11 lutego 2013

Lewica znalazła sobie nowego idola. Jest nim Gabriel Narutowicz – prezydent, którego rocznicę śmierci uczcili Leszek Miller z Januszem Palikotem. Dość powiedzieć, że pierwszy prezydent RP wolałby pewnie nie mieć nic wspólnego z postkomunistami i naćpaną hołotą. Naczelny prasowy organ lewicy, „Gazeta Wyborcza”, piórem samego redaktora Michnika przestrzegała przed mową nienawiści, która może prowadzić do tragedii. Apele o powściągnięcie emocji i ucywilizowanie języka na łamach dodatku do GW (15-16 grudnia) opublikowali dr Adam Leszczyński i prof. Jerzy Holzer.


Zarówno Leszczyński jak i Holzer piszą o rozpętaniu przez opozycję i jej media ogromnej kampanii nienawiści, wobec legalnie wybranego prezydenta. Nie mam zamiaru zagłębiać się w niuanse tamtej historii, ale pragnę zauważyć, że publikowanie tego typu fraz właśnie przez dziennik z Czerskiej jest bezczelnością i hipokryzją tak wielką, jak ego Piotra Stasińskiego i Jacka Żakowskiego razem wzięte.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Pismo Michnika jest wszak naczelną tubą propagandową lewicy, która rozpętała dokładnie taką samą kampanię nienawiści przeciwko równie legalnie wybranemu prezydentowi – więcej, prezydentowi legitymizowanemu przez wybór powszechny. Doskonale wypunktowuje to publikacja Wydawnictwa Prohibita zatytułowana Przemysł Pogardy. Dlaczego książka Sławomira Kmiecika jest ważna, udowadniają publikacje… „Gazety Wyborczej” – pisma, które od lat udaje, że inni obrażają bardziej, gorzej – że nawołują do nienawiści. Kmiecik doskonale – w bardzo prostej i przystępnej formie – ujął większość obelg i przykładów czegoś, co lewica nazwałaby mową nienawiści, skierowanych w stronę Lecha Kaczyńskiego. Gazeta owa narzucała wszak ton innym mediom piszącym o polityce. Ale wróćmy na chwilę do piejących oburzeniem na wydarzenia sprzed kilkudziesięciu lat autorów tekstów w piśmie Adama Michnika.

 

Adam Leszczyński z oburzeniem przypomina, że endecka „Gazeta Warszawska” pisała w roku 1922 o młodzieży, która na wieść, iż prezydentem ma zostać Narutowicz, wołała: Nie chcemy takiego prezydenta. Nie znamy go! Precz z żydami. Przypomnijmy więc, że lewacka Gazeta Wyborcza pisała jeszcze przed zaprzysiężeniem prezydenta Kaczyńskiego, w tekście pod tytułem Kaczka niech nam naczka, o reakcjach młodych ludzi na zwycięstwo kandydata PiS. Tytuł był cytatem z wypowiedzi dwudziestosześcioletniej Kasi, która organizowała uliczną akcję Spieprzaj, dziadu!. Padło sporo słów o młodzieży skrajnie niezadowolonej z wyboru Polaków – wyrażano przekonanie o powszechnym strachu, opisano happeningi i tworzone już wówczas „antykaczystowskie” gadżety i strony internetowe. Czy tak właśnie zaczęła się lewicowa nagonka na prezydenta?

 

Dalej Leszczyński cytuje przedwojenny tekst Stanisława Strońskiego zatytułowany: Ich prezydent. Czy pan Gabriel Narutowicz nie ma poczucia niewysłowionej krzywdy, jaką wyrządza narodowi polskiemu, przyjmując wybór dokonany z podeptaniem najsłuszniejszych zasad tego narodu – pytał publicysta. A ileż to razy „Gazeta Wyborcza” i jej elektroniczni naśladowcy wstydzili się za prezydenta, już u zarania jego kadencji. Piotr Pacewicz pisał o prezydencie – dziwadle, nieodrodny syn „GW” Piotr Najsztub sugerował, by zmienić termin „głowa państwa” na „woreczek żółciowy państwa”, a Mikołaj Lizut dodawał, że można by mówić o ślepej kiszce państwa.

 

Kolejny cytat, mający być biczem na prawicę, Leszczyński znalazł w przedwojennym „Słowie Polskim”. Oto ów urywek: Stała się rzecz upokarzająca, która musi wywołać rumieniec wstydu na twarzy każdego Polaka. Francją rządzą Francuzi, Anglią Anglicy, Włochami Włosi, a Polską rządzą Żydzi (…) Faktem, który nad wszystkim góruje jest to, że został najwyższym dostojnikiem państwa polskiego z łaski wrogo wobec Polski nastawionych narodowości. Jeśli to jest kampania nienawiści, to czym są liczone w setkach artykuły, w których mówi się o upokorzeniu Polski przez Lecha Kaczyńskiego, o rzekomym wstydzie, jaki miał jej przynosić. Jeśli w języku prawicy biczem są wrogie narodowości, to jak strasznym oskarżeniem w ustach lewicowców musi być burzyciel demokracji, jak nazywał prezydenta Kazimierz Kutz. Ale wobec Lecha Kaczyńskiego padały w lewicowych mediach również słowa, które do tej pory „zarezerwowane” były dla czarnej prawicy – prezydent mówi tonem przesłuchującego esbeka, karzeł moralny, konserwator socjalizmu, czy pisowski generał Świerczewski. Wszystkie te hasła chętnie były podchwytywane i wielokrotnie cytowane przez lewicową orkiestrę. A nie wolno zapominać również o durniu, którego mamy za prezydenta czy polityka osłabiającego i ośmieszającego Polskę (wszystkie cytaty – Lech Wałęsa), psującego dobre samopoczucie Polaków, psychopatycznej postaci i wielu, wielu innych słów mających zniechęcić Polaków do głowy państwa. Sami Państwo ocenią, które cytaty są ostrzejsze – słowa z roku 1922 przytoczone przez GW, czy te z miesięcy po październiku 2005.

