Z organizacjami pozarządowymi jest podobnie jak, na przykład, z nożem. Mogą, jako piąta kolumna, być wykorzystywane do robienia kulturowej rewolucji, a więc – jak nóż – mogą zabić, ale mogą – również jak nóż – służyć do krojenia chleba, z uprzednio uczynionym na bochnie znakiem krzyża.
Metafora z chlebem pozwala przejść do rzeczy, czyli do tego, co robi Stowarzyszenie Kulturalno-Oświatowe Ziemia Limanowska. Takich stowarzyszeń, jak również nieformalnych grup jest dużo. Obcą im jest filozofia traktowania państwa jako koryta, jako łupu politycznego. Podróżując po kraju z moim teatrem wiem, że nie tylko w Beskidzie Wyspowym ludzie myślą o Polsce jako o Ojczyźnie, która ma dać radość życia ich dzieciom i wnukom, która ma ich wykarmić, w przenośni i dosłownie. I właśnie to „dosłownie” zdaje się być kluczem do prawdziwego, a nie deklaratywnego patriotyzmu. Siła państwa na pewno nie zależy od obcych wojsk stacjonujących na jego terenie; nie jest też efektem ideologicznych dyrektyw, jakże sprzecznych z tożsamością narodową ludzi to państwo zamieszkujących. Siła zaczyna się tam, gdzie jest odpowiedzialność za wykonywaną pracę, a to jest połączone ze świadomością celu (te dzieci) oraz moralnością (Dekalog). Od wieków najważniejszym z człowieczych zajęć było zadbanie o to, „co do garnka włożyć”. Dzisiaj korporacyjni macherzy mówią o „produkcji żywności” niczym o produkcji śrubek. Mamy stać się „śrubkami” w tym systemie, gdzie „żywność” już nie daje życia, a jedynie pozwala wegetować z perspektywą onkologicznego finału.
Wesprzyj nas już teraz!
W Starej Wsi koło Limanowej, w tamtejszej świetlicy i we współpracy z Kołem Gospodyń Wiejskich, wspomniane wyżej stowarzyszenie organizuje warsztatowe cykle tradycyjnego wytwarzania żywności. Były już warsztaty serowarskie, ziołowe, przetwórstwa mięsa i wędlin oraz winiarskie. Coraz liczniejsze grono uczestników przygotowuje do zajęć pieczenia chleba na zakwasie oraz kursu upraw biodynamicznych i permakulturowych (za tymi mądrymi nazwami kryje się powrót do traktowania ziemi jako naszej karmicielki, której nie stymulujemy ani nadmiarem techniki, ani chemicznie). Żeby zasmakować w tak wytworzonych wyrobach, przyjrzyjmy się programowi kursu wędliniarskiego – nie jesteśmy przecież owadożercami. Zajęcia rozpoczął rozbiór półtusz wieprzowych. Później było przygotowanie marynaty i marynowanie mięsa, także przygotowanie wszystkiego, co potrzebne do wyrobu kiełbasy, a dalej wypełnianie jelit masą kiełbasianą. Następnie wyrób kaszanki, pasztetów oraz salcesonów, no i w końcu nauka tradycyjnego wędzenia (kiełbas, szynek i boczku). Smacznego…
I jeszcze jedno – cała ta wiedza pochodzi od ludzi, którzy sami się tym zajmują. Do tego dochodzi wsparcie teoretyczne, bo organizatorzy zapraszają też osoby z wiedzą akademicką, na przykład z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. Organizują również Targi Zdrowej Żywności w Limanowej (nie ekologicznej, a zdrowej, co podkreślam!)
Tak, to wszystko to nic innego jak powrót do żywieniowej niezależności na poziomie małych gospodarstw czy nawet domów z kawałkiem własnej ziemi. To nic innego jak odrodzenie niezależności polskiej rodziny od globalistycznego zniewolenia i przymusu konsumowania przemysłowej genetycznej papki. Oczywiście, wiąże się to z budowaniem w uczestnikach warsztatów świadomości tego, co robią. A od tej świadomości, inspirowanej korzyściami własnej rodziny, już tylko krok do korzyści, jakie z tego wyniknąć mogą dla całego państwa, żeby nie powiedzieć – narodu.
I jest jeszcze jedna rzecz, która potwierdza moje myślenie o „łańcuchu pokoleń”, bez którego nas by nie było, a na pewno – jeżeli zerwiemy ogniwa – nas nie będzie. Stefan Hutek oraz Marek Dudek, inicjatorzy tej niezależnej Rzeczypospolitej, swe działania wzorują na przedwojennej Górskiej Szkole Rolniczej. Szkołę, w sąsiadującej z Limanową Łososinie Górnej, w roku 1929 złożyli dwaj inżynierowie, legioniści z czasów walk o Niepodległość – Jan Drożdż i Józef Marek. Ich plan, skądinąd posiłkujący się doświadczeniami szwajcarskimi, zakładał po pierwsze przekształcenie górskich gospodarstw przyzagrodowych tak, aby można tam było prowadzić hodowlę zwierzęcą oraz sadownictwo z wykorzystaniem lokalnych walorów przyrodniczych. W efekcie powstały spółdzielnie to obsługujące (to początki słynnego zakładu w Tymbarku). Podstawą do tego było wprowadzenie najlepszej dla regionu gospodarki piętrowej. Po drugie, chodziło o zagospodarowanie łąk i hal do hodowli bydła czerwonego rasy polskiej, owiec i trzody chlewnej (tak powstała Pierwsza Karpacka Serowarnia, której mogły nam zazdrościć kraje alpejskie). Nim szkołę, w 1951 roku, zlikwidowali socjalistyczni ideolodzy, ukończyło ją prawie 600 uczniów. Dzisiejsza oświata jest, niestety formatowana dokładnie na ten sam marksistowski sposób. Toteż kontynuacja normalności, a więc prawidłowego używania noża, musi się odbywać poprzez nauczanie domowe oraz poprzez takie działania jak to w Limanowej.
Tomasz A. Żak