Dzisiaj

ŻAK TERAZ #41 – Ten „Zachód” to nie nasza cywilizacja

(Fot. Pixabay)

Tylko ktoś bardzo naiwny może oczekiwać, że plany prezydenta Donalda Trumpa dotyczące współczesnej Sodomy, czyli tzw. „Fabryki Snów”, mogą zatrzymać kulturowy upadek świata zachodniego, który – jak by nie było i wbrew logice – uznaliśmy za swój. Nie da się jednak przysłowiowej dżumy leczyć niemniej przysłowiową cholerą. Nie zawróci więc z szatańskiej drogi oscarowy Brad Pitt tylko dlatego, że „poprosi” go o to ubrany we frak specjalnego ambasadora Białego Domu Mel Gibson – człowiek (i tu spójrzmy prawdzie w oczy), który od lat żyje w stanie grzechu śmiertelnego. Cały ten zgiełk, to „nie nasza broszka”, „to nie nasz cyrk”.     

Wieszczący „koniec cywilizacji” od lat zderzają się z podstawową nomenklaturą problemu. Jakże inaczej mogłyby wyglądać konkluzje setek dysertacji naukowych, tysięcy paneli dyskusyjnych, niezliczonej ilości publicystycznych uniesień i w ogóle nasze życie, gdybyśmy nie miksowali ze sobą rudymentów naszej kultury z szerokością geograficzną odwołującą się do południka Greenwich. Nawet jeżeli Święte Cesarstwo Rzymskie, najpierw z władzą Franków (upraszczając: Francuzi), a potem Ludolfingów (upraszczając: Niemcy) moglibyśmy uznać za rozwiniętą kontynuację chrześcijańskiego cesarstwa zachodniorzymskiego, to z perspektywy Europy owo cesarstwo i przejętą od niego kulturę duchową powinniśmy kojarzyć geograficznie nie z zachodem, ale z południem, a nawet z południowym-wschodem. To nie „Zachód” jest tutaj historycznie podmiotowy, ale Rzym i Konstantynopol, jako stolice dwóch „płuc”, którymi przez ponad 1000 lat od narodzenia Chrystusa oddychała nasza wiara, a więc kultura. Podsumowując: Konstantynopol leży na wschód od Rzymu, a Rzym na zachód od Konstantynopola. Taka to dziejowa róża wiatrów.

Również z perspektywy naszej nacji i państwowości kierunek zachodni nie jest ani „genealogicznie”, ani „genetycznie” prawidłowy. Wiara nas konstytuujący – co już zostało powiedziane – przyszła z południa i podobnie było z koroną (właśnie powinniśmy świętować milenijną rocznicę ustanowienia Królestwa Polskiego). W tym kontekście oczywistą rację mają ci, którzy przywołują stare przysłowie: „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”. To bowiem dotyczy nie tylko kogoś młodego, jakiegoś ucznia, ale również narodu, państwa. Zanim Polacy zaczęli po nauki jeździć na Sorbonę, Cambridge, a nawet do Harvardu (a to w skali dziejów zaczęło się bardzo niedawno), to wiedzę zdobywaliśmy w Bolonii, Padwie czy we Florencji. Razem z wiedzą i obyczajnością przywoziliśmy wtedy do kraju (i to zupełnie bezcłowo) moralność i etykę katolicką, dzięki której, po pierwsze jako naród w ogóle istniejemy, a po drugie mogliśmy przetrwać, gdy protestanccy i ateistyczni sąsiedzi podjęli decyzję o likwidacji państwa polskiego, a potem nawet o fizycznej eksterminacji jego mieszkańców.    

Wesprzyj nas już teraz!

Od XVIII wieku nasze militarne porażki i politycznie nietrafione wybory poprowadziły Polaków na jednokierunkową „Highway West”. Najpierw była porewolucyjna masońska Francja, później schizmatycka Anglia, a w końcu Ameryka, gdzie w San Francisco swą jak najbardziej zalegalizowaną siedzibę ma Kościoła Szatana. Stamtąd w ok. 10 godzin można dojechać autem do Hollywood i wybrać się na wszystko podsumowujący spacer Aleją Gwiazd. Tam znajdziemy największą na świecie kumulację fałszywych autorytetów. A im bliżej współczesności, tym więcej wśród nich ideowych i zapiekłych wyznawców marksizmu.

Nieżyjąca już amerykańska pisarka i autorka dzieł filozoficznych z zakresu libertarianizmu, Ayn Rand (córka rosyjskich Żydów z Petersburga), która jako młoda dziewczyna na własne oczy widziała bolszewicką rewolucję, tak oto już lata temu opisała „stolicę światowego kina”:

Celem komunistów w Hollywood nie jest produkcja filmów politycznych, które otwarcie usprawiedliwiają komunizm. Ich celem jest zepsucie naszych zasad moralnych, zarażenie kina apolitycznego, wprowadzenie drobnych, przypadkowych elementów propagandy do niewinnych historii, zmuszenie – pośrednio i podświadomie – do zaakceptowania podstawowej zasady kolektywizmu… tak jak krople wody ścierają kamień, którego nazwa to amerykanizm.

Z analiz Rand korzystała słynna Komisja do Badania Działalności Antyamerykańskiej, pracowała w latach 1947-1951 pod przewodnictwem senatora McCarthy’ego. Jej celem było przeciwstawienie się infiltracji instytucji rządowych przez członków Komunistycznej Partii USA oraz sowieckich agentów. Za istotne miejsce aktywności komunistów uznano Hollywood. Efekty prac Komisji były nijakie, bo – jak to w liberalnym państwie bywa – interes polityczny nie polega na „złapaniu króliczka” (vide III RP i jej sejmowe komisje).  

Gdyby hollywoodzkie Oscary dotyczyły tylko artystycznej strony nagradzanych filmów, nie miałyby większego znaczenia. Tam od dawna lokowany jest produkt światopoglądowy, a tzw. gwiazdy to reklamowe billboardy i liczy się to, co mogą „sprzedać” poza ekranem. A sprzedać mogą wszystko, nawet wiarę w Boga. Ten przemysł (sic!) propaguje wartości, które wyznaje amerykańska elita polityczna i ekonomiczna. Czy nieodrodny reprezentant tych środowisk, prezydent Trump, zrezygnuje z tych możliwości, z tych reklamowych słupów?

Kultura, a szczególnie ta masowa, to wyjątkowa broń. Służąc złu czyni okrutne szkody i to nie tylko na „zachodzie”. Jakie? Upowszechnianie niemoralności; ojkofobia przedstawiana jako cnota, a pacyfizm jako ważniejszy od instynktu samozachowawczego; promowanie zabójczej ideologii płci kulturowej oraz kultu mniejszości seksualnych i rasowych; definiowanie rodziny jako miejsca przemocy; nauczanie, że ateizm jest kwintesencją wolności, a tej zagrażają przede wszystkim katolicy… Proszę wymieniać dalej… 

Tomasz A. Żak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(2)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie