18 grudnia 2020

Zakupy, jabłka, kurczaki i „stare panny”. Boże Narodzenie na Dalekim Wschodzie

(Zdjęcie ilustracyjne. FOT.fot. VATICAN-CHINA/DEAL REUTERS/Kim Kyung-Hoon/File Photo/FORUM)

W Chinach nie ma zgody na „zainstalowanie” w powszechnej świadomości znanego z naszej strefy kulturowej „świętego Mikołaja”. Tam mają swojego „świątecznego starca”, co i tak jest nazwą mniej odrażającą niż Dziadek Mróz. Proszę pamiętać, że starcy są w chińskiej kulturze darzeni respektem, więc mimo wszystko na swój sposób Santa Claus jest jakoś przez Chińczyków szanowany, podczas gdy na Zachodzie mamy do czynienia z klaunem ciągnącym z gwinta pewien brązowy napój gazowany – mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Jakub Polit (Instytut Historii UJ).

 

Co zmieniło się po śmierci towarzysza Mao, jeśli chodzi o obchody Bożego Narodzenia w Chińskiej Republice Ludowej?

Wesprzyj nas już teraz!

Po śmierci Mao dla żyjących w ChRL chrześcijan wszystko zmieniło się fundamentalnie. Przede wszystkim został złagodzony antychrześcijański terror. W czasach Mao obowiązywał przymus uczestnictwa w pewnego rodzaju państwowych, mówię to z ironią, „obrzędach”. Wtedy nie dało się nie uczestniczyć w permanentnym kłamstwie. Po śmierci przewodniczącego w ChRL przywrócono „swobodę milczenia”, czyli możliwość odcięcia się od tego wszystkiego.

 

Chińscy chrześcijanie w zasadzie mogą uczestniczyć w liturgii, uczestniczyć w Mszy Świętej. Są wprawdzie poddawani za to różnym szykanom, ale nie chodzi tutaj na pewno o groźbę utraty życia, a przynajmniej nie na początku, ale na przykład o utratę pracy, co też nie jest automatyczne.

 

Mówił Pan o tzw. kościele patriotycznym czy Kościele Podziemnym?

Jednym i drugim. Fundamentalna różnica polega na tym, który Kościół ma prawa sukcesji apostolskiej i który jest Kościołem prawowitym. To są sprawy dotyczące hierarchii, chociaż oczywiście nieuchronnie rzutujące na wiernych.

 

Sami wierni, kiedy się przemieszczają, kiedy udaje im się odnaleźć świątynię chrześcijańską, co jest rzeczą trochę tylko łatwiejszą niż znalezienie świątyni buddyjskiej w Polsce, nie przejmują się, komu właściwie ta świątynia jest podległa. Znaczenie ma dla nich tylko sytuacja z przyjmowaniem sakramentów, zwłaszcza sakramentu bierzmowania, do którego potrzebna jest obecność biskupa – wówczas nie jest bez znaczenia, kto tego sakramentu udziela.

 

Można więc w ChRL świętować Boże Narodzenie?

Chrześcijańskie? Można, byle nie za głośno i nie nazbyt otwarcie. Świętowanie Bożego Narodzenia nie ma w ChRL charakteru oficjalnego, z pewnym zastrzeżeniem. Komercjalizacja Chin i ich sukcesy gospodarcze powodują, że święta Bożego Narodzenia dotarły do „Państwa Środka” w swej najbardziej sztucznej i powierzchownej warstwie, w tym co zostało z tych Świąt w kulturze zachodniej, czyli jako wielkie święto komercji i konsumpcji łącznie z nieszczęsnym Santa Clausem.

 

Santa Clausem?

Tak. W Chinach nie ma zgody na „zainstalowanie” w powszechnej świadomości znanego z naszej strefy kulturowej „świętego Mikołaja”. Tam mają swojego „świątecznego starca”, co i tak jest nazwą mniej odrażającą niż Dziadek Mróz. Proszę pamiętać, że starcy są w chińskiej kulturze darzeni respektem, więc mimo wszystko na swój sposób Santa Claus jest jakoś przez Chińczyków szanowany, podczas gdy na Zachodzie mamy do czynienia z klaunem ciągnącym z gwinta pewien brązowy napój gazowany.

 

A czy zdarzyło się, że jakiś hierarcha otwarcie w okresie Bożego Narodzenia zabierał głos? Czy partia na to pozwala?

