Skoro udało się zlikwidować przesłankę eugeniczną, która jeszcze do niedawna stanowiła jedną z przyczyn zbrodni na nienarodzonych, czas podbić stawkę i zlikwidować kolejną. Nie dajmy się zwodzić tym, którzy twierdzą, że to zaostrzy konflikt i wywoła reakcję.
Kiedy w ubiegłym roku Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że wykonywanie aborcji z powodu tzw. przesłanki eugenicznej jest niezgodne z polską konstytucją, zawyła nie tylko lewica. Odezwało się też wielu konserwatystów zalęknionych rzekomym radykalizmem takiego wyroku. Stan ducha zaniepokojonych prawicowców oddał prezydent Andrzej Duda, który przestraszywszy się ulicznych manifestacji pospiesznie naskrobał propozycję nowego prawa, cofającego nas de facto do porządków sprzed przełomowego wyroku TK.
Jednym z koronnych argumentów przeciwników zakazu aborcji – szczególnie tych uchodzących za konserwatystów – jest ryzyko odwetu legislacyjnego, czekającego nas rzekomo wtedy, gdy prawica przeprowadzi ofensywę na polu światopoglądowym. Czy to prawda?
Wesprzyj nas już teraz!
Wszystko, albo nic
Po pierwsze, nie zauważyłem, by lewica na Zachodzie jakoś szczególnie wyczekiwała ruchów ze strony prawicy, by móc ruszyć z kontrą. We współczesnej polityce rządzi raczej reguła „wszystko, albo nic”. Zgodnie z nią opozycyjne ugrupowania przejmując władzę, pospiesznie realizują projekty zmian, budując w ten sposób zaplecze i torując sobie drogę do zwycięstwa w kolejnych wyborach. Partie lewicowe zatem realizują agendę wspierających je podmiotów, bez względu na to czy są to kręgi akademickie czy radykalne organizacje społeczne finansowane zwykle przez wpływowych miliarderów, zdecydowanie na wyrost nazywanych „filantropami”. Idzie w istocie o to, by jak najszybciej stworzyć otulinę, zapewniającą zakorzenienie się partii w strukturach władzy
To dlatego niegdysiejszy guru lewicowych polityków Jose Zapatero, wywalczywszy sobie stołek szefa rządu, nie zastanawiał się nad tym, w którym miejscu powinien odwinąć się konserwatystom z Partii Ludowej, tylko zaprowadził reguły dające mu gwarancję stałego finansowania i poparcia ze strony międzynarodowej socjety. Straszak w postaci ewentualnego odwetu lewicowych ugrupowań za konserwatywne prawodawstwo to albo próba zniechęcenia nas do popierania zmian, albo zwykła głupota i nadmierna zachowawczość. Coś takiego po prostu nie istnieje.
Kłamstwo społecznego wahadła
Innym argumentem pojawiającym się stale, gdy mowa o zaostrzeniu prawa aborcyjnego w Polsce jest tak zwana reguła wahadła, mająca rządzić rzekomo nastrojami społecznymi. Gdy politycy „przestawią” je w jedną stronę, szybko odchylą się w drugą – głoszą zwolennicy status quo. Zatem lepiej nie zmieniać nic. Pominę fakt, że ta sama retoryka nie obowiązuje rewolucyjnej strony sporu, której celem jest szybki pęd do zmian, choćby po trupach. Najistotniejsze jest bowiem to, że brak dowodów potwierdzających taką hipotezę. Owszem, pewnie można wykazać, że nastroje społeczne radykalizują się a kierunki tej radykalizacji nie zawsze są konsekwentnie lewicowe czy prawicowe. Jednak logika wahadła to konstrukt wyrosły wprost z heglowskiej dialektyki. Zakłada on, że jeśli pojawi się teza, niemal natychmiast musi pojawić się jej zaprzeczenie. Ma to być niemal naturalny kierunek zmian społecznych.
Nie ma to jednak nic wspólnego z naturalnym porządkiem takich zmian. Ich siłą napędową nie musi być konflikt. Ludzie są zdolni do rozeznawania tego, co jest ich prawem przyrodzonym. Przykład losów prawa aborcyjnego w Polsce jest tego żywym dowodem. Czy oznacza to, że po ewentualnej porażce Zjednoczonej Prawicy w wyborach parlamentarnych na rzecz ugrupowania bardziej progresywnego, nie dojdzie do liberalizacji prawa aborcyjnego? Niestety nie. Progresiści będą dążyć do zmiany i trzeba się z tym liczyć. Zadaniem wszystkich zainteresowanych obroną życia nienarodzonego jest odpowiednie przepracowanie okresu względnego spokoju społecznego. Mimo ulicznych manifestacji organizowanych przez jakieś marginalne lewackie grupki, Polacy nie odczuwają żadnego niepokoju związanego ze zmianą w prawie aborcyjnym. Nie jest to temat numer jeden, rozgrzewający społeczne emocje. Zakaz zabijania chorych nienarodzonych dzieci został przyjęty jako coś naturalnego, wyłączywszy oczywiście mniejszą część społeczeństwa, która poddana ideologizacji sarka przeciwko tamtemu wyrokowi i jego późniejszej publikacji.
Nie dajmy się zatem nabrać wystraszonym wizją konfliktu społecznego konserwatystom. Już teraz, korzystając z tego, kto rządzi w Polsce, warto wywierać naciski na usunięcie kolejnej przesłanki do dokonywania aborcji. Dalsze przypominanie Polakom o szacunku dla przyrodzonego prawa każdego człowieka, jakim jest życie, powinno być jednym z głównych celów każdego katolika, w tym instytucjonalnego Kościoła. Oby nie zawiodły w tej walce ani instytucje stawiające sobie za cel obronę życia nienarodzonego, ani hierarchowie katoliccy. Nie ma się czego obawiać: żadnego wahadła nastrojów społecznych nie ma, to sztuczny konstrukt. Jest tylko dobro i zło ścierające się nieustannie w ostrej walce o duszę człowieka.
Tomasz Figura