Wraz z rugowaniem z kościołów tradycyjnej Mszy świętej rozpraszane są też wspólnoty katolików, które się wokół nich ukształtowały. Był to najpewniej jeden z celów przyświecających Tradtionis custodes. Można jednak spróbować utrzymać te wspólnoty przy życiu, nawet jeżeli Msza została im zabrana, uważa Eric Sammons.
Traditionis custodes przynosi efekty nie tylko w postaci likwidacji celebracji Mszy trydenckiej w wielu miejscach na całym świecie. Drugim z jego efektów jest niszczenie wspólnot katolików, które zawiązywały się wokół takiej Mszy: wspólnot niezwykle żywotnych, pełnych dzieci, rodziców zaangażowanych w ich edukację, ludzi naprawdę walczących o to, by żyć we współczesnym świecie katolickim życiem. Istnieje poważne zagrożenie, że wraz z Traditionis custodes te wspólnoty będą umierać. Jest jednak szansa na to, by je uratować, przekonuje amerykański publicysta i autor, redaktor naczelny Crisis Magazine, Eric Sammons.
Opisywane wspólnoty wyrastały wokół tradycyjnej łacińskiej Mszy świętej, bo ich członkowie podzielali pogląd na Kościół i na świat, pogląd zakorzeniony w katolickiej tradycji i wiecznych prawdach, wskazuje Sammons. Według publicysty tak naprawdę to właśnie dlatego wspólnoty te znalazły się na celownikach wielu biskupów – choć celem ataku jest sama tradycyjna Msza święta, jej przeciwnicy chcą zniszczyć również tradycyjne wspólnoty, ponieważ światopogląd ich członków jest radykalnie przeciwny światopoglądowi modernistycznych biskupów.
Wesprzyj nas już teraz!
„Chociaż papież nie może zakazać wspólnotom zbierania się, może podjąć próbę likwidacji wydarzenia, które zasadniczo gromadziło je razem” – pisze autor. Po likwidacji tradycyjnej Mszy łacińskiej w wielu parafiach takie wspólnoty rzeczywiście przestają i będą przestawać istnieć. Ich członkowie pójdą różnymi ścieżkami: część wybierze odleglejsze miejsce, gdzie sprawowana jest Msza trydencka, część zacznie chodzić na nową Mszę, część wreszcie zacznie uczęszczać na katolicką Mszę w obrządku wschodnim. W każdym razie w efekcie wszyscy członkowie danej wspólnoty będą każdej niedzieli udawać się w zupełnie różnych kierunkach.
Według Sammonsa jedną z opcji na rzecz zachowania tych wspólnot jest organizowanie nieszporów późnym popołudniem w sobotę lub niedzielę. Cała wspólnota będzie mogła w nich uczestniczyć, po nieszporach jedząc razem obiad czy kolację i utrzymywać w ten sposób więź. W istocie byłoby to odnowienie dawnej tradycji, która kultywowana była zwłaszcza w Anglii. W niektórych miejscach popołudniowe nieszpory były tak popularne, że ksiądz wygłaszał kazanie właśnie na nich, a nie na porannej Mszy, bo na nieszporach było więcej osób.
Publicysta wskazuje, że konieczne jest tu zaangażowanie księdza, ale większość kapłanów wie, jak ważna była (jest) dana wspólnota tradycyjna, stąd niewątpliwie wielu z nich dołoży starań, by utrzymać jej istnienie.
„Niezliczone owoce płynące ze wspólnoty wokół tradycyjnej Mszy łacińskiej zostaną uratowane, nawet jeżeli sama Msza zostanie usunięta. Co więcej, wspólnota będzie czekać na lepsze czasy, być może nie tak dalekie, w którym tradycyjna Msza łacińska zostanie przywrócona i będzie otwarcie celebrowana w Kościele” – zaznacza Sammons.
Sammons przyznaje, że nie jest to idealny plan: wyzwaniem będzie zarówno dołożenie nowych obowiązków kapłanowi, zebranie całej wspólnoty, która nie jest przecież przyzwyczajona do nieszporów, wreszcie zrezygnować trzeba będzie ze sporów o to, gdzie kto chodzi na niedzielną Mszę. Trzeba jednak zmierzyć się z tymi trudnościami, uważa publicysta, bo zachowanie tradycyjnych wspólnot jest po prostu tego warte.
Źródło: onepeterfive.com
Pach