Media na całym świecie komentują sprawę odkrycia w domu Czesława Kiszczaka akt Lecha Wałęsy. W ich komentarzach pojawia się często wątek korzyści, jakie PiS odniesie z ich ujawnienia. Krytykowany jest także pośpiech przy stwierdzaniu ich autentyczności. Niektórzy analitycy twierdzą, że nawet prawdziwość informacji zawartych w teczkach nie unieważni dokonań byłego prezydenta Polski.
Tony Barber z Financial Times przypomina oficjalną wersję narracji o Lechu Wałęsie. Określa go jako bohatera walki o demokrację i prawa człowieka. Jednocześnie publicysta przypomina, że Wałęsa jest gorliwym krytykiem rządów Prawa i Sprawiedliwości.
Wesprzyj nas już teraz!
„Mamy prawo zapytać – cui bono? Kto skorzysta na nowych oskarżeniach przeciwko Wałęsie. Odpowiedź jest oczywista. To PiS i jego lider Jarosław Kaczyński. (…) Nie jest wielką przesadą twierdzić, że głównym celem kariery Kaczyńskiego jest oczernianie oponentów, którzy jak Wałęsa wprowadzili Polskę w nową demokratyczną erę”, twierdzi publicysta. Dodaje, że nawet gdyby okazało się, że dokumenty nie są podrobione, to nie unieważniają one dokonań działacza związkowego w latach 80-tych.
Z kolei csmonitor.com cytuje Padraic’a Kenney’a, profesora na Indiana University. Twierdzi on, że lata 60-te i zwłaszcza 70-te to w Polsce skomplikowany okres, a „tysiące lub wręcz dziesiątki tysięcy” osób było zmuszanych do współpracy z władzą. Zdaniem naukowca najważniejsze jest rozstrzygnięcie czy Wałęsa dopuszczał się celowego krzywdzenia ludzi. Kenney twierdzi również, że znalezione u Czesława Kiszczaka dokumenty są na rękę Prawu i Sprawiedliwości, gdyż potwierdzają spiskowe teorie tej partii.
Witryna ctvnews.ca także podkreśla, że teczki wypływają w czasie rządów PiS – partii wysuwającej oskarżenia przeciwko byłemu prezydentowi Polski i sprzeciwiającej się porozumieniu okrągłostołowemu. Portal wskazuje także na nadmierny pośpiech Instytutu Pamięci Narodowej w potwierdzeniu wiarygodności dokumentów.
Z kolei Adam Easton, komentator BBC twierdzi, że nowe informacje o Wałęsie nie wpłyną na jego postrzeganie w Polsce. Zauważa, że już wcześniej wielu Polaków wiedziało o istnieniu oskarżeń przeciwko Wałęsie. BBC cytuje też fragment wywiadu, który przeprowadziło z Wałęsą w 2008 r. Były prezydent Rzeczypospolitej stwierdził wówczas, że nie da się znaleźć jakichkolwiek jego podpisów przypieczętowujących zgodę na współpracę ze służbami.
Także Francuzom nadzwyczaj ciężko przychodzi się rozstać z ustaloną wcześniej wizją historii. Sprawa odnalezienie akt dotyczących Lecha Wałęsy nie wzbudziła więc nad Sekwaną nadzwyczajnego zainteresowania. Większość gazet zamieściła po prostu depeszę AFP. Tam, gdzie sięgnięto jednak po własne korespondencje, włos może się jeżyć na głowie…
„Le Figaro”, czy „20 Minutes” publikują depeszę AFP: „IPN odnalazł nowe akta o współpracy Lecha Wałęsy z tajnymi służbami komunistycznymi w latach 70., ale były prezydent i laureat nagrody Nobla informacje te zdementował, a podobne oskarżenia pojawiały się juz dawniej”.
RFI pyta „Czy Lech wałęsa był agentem służby bezpieczeństwa w latach 70.?”. I odpowiada – noblista podpisał kilka papierów w młodości, ale nie współpracował. Cytuje się też Donalda Tuska, który mówi, że to „odgrzewana afera”, która ma negatywne skutki dla wizerunku Polski, legendy Lecha Wałęsy i „Solidarności”. Dodaje się też cytat z „obecnego prezydenta” Andrzeja Dudy, który „nie oskarża Wałęsy, ale dziwi się skąd tajne dokumenty wzięły się w domu b. ministra komunistycznego?”.
Dalej idzie „Le Point”. Przypomina, że „wśród wrogów Wałęsy jest szef partii konserwatystów PiS Jarosław Kaczyński”. Tygodnik przypomina, że sąd już raz uniewinnił Wałęsę od zarzutów współpracy.
„Ouest-France” twierdzi, że wydarzenia zastały Wałęsę w USA, skąd napłynęło jego dementi (reszta gazet lokalizuje jednak poprawnie Wałęsę w Wenezueli). Gazeta dodaje, że „Wałęsa był już wielokrotnie oskarżany o kolaborację, także przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego w 2009 roku”. Prezydent wycofał to oskarżenie tuż przed katastrofą, w której zginął. Teraz jednak rządzi jego brat-bliźniak Jarosław, który jest wrogiem Wałęsy. Gazeta dodaje, że sam Wałęsa nazwał oskarżenia „absurdem”, a w 2000 r. sąd już go z podobnych zarzutów uniewinnił. „Ouest-France” dodaje, że b. prezydent chciał debaty na ten temat, ale IPN odrzucił zaproponowaną przez niego formułę.
Stacja I-tele twierdzi, że Wałęsa był w podobny sposób oskarżany w 1992 roku, ale wymiar sprawiedliwości uznał, że dokumenty były sfałszowane. Podobnie dziennik „Canal Plus”, który dodaje informację o dementi Wałęsy. Miał coś podpisać, że nie współpracował.
„Le Monde”, piórem Jakuba Iwaniuka (korespondent także innych gazet, który słynie z ataków na PiS), nie ma wątpliwości, że za sprawą ujawnienia akt stoi PiS. Podpowiada czytelnikom, że jest to kolejna odsłona „wojny o pamięć”, w której „ultrakonserwatyści” z PiS wzięli sobie na celownik Wałęsę. Gazeta przypomina, że akta zostały odnalezione przez IPN, ale sam zainteresowany zaprzeczył, by były one prawdziwe, a wyrok sądu lustracyjnego z 2000 r. wcześniej potwierdził już jego racje.
Komunistyczna „L’Humanité” pisze zaś, że „Wałęsa jest oskarżany o współpracę kolejny raz” i oficjalnie zdementował informacje zawarte w odkrytych dokumentach. Gazeta dodaje, że Wałęsa już przyznawał się, że podpisał jakiś „papier” w czasie przesłuchania, ale nie kolaborował, zaś w 2000 r. „sąd specjalny” przyznał, że jest zniesławiany.
Mjend, Bogdan Dobosz