wynieść się z majątku, którego z powodu braku legalnego związku nie mogła odziedziczyć. Wróciła więc jak córka marnotrawna do domu ojca, gdzie czekał ją gorzki zawód. Mężczyzna, który dał jej życie, uległ po raz kolejny despotycznej małżonce – Małgorzata musiała się wynieść.
Po latach Pan Bóg w cudowny sposób tłumaczył te wszystkie wypadki, odnosząc się do jej pierwszej ucieczki z domu: „Bowiem ów stary wąż, widząc, że zostałaś wypędzona przez ojca, na hańbę i twój upadek, biorąc oczywiście za podstawę cielesną piękność twojej młodości, zuchwale nakłaniał twoje serce: wmawiał ci, że jako odrzucona możesz grzeszyć bez winy i czy pozostaniesz, czy też pójdziesz gdziekolwiek, to i tak z powodu piękności ciała również przez wielkich i zmysłowych panów tego świata będziesz kochana”. Sam Stwórca tak tłumaczy mechanizm odrzucenia!
Źle użytej piękności zmysłowej Boski Rozmówca przeciwstawia piękność duchową, którą sam stworzył i którą teraz zechciał przywrócić swej zagubionej córce: „Ja zaś, Twórca twej wewnętrznej piękności i ciebie miłujący, chcąc przywrócić poprzednie piękno, poruszyłem twoje sumienie natchnieniem mego światła sprawiając, żeś poszła do Kortony i oddała się pod posłuszeństwo moich Braci Mniejszych. Takie były początki twojego nawrócenia po śmierci twego kochanka-zwodziciela, który przez dziewięć lat, ponieważ sama tego chciałaś, nieustannie zastawiał pułapki na twoją czystość i uczciwość”.
Dowiadujemy się, iż opuszczona niewiasta – na dodatek z dzieckiem-sierotą – udała się do ojców franciszkanów po pomoc. Chciała zostać tercjarką, by poprzez ostrą pokutę i uczynki miłosierdzia zmyć z siebie skutki wszystkich grzechów. Zdawałoby się, że tak zbożny cel nie napotka oporu ze strony duchowieństwa – stało się jednak inaczej. Przedstawiwszy swoją motywację, usłyszała od jednego z ojców odpowiedź krótką i bezlitosną: „Jesteś zbyt młoda i zbyt piękna”.
Nie dowierzano w szczerość jej nawrócenia. Obawiano się, iż osoba w tym wieku, obdarzona takim wdziękiem i przyzwyczajona do rozkosznego życia nie wytrwa w powołaniu służebnicy Bożej. A do tego miała małe dziecko… Wszelako Pan Bóg, widząc jej szczere intencje, zainterweniował i spełnił jej pragnienia. Syn dorósłszy wieku młodzieńczego, odkrył powołanie kapłańskie i wstąpił do zakonu, ona zaś w końcu otrzymała habit tercjarski i mogła spokojnie pielęgnować ducha franciszkańskiego.
Reszta jej nie tak długiego, bo pięćdziesięcioletniego życia nie upłynęła bynajmniej bezczynnie. Święta w roku 1286 założyła wraz z innymi tercjarkami szpital dla ubogich w Kortonie, któremu nadały wezwanie Matki Miłosierdzia (Santa Maria della Misericordia). Do ostatniego tchnienia nie przestała dziękować Bogu za wyratowanie z drogi do piekła i pełnić pokuty, aby móc w chwili sądu stanąć przed Panem w bielszej nad śnieg, pokropionej hyzopem, czystej szacie uczennicy, córki i oblubienicy Jezusa Chrystusa.
Przed śmiercią jej sława rozeszła się po Italii tak, że wielki Alighieri (również członek III Zakonu) odbył podróż do Kortony, by móc ją poznać. O szczególnych względach, jakimi Pan Bóg obdarzył św. Małgorzatę, świadczyć może zdarzenie związane z krucyfiksem, który do dziś wisi u franciszkanów w Kortonie. Podczas modlitwy pod tym krzyżem Boski Oblubieniec miał się zwrócić do swej służebnicy: „Czego pragniesz ode mnie, biedaczyno?” – używając przydomku samego św. Franciszka – „Tylko Ciebie, Panie” – odpowiedziała Święta.
Ciało Małgorzaty z Kortony Pan Bóg ozdobił wspaniałym cudem – mianowicie do dziś pozostaje ono w stanie nienaruszonym. Nie jest to jedyny taki przypadek wśród świętych, zważywszy wszakże na grzeszną przeszłość czczonej przez Kościół niewiasty, nabiera on szczególnego znaczenia. Okazuje się w tym bowiem już nie moc, ale wszechmoc Boża nieznająca granic, odmieniająca stworzenie całkowicie i nie do poznania, wedle wyroku swego Miłosierdzia, spełniająca prawdziwie słowa Psalmisty, które wierni śpiewają przy pokropieniu w tradycyjnym rycie niedzielnej Mszy Świętej: Asperges me, Domine, hysopo, et mundabor; lavabis me et super nivem dealbabor (psalm LI, 9).
Kościół wspomina św. Małgorzatę z Kortony 22 lutego.
Filip Obara