Przede wszystkim nie są to rzeczy dla mieszkańców ChRL istotne. To może najbardziej jest przykre, choć stosunkowo zrozumiałe.

 

Dlaczego?

Przecież ogromna większość mieszkańców Europy Zachodniej, zwłaszcza młodszych osób, nie zdaje sobie zupełnie sprawy z chrześcijańskiego charakteru Bożego Narodzenia. Nie chodzi o to, że odrzuca te święta i ich charakter, bo to sugerowałoby pewnego rodzaju świadomy stosunek. Chodzi o to, że oni obchodzą święto zimy, święto choinek i bałwanków, bez jakiegokolwiek przeżycia duchowego. Jeżeli tak funkcjonują mieszkańcy Europy Zachodniej, to dlaczego mamy wymagać czegoś innego od Chińczyków?

 

Chrześcijanie są w Chinach grupą religijną mało istotną. Jeśli tamtejsi hierarchowie zabierają głos oficjalnie, to nie po to, żeby powiedzieć kilka słów o tym jak „Słowo Ciałem się stało i zamieszkało między nami”, tylko raczej, żeby składać wyrazy wdzięczności i wierności prominentom partii komunistycznej czy też wspomnieć papieża jako przywódcę szukającego ostatnimi czasy dialogu z ChRL. Powtórzę jednak: dla większości w Chinach, tak jak dla większości w Europie, liczy się „świąteczna komercja” – szał zakupów, wręczanie jabłek etc.

 

Wręczanie jabłek?

Tak się przez przypadek składa, że wymowa słów Wigilia Bożego Narodzenia, a dokładnie Cicha Noc, w języku chińskim przypomina wymowę słowa jabłko, stąd obdarowywanie się jabłkami. Język chiński jest językiem, w którym występuje mnóstwo homonimów, czyli słów, które się wymawia identycznie, ale zapisuje odrębnymi znakami i stąd właśnie ten gest jabłczany, jakby się chciało to powiedzieć.

 

Wyjątkiem jest Hongkong, gdzie 25 oraz 26 grudnia to dni wolne od pracy. To spadek po rządach brytyjskich.

 

Czy w Hongkongu święta Bożego Narodzenia wyglądają bardziej po chrześcijańsku niż w ChRL?

I tak, i nie. Na pewno znacznie większa liczba mieszkańców Hongkongu wie, na czym te Święta polegają, jeśli chodzi o warstwę religijną, dlatego że wielu z nich pamięta jeszcze dawne kolonialne czasy. Było to wtedy święto dla władz, kiedy pamiętało się, że Królowa przesyłała życzenia gubernatorowi generalnemu i odwrotnie. Z drugiej strony, tak jak w Chinach i Europie Zachodniej, najważniejszym elementem Bożego Narodzenia w Hongkong jest „szał zakupów”.

 

Jak z kolei wygląda sytuacja na Tajwanie?

Jeszcze inaczej. Trzeba pamiętać, że i Tajwan krajem chrześcijańskim nie jest. Paradoksalnie społeczeństwem na Tajwanie w znacznej mierze nawróconym, chrześcijańskim są tamtejsi aborygeni pochodzenia malajskiego, czyli Kaoszanowie – niegdyś pierwotna ludność wyspy, ale obecnie stanowią oni nie więcej niż 2 procent ludności. Oni faktycznie na Tajwanie obchodzą Boże Narodzenie. Bliskość Filipin – katolickiego kraju, w którym świętowanie Bożego Narodzenia zaczyna się już w okolicach połowy grudnia i trwa do 3 stycznia – również ma wpływ na to, jak mieszkańcy Tajwanu patrzą na Bożę Narodzenie i co o nim wiedzą.

 

Poza tym bardzo znaczna część tajwańskich prominentów – dawni nieżyjący już prezydenci Czang Kajszek i Czang Ching-kuo; nadal żyjący Lee Teng-hui, czyli ich bezpośredni następca, oraz późniejszy prezydent Ma Ying-jeou – byli i są chrześcijanami, którzy w jakimś stopniu tłumaczyli ludziom, o co w Bożym Narodzeniu chodzi.