 

O klimacie politycznym towarzyszącym zabójstwu Narutowicza, pisze na łamach „Wyborczej” również prof. Holzer. Mniejsza z tym, że autor przez trzydzieści lat należał do PZPR i współpracował z wywiadem PRL – „Wyborcza” przyzwyczaiła nas już do lansowania autorytetów z czasów komunistycznego reżimu (a w lansowaniu Holzera z pewnością pomaga fakt, iż był jednym z trzech członków tzw. komisji Michnika, która w roku 1990 przez nikogo nieniepokojona robiła co chciała z esbeckimi teczkami). Historyk pisze, że reakcja na wybór Narutowicza ujawniła w pełni, że nacjonaliści nie akceptują praw obywateli narodowości innej niż polska. Domagali się, by Narutowicz nie przyjął wyboru. Ciekawe, czy redaktorzy „GW” sądzą, że uda im się w mówić, iż salonowcy w 2005 roku i przez kolejne pięć lat akceptowali obecność innych niż liberalne poglądów w sferze publicznej?

 

W bogatej publicystyce endeckiej profesor odnalazł tylko jeden cytat (podany zupełnie bez kontekstu), który mógłby zostać uznany za nawoływanie do morderstwa Narutowicza. Stroiński pisał bowiem, iż należy usunąć tę zawadę. A jakie było pokłosie lewackiej kampanii przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu? Warto przypomnieć powieść New Romantic z roku 2007, której autor tak ją reklamował: Nazywam się Michał Zygmunt i zabiłem prezydenta Kaczyńskiego. Co prawda, tylko na stronach mojej książki, ale to zawsze coś. Powieść reklamowano jako dzieło antykaczystowskie. Autor opisał zabójstwo ze szczegółami, chodziło o zastrzelenie szefa państwa podczas podróży. Książkę objęła patronatem Krytyka Polityczna, a na stronach „Wyborczej” zapraszano na jej promocję.

 

Zapewne to z któregoś z tych ośrodków wiedzę o świecie – jak Maciej Stuhr wiedzę o historii – czerpała Elżbieta Zapendowska. Jurorka programów typu talent show zadeklarowała w jednym z wywiadów, że chętnie przegryzłaby aortę obu braciom Kaczyńskim. Czy za takie słowa nie czuje się winna „Gazeta Wyborcza”? A co, jeśli nie lewacka propaganda, wychowało rapera Hukosa, który śpiewał: Hej, pan prezydent, jeszcze dzisiaj zabiję go, bo pan prezydent w tym kraju to całe zło; jest głową państwa, więc jest wszystkiemu winien. Tak więc prezydent, oglądaj się za siebie. Gdy piosenkę opublikowano, „Wyborcza” cytowała prawników, którzy twierdzili, że utwór można oceniać tylko w kategoriach moralnych. Są granice cywilizacyjne i dobrych obyczajów, ale za ich przekroczenie w demokratycznych krajach się nie karze – mówił prof. Filar, a prof. Piotr Kruszyński, dodawał, że słowa Hukosa mieszczą się w granicach wolności artystycznej.

 

Wszystkie wykorzystane przeze mnie cytaty dotyczące Lecha Kaczyńskiego mogłyby się zmieścić na dwóch tylko spośród trzystu stron książki Sławomira Kmiecika Przemysł Pogardy. Wymienia on w niej setki inwektyw, jakie padły – pod wpływem lewicowej nagonki – pod adresem śp. prezydenta Kaczyńskiego. Wówczas jeszcze nikt nie alarmował świata o zagrożeniu w Polsce „mową nienawiści”. Wówczas to jeszcze „mowa nienawiści” była oficjalnym językiem salonu. Dziś u władzy są znów salonowcy, „mowy nienawiści” próbuje się zakazać, a winą za całe zło w dyskursie publicznym III RP, oskarża się publicystów z początku II RP.

 

Obłudniku, wyjmij najpierw belkę z oka swego, a wtedy przejrzysz, aby wyjąć źdźbło z oka brata swego.

 

Łukasz Sitan

 


Książkę można nabyć w księgarni Multibook w promocyjnej cenie 36,00 zł

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 299 440 zł cel: 300 000 zł
100%
wybierz kwotę:
Wspieram