Paryż? Na to spróbujmy… Dwa lata temu pisałem o wynaturzonej amerykańskiej Nagrodzie Grammy. Pisałem, podsumowując niejako antykulturowe konteksty cywilizacji śmierci, która korzysta ze swych globalnych możliwości i zaraża świat, a konkretnie te narody, które od siebie uzależniła. Ten sam dół kloaczny pokazano w tym roku, tylko jeszcze bardziej. Nie uważałem za zasadne ponownie brać pióro do ręki (tzn. klawiaturę), aby to analizować, podobnie zresztą jak wyuzdane pomysły ostatniego Konkursu Eurowizji, będącego przecież tylko powielaniem tego, co w dziedzinie tzw. rozrywki produkuje się w Ameryce (czytaj: w USA). Opisywanie obrzydliwości ma swoje granice – nie tylko te, które bronią przed zwymiotowaniem, ale również te, które ostrzegają przed niebezpieczeństwem promocji zła. Ono skądinąd bardzo lubi, kiedy normalni ludzie się przejmują, kiedy protestują, a szczególnie wówczas, gdy praktycznie nic z tego oburzenia nie wynika. Petycje i prośby o przeprosiny, o zadośćuczynienie w przypadku naruszania sacrum (dodajmy, że przede wszystkim i niemal wyłącznie chrześcijańskiego), odbijają się od drzwi piekła, bo przecież w tym układzie politycznym nie może być inaczej.
To co zdarzyło się w Paryżu (otwarcie Igrzysk z ekspozycją subkultur opartych na gloryfikacji krwawej rewolucji i na dewiacjach seksualnych, a co m.in. wpisano w „artystyczne” i jak najbardziej bluźniercze parodiowanie Ostatniej Wieczerzy), jeszcze tydzień wcześniej było nie do pomyślenia dla ludzi normalnych. Zdawało się nam, że nie pozwala na to pozytywnie obiektywny kontekst światowego wydarzenia sportowego, jakim jest olimpiada. Z drugiej jednak strony nikt, kto – jak to się mawia – „łączy punkty”, nie powinien być tym zaskoczony. Mamy bowiem dzisiaj do czynienia nie z jakąś kontrkulturą (jak w „romantycznych” latach 60-tych XX-wieku, gdy „Imagine” uważaliśmy za piosenkę o miłości), ale z ideologią wzorowaną na bolszewickim terrorze (z preferencją do inaczej morderczej przemocy symbolicznej). Te działania są wspierane i organizacyjnie, i gigantycznymi pieniędzmi przez rządy (np. właśnie francuski) oraz przez pozarządowe organizacje kojarzone najczęściej z nazwiskiem Soros.
Wejdźmy jednak do „naszego ogródka i postawmy sobie cztery pytania (choć mogłoby być ich więcej):
Wesprzyj nas już teraz!
- Czy ktoś jeszcze nad Wisłą pamięta „aferę” przedstawienie „Golgota Picnic” (2014)? Wikipedia „nie owija w bawełnę” charakteryzując ten spektakl: „Zawiera krytykę społeczeństwa konsumpcyjnego, porusza temat natury ludzkiej, a przede wszystkim dekonstruuje osobę i przesłanie Jezusa Chrystusa, przedstawiając Jezusa m.in. jako antyspołecznego szaleńca, chorego na AIDS, otoczonego nagimi ciałami, stąpającego po tysiącach bułek do hamburgerów”.
- Czy są wśród nas osoby, które kojarzą jakieś wymierne efekty oburzenia katolików na tamto plwanie na ich religię?
- Jaki skutek dały dramatyczne protesty (m.in. różaniec odmawiany pod zamkniętymi drzwiami warszawskiego Teatru Powszechnego) w związku z premierą „Klątwy” (2017)? Na scenie, wedle opisu tygodnika DoRzeczy, mieliśmy m.in. „dotykanie krzyżem miejsc intymnych aktorek, ścinanie krzyża, imitowanie aktu seksualnego z figurą Jana Pawła II oraz zakładanie posągowi papieża pętli wisielczej oraz umieszczania na nim tabliczki „obrońca pedofili”. W trakcie przedstawienia znieważano również flagę Państwa Watykańskiego oraz odgrywano scenę nawoływania publiczności do zbiórki pieniędzy na zabicie Jarosława Kaczyńskiego”.
- Czy powinniśmy apelować (odwoływać się) w związku z wydanym właśnie wyrokiem uniewinniającym niejakiego „Nergala” od zarzutów obrazy uczuć religijnych? Chodzi o upowszechnione w 2018 roku nagranie piosenki, w której ten satanista (tak się sam przedstawia) śpiewa, trzymając gumowego penisa z przymocowaną do niego figurką Chrystusa.
Jeżeli ktoś myśli, że – tak to punktując jak wyżej, namawiam do abdykacji ze swoich przekonań i do nadstawiania „drugiego policzka”, to myli się bardzo. Jestem jak najdalej od milczącej zgody na nieustanne bicie chrześcijan po twarzy czy wręcz kopanie ich po… innej części ciała. Nie mogę zrozumieć, dlaczego wciąż i wciąż okazujemy swoją bezsilność i dajemy tym samym satysfakcję tym wszystkim degeneratom. Robimy tak zamiast dać odpór zgodny z miarą naszej wiary i miłości Ojczyzny (jeżeli wierzymy i kochamy szczerze). Może warto wrócić do sienkiewiczowskiej frazy z „Potopu”: Bijże tych psubratów, kto żyw! Bij, kto w Boga wierzy, komu cnota i ojczyzna miła! Wojny wygrywa się bowiem działami i dziełami (artystycznymi na przykład), a nie dzieleniem włosa na czworo.
A co do Igrzysk, odrzućmy sentymenty. Pod koniec XIX w. baron Pierre de Coubertin wskrzesił ruch olimpijski. Czyli, zaczęło się we Francji i tam, w Paryżu, właśnie to skończyli.
Tomasz A. Żak
(w dzień po)