 

Jeszcze jednym ważnym aspektem jest fakt, że ogromna część mieszkańców Tajwanu zdobyła wykształcenie za granicą, głównie w Stanach Zjednoczonych, gdzie jednak tradycja Bożego Narodzenia jest jeszcze jakoś rozumiana. Stąd bardzo sympatyczne reakcje w tym niechrześcijańskim kraju na samych chrześcijan i temat Narodzenia Pańskiego. Zazwyczaj kiedy się obchodzi święta Bożego Narodzenia, kiedy się czyni jakąkolwiek aluzję, wspomnienie o tych świętach, reakcją jest pytanie z uśmiechem na ustach: „Jesteś chrześcijaninem?”. Czasem pada też stwierdzenie: „Ja też”, co jest rzadkie, ale wśród kręgów wykształconych często spotykane. Częściej jednak można usłyszeć: „Jesteś chrześcijaninem? Moja siostra, mój szwagier, moja kuzynka również”.

 

A jak wygląda Boże Narodzenie w Japonii?

Japonia wydaje się pod pewnymi względami najbardziej zwesternizowanym krajem Dalekiego Wschodu, ale tam również w okresie Bożego Narodzenia mamy do czynienia z wielkim świętem konsumpcji, świętem Kurisumasu – japońskim odpowiednikiem Bożego Narodzenia. Jest to dzień wielkich zakupów oraz… święto zakochanych. Wszystko jedno co powiemy o dniu świętego Walentego, wzbudza ono emocje pozytywne. W dawnej Japonii zakochani (ale mężczyźni…) prawie zawsze byli traktowani pobłażliwie, ale w ostatecznym rozrachunku jednak bardziej negatywnie niż pozytywnie. Przypominało to, powiedzmy, nasz stosunek do ludzi, którzy z radości się upili. Jest to coś, co można wybaczyć zważywszy na okoliczności, ale jakże się tym szczycić. I powinno przejść.

 

Jest to na pewno święto na swój sposób sympatyczne, ale absolutnie pozbawione jakiegokolwiek pierwiastka religijnego. Tu się po prostu wystawia, raczej w sklepach niż w domach, drzewka choinkowe, gra „Jingle Bells” i „Last Christmas”, a do niedawna ważniejszym niż 24, 25 czy 26 grudnia był 23 grudnia – tego dnia urodził się cesarz Akihito, który w roku 2019 abdykował.

 

Święto Kurisumasu odbywa się w domach. Tam sporządza i spożywa się niezwykle słodkie aż do oporu ciasta, tzw. Kurisumasu keki. To keki jest oczywiście kalką amerykańskiego cake, czyli ciasta słodkiego, które się w Japonii wcześniej nie konsumowało. I jeszcze jedno: w Boże Narodzenie Japończycy jedzą kurczaki.

 

Dlaczego kurczaki?

Ponieważ w święta Bożego Narodzenia zostały spopularyzowane przez okupacyjne wojska amerykańskie, które rzeczywiście chętnie sobie spożywały drób. Tutaj potrzebne jest wyjaśnienie: w Japonii w czasach klasycznych, to znaczy przed jej otwarciem na świat w połowie XIX wieku, w ogóle się prawie nie jadło mięsa ze względów religijnych, buddyjskich, za wyjątkiem ryb. Dla nas – Polaków, którzy raczymy się przeważnie karpiem i nie mamy tradycji drobiarskiej jako szczególnej potrawy na takie czy inne okazje – owo połączenie kurczaków z Bożym Narodzeniem jest rzeczywiście dość zaskakujące.

 

Jeszcze innym aspektem jest fakt, że japońskie, obchodzone 25 grudnia święto Kurisumasu, powtarzam niesłusznie łączone z Bożym Narodzeniem, jest kojarzone z kobietami, które do 25. roku życia nie wyszły za mąż. Ma to związek z dalekowschodnią manią liczb. Według japońskiej tradycji kobieta 25-letnia jest kobietą, która powinna się zastanawiać, dlaczego jeszcze nie wyszła za mąż. A więc dziewczyna Kurisumasu to już niemłoda panna.

 

To wszystko od naszych zwyczajów chrześcijańskich jest bardzo dalekie. Aczkolwiek na usprawiedliwienie Japończyków trzeba przytoczyć, że biorą oni z tego święta to, co o nim pamięta Europa Zachodnia. Nie można wykluczyć, że kiedyś to dalekowschodnie standardy bożonarodzeniowe będą dominować i obowiązywać również na Starym Kontynencie.

 

Bóg zapłać za rozmowę.

Rozmawiał Tomasz D. Kolanek.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(3)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie