W Indiach zakończyły się w sobotę wybory parlamentarne. W rozpoczętym 19 kwietnia maratonie wyborczym uprawnionych do głosowania było blisko 970 mln obywateli. Wynik będzie korzystny dla premiera Narendry Modiego, ale skala jego zwycięstwa jest niepewna – mówi w sobotę PAP Patryk Kugiel z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM). W mieście Waranasi przyglądał się on z bliska ostatnim godzinom głosowania.
Indyjskie wybory nazywane są największym demokratycznym głosowaniem na świecie. Trwały one sześć tygodni i były podzielone na siedem etapów. Do zdobycia są 543 miejsca w niższej izbie parlamentu, Izbie Ludowej). Wyłania ona premiera, który z kolei wybiera ministrów swojego rządu. Do uzyskania większości wymagane jest wprowadzenie do izby co najmniej 272 deputowanych.
W wyborach znaczący głos miały dwa ugrupowania: Indyjska Partia Ludowa (BJP) z premierem Narendrą Modim na czele oraz opozycyjny Indyjski Kongres Narodowy (INC) z przewodniczącym Mallikarjunem Kharge i jego sojusznikiem Rahulem Gandhim.
Wesprzyj nas już teraz!
Przedwyborcze sondaże wskazywały na łatwe zwycięstwo premiera Modiego, który stara się o trzecią kadencję. Politolodzy przewidują, że spadek frekwencji wyborczej, związany z trwającymi od kilku tygodni upałami, może mieć bezpośredni wpływ na ostateczne wyniki. W 2019 r. odnotowano najwyższą frekwencję w historii wyborów parlamentarnych w Indiach – 67,11 proc.
Patryk Kugiel z PISM pytany, czy dla obywateli wybory oznaczają festiwal demokracji, odpowiada, że taką narrację promuje rządząca Indyjska Partia Ludowa (BJP), która prowadziła mocną kampanię profrekwencyjną. Jednocześnie podkreślił, że na frekwencję może wpłynąć tym razem fala upałów, które utrzymują się w Indiach od kilku tygodni.
W ocenie rozmówcy PAP tegoroczna kampania była wyjątkowa. Poprzednie, przed wyborami w 2014 i 2019 roku, były dla Modiego „spacerkiem”, bo „nie było wówczas żadnych wątpliwości, że wygra sporą większością głosów, nie było miejsca na wyrównaną walkę” – mówi.
– Temperatura tej kampanii wyborczej była zdecydowanie wyższa, bo i stawka tych wyborów jest znacząca. Ustawił ją sam premier, chcąc zdobyć kwalifikowaną, absolutną większość, która umożliwi mu zmianę konstytucji. Celem partii BJP jest (zdobycie) 400 mandatów na 543 miejsca w izbie niższej. Opozycja od razu ustawiła się w kontrze. Stwierdziła, że musi zrobić wszystko, aby ten wynik nie został osiągnięty. W ostatnich tygodniach odczuła nawet, że mogą te wybory wygrać. Dziś obie strony mówią, że idą po pewne zwycięstwo – podkreśla Kugiel.
Jak ocenia, kampania prowadzona już w trakcie wyborów była bardzo ostra po obu stronach, co przekładało się na polaryzację społeczeństwa. – Padały oskarżenia o zdradę, o bycie skorumpowanym, antyhinduskim czy antydemokratycznym. Obie strony nie przebierały w słowach, a nawet padają opinie, że niektóre wypowiedzi kwalifikują się pod mowę nienawiści w stosunku do opozycji czy mniejszości. Ze strony premiera padły słowa, które można interpretować jako negatywnie odnoszące się do muzułmanów. Premier oskarżył partię opozycyjną, że ulega mniejszości muzułmańskiej, nie broni interesów Indii, a służy interesom Pakistanu. Padły nawet oskarżenia o zdradę stanu – zaznacza analityk.
– Już 4 czerwca dowiemy się, czy Modi ma bardzo silny mandat wyborczy, czy może jego popularność przestaje oddziaływać na Indusów i będzie potrzebował koalicjantów do stworzenia nowego rządu. Wydaje się, że wynik będzie korzystny dla Modiego, ale skala jego zwycięstwa jest niepewna. Jeśli wynik będzie gorszy niż ten z 2019 r., to będzie to poważny problem dla premiera i jego narracji, że jest niezbędny, aby Indie dalej funkcjonowały i rozwijały się – przewiduje ekspert z PISM.
Narendra Modi odpowiedzialny jest za prowadzenie oraz popieranie na szczeblach lokalnych nacjonalistycznej polityki, szowinistycznej wobec mniejszości narodowych, w tym chrześcijan, którzy są w Indiach regularnie represjonowani.
Źródło: PAP / Marta Zabłocką
Indie i chrześcijaństwo. Prześladowania narastają, Watykan milczy. Dlaczego?
Indyjscy nacjonaliści chcą zmienić nazwę państwa. Czy „Bharat” zastąpi „Indie”?