10 maja 2024

ŻAK TERAZ #2: Komunia, czyli świętowania ciąg dalszy

(Fot. Daniel Dmitriew / Forum)

Gdyby zwyczajowa majowa polska aktywność komunijna nie wykraczała poza demoliberalną definicję „bycia ze sobą”, poza nową tradycję ekumenicznego bycia „chrześcijaninem”, skądinąd definiowaną statystycznie w rubryce spisu powszechnego, to ludzie byli by tacy szczęśliwi… Tak przynajmniej sądzą, kiedy – skądinąd za zgodą swoich proboszczów i ordynariuszy, a nawet biskupa Rzymu – żyją w nieustającej dyspensie od wiary.

Jesteśmy dzień w dzień straszeni dziesiątkami alertów, od gwałtownych wiatrów po nowe mutacje jakiegoś wirusa, od najazdu Rosji po piasek z Sahary. Jakoś jednak nie słychać o największym problemie współczesnego świata, o najbardziej niebezpiecznej dla człowieczeństwa zarazie, jaką jest atrofia wiary w Niebo. Literacko moglibyśmy się pokusić o metaforę, że nasz korab szoruje już brzuchem po dnie. A to dno okazuje się dzisiaj ulubioną strefą komfortu, nie tylko celebrytów, ale wszystkich, którym jakże pięknymi europejskimi słowami wmówiono, że to jest środowisko naturalne dla homo erectus, co przecież brzmi lepiej niż homo sapiens. Jak powiedział jeden z moich kolegów: „oni wolą erekcję niż sapanie”.

I właśnie tak sformatowane osobniki, w tysiącach lokali i restauracji w całym kraju, urządzają przyjęcia komunijne dla swoich synków. I wszyscy mają jeden problem, z którym (jeszcze!) sobie nie radzą – otóż to, że ta komunia jest święta. Wciąż nie umieją pogodzić świętości z imprezą (a tak by chcieli!). Pomimo coraz bardziej zlaicyzowanych obrzędów, dotknięcie Nieba przeszkadza. Panie jakoś nie najlepiej czują się w balowych kostiumach i fryzurach robionych na zamówienie. Panowie szybko zdejmują krawaty i pozbywają się marynarek, a i tak alkohol rozlewają „w ukryciu”.  

Wesprzyj nas już teraz!

Latorośl ogłupiona okolicznościowymi prezentami równie szybko zmienia trzewiki na adidasy, a „komunijny kostiumik” wrzuca do bagażniki bryki tatusia. Niby ten chłopiec jest „bohaterem” dnia, ale szybko się orientuje, że dorośli mają swoje ważniejsze sprawy, a wizyta w kościele była jedynie wymuszoną wstępną dekoracją dla spotkania przy biesiadnym stole. Króluje więc tutaj nie Niebo, a ociekająca fałszem obłuda. O, jakże szybko przyszły młodzieniec uczy się tej lekcji antywychowania. A potem jeszcze dziadek sobie przypomni, że warto zrobić pamiątkową fotkę. Z bagażnika wyciągną albę, chłopca ustawią pośrodku i… pstryk. Wtedy, widziałem to na własne oczy, chłopiec o imieniu Antek, patrząc na kostiumik, zapytał tatę: „A co to znaczy – JHS?”

Tomasz A. Żak

ŻAK TERAZ #1: Świętowanie stało się obowiązkiem „homo ludens”

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(13)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie