Po decyzji Sądu Najwyższego USA delegalizującej dzieciobójstwo na poziomie federalnym, prezydent Macron chce wpisania aborcji do Konstytucji Republiki. Wiele wskazuje, że mu się to uda.
Niekaralność za proceder zabijania nienarodzonych dzieci wprowadzono we Francji w 1975 roku. Od tego czasu stopniowo rozszerzano „prawo do aborcji”, aż z sytuacji wyjątkowej i „mniejszego zła”, stało się podobno „prawem kobiety”. W XX wieki większość Francuzów uznawała zabijanie dzieci nienarodzonych za zło, a aborcję za sytuację wyjątkową. Z czasem banalizacja takich aktów spowodowała, że pół wieku później francuski prezydent chce wpisywać aborcję do „praw fundamentalnych Unii Europejskiej”. Zaś politycy jego obozu, po decyzji Sądu Najwyższego USA stopującej dzieciobójstwo na poziomie federalnym, chcą wpisania aborcji do Konstytucji Republiki.
Wszystko wskazuje na to, że im się to uda. Według najnowszego sondażu, 81 proc. Francuzów opowiada się za włączeniem „prawa do aborcji” do Konstytucji. Biorąc pod uwagę nawet sposób manipulowania tego typu sondażami, wydaje się, że społeczeństwo zostało ideologicznie mocno przeorane, a zakneblowanie środowisk broniących prawa do życia, słabość głosu Kościoła katolickiego, marginalizacja przeciwników aborcji i propaganda medialna, zrobiły swoje.
Wesprzyj nas już teraz!
Według sondażu IFOP w kwestii dostępu do aborcji „zapanował w opinii publicznej konsensus”. Pomysł włączenia „prawa do aborcji” do Konstytucji podziela 81 proc. Francuzów, natomiast 83 proc. nie ma nic przeciwko samemu czynowi. Od 1995 roku ilość zwolenników aborcji wzrosła o szesnaście punktów procentowych. Ucieczka od tematu wartości życia, jako tematu niepopularnego, ści się dzisiaj również wśród polityków prawicy. Z badania IFOP wynika, że np. 88 proc. wyborców Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen też opowiada się za aborcją. Wśród przeciwników są głównie osoby kierujące się „moralnością religijną”, ale i w tej kategorii jest to tylko 30 proc. wierzących.
Wejście w wartki nurt cywilizacji śmierci skutkuje wciągnięciem w coraz głębsze odmęty szaleństwa. We wrześniu 1974 roku, kilka miesięcy przed głosowaniem nad ustawą Veil (niwelującą penalizację aborcji), tylko 48 proc. Francuzów uznawało aborcję za dopuszczalną, a i to pod pewnymi warunkami. W roku 2022 już tylko 13 proc. ankietowanych ma jakiekolwiek opory i uważa, że zabicie poczętego dziecka „powinno być uzależnione od pewnych okoliczności”, np. gwałtu. Tylko 3 proc. uważa, że aborcja jest dopuszczalna wyłącznie z powodu zagrożenia życia matki, a zaledwie 1 proc. jest za bezwzględną ochroną życia dziecka.
„Konsensus na rzecz aborcji jest szerzej częścią zjawiska rosnącej tolerancji Francuzów w kwestiach moralnych” – komentuje wyniki tej ankiety IFOP. Francuzi okazują się przy tym społeczeństwem najbardziej akceptującym aborcję. Nic dziwnego, że 56 proc. uważa, że w ich kraju „prawu do aborcji” nic nie zagraża.
W 2020 prowadzono podobne badania w skali międzynarodowej. Wówczas 66 proc. Francuzów uważało, że kobieta powinna mieć „prawo do swobodnej aborcji”. Był to wówczas najwyższy wskaźnik, zaraz po Szwecji (76 proc.) i Wielkiej Brytanii (67 proc.) W USA takie podejście prezentował jeden na trzech Amerykanów (35 proc.). Pocieszające jest, że wśród przeciwników aborcji nad Sekwaną są w dużej części ludzie młodzi. Czy jednak przy takim spustoszeniu społecznej świadomości moralnej, we Francji jest jeszcze szansa na odrodzenie kultury życia?
Bogdan Dobosz