Przewartościowanie europejskiej polityki jest możliwe. Potrzeba jednak wspólnych działań, w których takie kraje jak Polska, Węgry, Słowacja będą mówić jednym głosem. Co ważne, nasi potencjalni sojusznicy – obecni na zakończonym w sobotę w Krakowie Europejskim Kongresie w Obronie Chrześcijan – oczekują, że to Polska podejmie się roli lidera.
Europejska polityka wobec Bliskiego Wschodu jest błędna, bo bazuje na przesłankach ideologicznych. W taki sposób w imię wprowadzania demokracji, zachód przyczynia się do eksterminacji chrześcijan. – Cały czas podkreśla się, również w UE, że naszą rolą jest wprowadzanie elementów demokracji, wspieranie grup, które do tego dążą. Z drugiej strony sytuacja chrześcijan na tych terenach staje się coraz trudniejsza, a przecież silna obecność chrześcijan, to jednocześnie silna obecność cywilizacji zachodu. Wraz z osłabianiem obecności chrześcijan, słabną wpływy obecności zachodu, w tym np. rozwiązania demokratyczne, szacunek dla prawa, czy koncepcja praw ludzkich – podkreślił prof. Ryszard Legutko, poseł do PE, współorganizator Europejskiego Kongresu w Obronie Chrześcijan.
Wesprzyj nas już teraz!
Dziś prześladowani chrześcijanie potrzebują pomocy, ale tę niosą organizacje pozarządowe, ludzie dobrej woli, kościoły, a rządy, instytucje UE, nie angażują się. – Prześladowanie chrześcijan nie jest tematem priorytetowych dla rządów i UE. Kraje w których chrześcijanie są brutalnie tępieni, są poważnymi partnerami politycznymi, ekonomicznymi dla KE, dla państw członkowskich UE, dla krajów spoza UE. Skoro to są ważni partnerzy, a tam prześladuje się chrześcijan, to może jest to coś, co politycy niebyt chętnie podnoszą – zauważył.
Także prof. Krzysztof Szczerski, minister w Kancelarii Prezydenta RP zauważył, że konflikt na Bliskim Wschodzie jest konfliktem politycznym, a nawet geopolitycznym, zaś religia i ludzie wierzący padają jego ofiarą. – Nie możemy milczeć i w imię politycznej poprawności udawać, że to nie jest konflikt, którego ofiarą pada religia i osoby wierzące – powiedział. Jak dodał, to nie kościoły wywołały ów konflikt, tylko państwa, a kościoły i religia pada jego ofiarą. – To powinno być jasne. Jeśli zatem ktoś prowadzi politykę na rzecz obrony chrześcijan, to prowadzi ją słusznie – ocenił. Szczerski wskazywał również, że celem akcji pomocowych nie może być sprowadzenie chrześcijan do Europy, bo przede wszystkim trzeba ocalić kościoły tam, na miejscu.
– To jest to, czego dziś brakuje w polityce o której mówimy. Rozmawiamy o tym, by nieść pomoc poprzez sprowadzanie chrześcijan do Europy. Oczywiście trzeba pomóc tym, którym grozi bezpośrednio śmierć, ale ostatecznym celem jest ratowanie kościołów tam gdzie one obecnie są. Zatem teraz należy dobrać argumenty do realizacji takiego celu politycznego. Nie do ewakuacji chrześcijan z Bliskiego Wschodu, tak by ślad zaginął po tamtej tradycji – podkreślił Szczerski.
Zdaniem ministra, Polska ma dziś niewielkie możliwości działania, bo brakuje nam argumentów na arenie międzynarodowej. Trzeba zatem najpierw odbudować polskie aktywa na Bliskim Wschodzie i wejść do polityki światowej, nie gubiąc przy tym swojej tożsamości. – Na pewno możemy i musimy mówić. Dzisiejsza geopolityka jest polityką emocji. Bardzo wiele ruchów jakie wykonują władze państw, powodowane są emocjami wywołanymi społecznie przez obrazy, słowa. Gdyby światowa opinia publiczna miała świadomość tego, co się dzieje, to mogłoby poruszyć politykę światową. Trzeba jednak dotrzeć z tymi emocjami do społeczeństw na świecie – wskazał.
Ciekawe w kontekście niesienia pomocy chrześcijanom są doświadczenia ks. prof. Piotra Mazurkiewicza, Sekretarza Generalnego Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej COMECE (2008-2012). Okazje się bowiem, że jeżeli w świecie polityki coś udawało się zrobić dla chrześcijan, to stały za tym konkretne osoby, które odpowiedziały na ukazany im na dramat ludzi, a pomoc do potrzebujących trafiała tylko dlatego, że była ona przemycana w dokumentach tak, by inni się nie zorientowali, że trafi ona do prześladowanych chrześcijan.
Jak ocenił, to nie znaczy, że chrześcijanie w instytucjach nie mają potencjału, ale że jest on zbyt mocno rozproszony. Stąd potrzebne działanie ponad podziałami. Europa musi też zrozumieć, że kultura, historia i religia mają znaczenie i że nie wystarczy wyzwolić np. Iraku od dyktatora, by zapanowały tam takie warunki jak w Europie. – Takie błędne przekonanie z jednej strony wynika z podejścia ściśle ideologicznego, a z drugiej strony z ignorancji. Rozmawiałem z politykami na temat Arabskiej Wiosny. Poważni politycy mówili, że to coś takiego, jak w Europie Środkowej w 1989 roku. Trudno było ich przekonać, że w tym wypadku religia ma znaczenie. To tyczy się tego, że nie wszystkie religie są jednakowe (…) Stosunek do przemocy w religiach jest różny i nawet ludzie niewierzący powinni od strony racjonalnej zastanowić się, w otoczeniu jakiej religii woleliby żyć – podkreślił.
Ta indolencja światowej polityki często powoduje, że podejmowane działania przynoszą odwrotny niż zamierzony skutek. Grzechów polityki jest więcej. To np. twierdzenia, że stawanie w obronie chrześcijan naraziłoby ich na dodatkowe ataki i równoczesne podejmowanie obrony środowisk LGBT.
Uczestnicy Kongresu zgodnie uznali, że Europa musi się zmienić i powrócić do swoich chrześcijańskich korzeni. Ktoś musi jednak dać impuls. – Jeżeli ma – mimo wszystko – w Europie ma rozpocząć się jakaś zmiana na lepsze, nastąpić reorientacja europejskiej duszy, to pierwszy ruch polityczny, bardziej zdecydowany, powinien należeć do krajów Europy Wschodniej, jak Polska, Węgry, Słowacja. Może tutaj właśnie powinien pojawić się ten impuls, który by sprawił, że całej reszcie Europy trudno byłoby powstrzymać to przewartościowanie polityki wobec chrześcijan. Tutaj, no bo przecież nie we Francji – zauważył prof. Legutko.
Zagraniczni uczestnicy Kongresu podkreślali, że liczą na to, że Polska rozpocznie proces zmian i stanie się jego liderem.
Marcin Austyn