Warto przyjrzeć się powyborczym koalicjom i ich cenie gospodarczej. Ale należy również bacznie przyglądać się, co zwycięska w sejmikach wojewódzkich „dobra zmiana” zrobi z kulturą i wokół kultury. Dobrym probierzem jest już Dolny Śląsk i Teatr Polski we Wrocławiu.
W poniedziałek 26 listopada zarząd województwa dolnośląskiego zdecydował o odwołaniu Cezarego Morawskiego z funkcji dyrektora Teatru Polskiego. Nijak nie mogę zrozumieć, jak to jest możliwe, że zwycięskie PiS robi dzisiaj to, czego nie udało się zrobić przez dwa lata jej wrogom.
Wesprzyj nas już teraz!
Bardzo szybko zapominamy o tym, co jeszcze kilkanaście miesięcy temu rozgrzewało do czerwoności opinię publiczną, a stało się sztandarowym przykładem wojny kulturowej pomiędzy czekistami kultury a polskością.
Przypomnijmy sobie, jak to niegdyś dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu, a dziś poseł partii Nowoczesna, Krzysztof Mieszkowski, nie mógł zrozumieć, że nie może dalej pełnić swej dyrektorskiej funkcji, bo upłynęła jego kadencja, a do ogłoszonego rutynowo konkursu nie może przystąpić z tego choćby banalnego powodu, że nie ma ukończonych wyższych studiów. Pewnie wciąż też pamiętamy o finalizującej jego dyrektorstwo aferze z wynajętymi aktorami filmów porno, którzy swój kunszt mieli prezentować na scenie teatru rządzonego przez Mieszkowskiego. Natomiast już niewielu pamięta, że rządy dyr. Mieszkowskiego wpędziły teatr w takie długi, iż już wcześniej chciano go odwołać, co jednak się nieudało, bo – jak twierdzą zorientowani – dość skutecznie chroniła go konfidencja z ministrem od kultury poprzedniego rządu, panem Zdrojewskim. I do tego jeszcze przepłacany reżyser Lupa. I do tego wykluczani inaczej myślący aktorzy.
No a teraz przypomnijmy sobie, jak to w majestacie prawa ogłoszony w roku 2016 konkurs, wygrał Cezary Morawski, znany aktor i wykładowca Akademii Teatralnej w Warszawie. Pamiętacie Państwo ten wrzask lewactwa wszelkiej maści, tą niemal fizyczną nienawiść do człowieka spoza układu. Przecież nie żadnego „pisowca”, ale fachowca spoza układu. Ten bunt, te zaklejone taśmą otwory gębowe, listy protestacyjne, opluwanie i znieważanie. No i potem bezustanna dywersja wobec zmian, które nowy dyrektor wprowadzał. I trzeba powiedzieć – szczególnie z dzisiejszej perspektywy, że robił to zbyt delikatnie. Piąta kolumna wewnątrz teatru miała się dobrze i skutecznie paraliżowała cywilizowanie tej zepsutej do szpiku kości sceny.
I dzisiaj, kiedy Teatr Polski, powoli zaczyna wychodzić z kryzysu. Kiedy kolejne premiery przywracają tej scenie publiczność; właśnie dzisiaj tę walkę o jedną z nielicznych w kraju scen nielewicowych właśnie przegrywamy.
Przygotowanie do kolejnego ataku rozpoczęto tuż przed wyborami październikowymi, wrzucając do publicznego obiegu pomówienia o „katastrofalnej sytuacji teatru i gigantycznym zadłużeniu”, a także „horrendalnych wysokościach wynagrodzeń dyrektora Cezarego Morawskiego za działalność artystyczną” oraz o „łamania przez dyrektora prawa”. Nic nowego, można rzec. Te zarzuty w różnym układzie i natężeniu pojawiały się i wcześniej, a tablicą ogłoszeniową dla nich było zawsze lokalne wrocławskie wydanie „Gazety Wyborczej”.
Najciekawsze (czytaj: najsmutniejsze) jest jednak w tym to, że dyrektor Morawski napisał kilkustronicowy, analityczny komentarz do tych wszystkich zarzutów i rozesłał go „urbi et orbi” i nikt, dosłownie NIKT się tym nie zainteresował. Że wrogi establishment medialny i branżowa tzw. spółdzielnia przemilczała, to oczywiste, ale również nikt po tzw. prawej stronie. Ani telewizja, ani jedna gazeta, ani jeden portal internetowy…
No i pozbyli się Morawskiego. Szczujnia będzie teraz triumfować, a polski teatr… może zejść do podziemia. Pozbędą się tego dyrektora na podstawie pomówień i papuziego klangoru, choć nikt mu niczego złego jak dotąd nie udowodnił. I popatrzcie Państwo, jak to działa: we Wrocławiu można odstrzelić człowieka bez żadnego wyroku, a np. w Krakowie, dyrektor Szydłowski, decydujący o kształcie artystycznym Teatru Słowackiego, ma już zarzuty prokuratorskie o niegospodarność i nikt go nie rusza.
Kilka urzędów marszałkowskich, w których większość będzie miała nasza nominalna prawica, zarządza kilkoma ważnymi instytucjami kultury, w tym teatrami. Przyglądajmy się bacznie, co stanie się wkrótce np. w Łodzi (Teatr Jaracza), w Wałbrzychu (Teatr Szaniawskiego), w Kielcach (Teatr Żeromskiego), w Lublinie (Teatr Osterwy), no i w Krakowie (Teatr Słowackiego).
Co stanie się dalej? Widząc jak rząd poradził sobie (a w zasadzie nie poradził) z Teatrem Narodowym w Krakowie, możemy powoli zapominać o polskości, a nawet o możliwym pluralizmie światopoglądowym na polskich scenach, skądinąd utrzymywanych za publiczne pieniądze ludzi, którzy, jak to wynika z arytmetyki powyborczej, trzy lata temu głosowali na prawicę. Furda ich preferencje. Jak chcą mieć prawą kulturę, to niech idą do biblioteki i coś sobie poczytają, dopóki i tam nie dotrze przymus indoktrynacyjny postmarksistów.
Tomasz A. Żak