Po zamieszkach o podłożu rasistowskim w Stanach Zjednoczonych lewica odkrywa karty. Nawołuje do rewolucyjnych zmian politycznych i ekonomicznych w kraju oraz chce budować „trzecią republikę”: z rządem technokratów i wszechwładną kastą sędziowską. Burdy w połączeniu z koncepcją „zrównoważonego rozwoju” mają tylko przyspieszyć wdrożenie wcześniej już zaplanowanej, lewicowej transformacji.
W niezwykle obszernej analizie, jaka ukazała się po ostatnich rozruchach, wpływowy lewicowy magazyn „Foreign Policy” zasugerował, że już najwyższy czas na rewolucyjne zmiany polityczne i ekonomiczne w USA. Głos ten wskazuje na potrzebę zbudowania nowej „trzeciej republiki,” w której rząd technokratów wraz z kastą sędziowską będzie odgrywał większą rolę w redystrybucji dochodu, uzyska większy dostęp do danych o obywatelach i zapewni sobie władzę na długie lata.
Wesprzyj nas już teraz!
Powrót do przeszłości
Pod koniec XIX wieku w Stanach Zjednoczonych nastąpiły tak gruntowne zmiany ekonomiczne i polityczne, że przekształcony ustrój zaczęto nazywać mianem „drugiej republiki”. Wprowadzone reguły ekonomiczne i polityczne pozwoliły trwać, a nawet rozwijać się krajowi przez kolejne stulecia – twierdzi „FP”. Dzisiaj jednak, jak sugeruje magazyn specjalizujący się w tematyce stosunków międzynarodowych, wobec poważnej dyskryminacji gospodarczej i politycznej nadszedł czas na „kolejną rundę głębokiej odnowy instytucjonalnej: na „trzecią republikę”. „Foreign Policy” podaje, że warunki, które doprowadziły do pierwszej transformacji społeczeństwa amerykańskiego są uderzająco podobne do obserwowanych dzisiaj. U podstaw problemów, przed jakimi znalazły się Stany Zjednoczone przed 1900 rokiem, stała fala innowacji, która przyspieszyła wzrost. Obecnie bezpośrednie korzyści z pojawienia się nowych technologii czerpie niewielu. Miliony Amerykanów obawiają się o swoją ekonomiczną przyszłość.
„Na początku XXI wieku osiągnęliśmy podobną fazę. Najnowsza technologia umożliwia offshoring wielu miejsc pracy, które były wcześniej głównym ośrodkiem klasy średniej, lub automatyzuje je. Jesteśmy świadkami skrajnej koncentracji władzy gospodarczej, która znowu czyni naszą politykę mniej demokratyczną” – można przeczytać w analizie amerykańskiego magazynu. Pismo wskazuje, że „transformacja republiki (…) na początku XX wieku nie byłaby możliwa, na przykład, bez wojny secesyjnej, która zniosła niewolnictwo”.
Głównym czynnikiem reformującym pod koniec XIX stulecia była postępująca tendencja do reagowania na przyspieszone zmiany technologiczne i wzrost oligarchii. Rewolucja dokonała się wówczas w dużej mierze na gruncie polityki agrarnej. Rozwój największej na świecie sieci kolejowej ułatwił transport osób, upraw, wytworzonych towarów, a także skrócił czas ich dostaw. Pojawienie się jednolitego rynku krajowego, obejmującego cały kontynent, spowodowało, że zaczęły powstawać duże firmy w wielu gałęziach przemysłu. Małe firmy były wykupywane lub likwidowane wskutek konkurencji. W latach dziewięćdziesiątych XIX wieku niektóre przedsiębiorstwa kolejowe zatrudniały ponad 100 tysięcy osób – to znacznie więcej niż w przypadku działających wcześniej firm prywatnych, a nawet… amerykańskiej armii.
Zdaniem cytowanego magazynu, w obliczu opisywanych zmian nie można było wciąż preferować opcji ograniczonej roli rządu, bo sprzyjało to powstawaniu karteli. Na przykład – jak podaje „FP” – w połowie lat sześćdziesiątych XIX wieku John D. Rockefeller był regionalnym graczem z jedyną rafinerią w Cleveland i wieloma konkurentami. Ale już kilkanaście lat później wraz z licznymi podmiotami stowarzyszonymi ze Standard Oil kontrolował około 90 procent urządzeń rafinacji ropy naftowej oraz rurociągów w całym kraju.
Również w innych gałęziach przemysłu rosły nowe formy monopoli, karteli i trustów, dając nadzwyczajne bogactwo swoim właścicielom, działającym w różnych sektorach. Zdominowali oni politykę, opłacając kampanie wyborcze kandydatów na najwyższe krajowe urzędy. Pod koniec XIX wieku narodził się ruch postępowców, którzy domagali się reform. Reprezentowali ich m.in.: szef nowojorskiej policji, a później prezydent Theodore Roosevelt, Jane Addams, „reformator” z Chicago i autor zmian w edukacji, mieszkalnictwie i opiece zdrowotnej, wreszcie senator Robert La Follette z Wisconsin, który zwalczał kartele.
W ramach proponowanych reform progresiści realizowali też, jak zauważa „FP”, szkodliwe pomysły, takie jak eugenika, nienawistna polityka wobec imigrantów i prohibicja. Osiągnęli jednak „sukces” w postaci szeregu uregulowań działalności wielkich trustów. Ustawa antymonopolowa Shermana z 1890 r. nie pozwalała na niektóre formy zmowy, chociaż początkowo wykorzystywano ją przeciwko związkom zawodowym, a nie dla ograniczenia samowoli monopolistycznych przedsiębiorstw (przynajmniej tak ją interpretowały sądy). W 1902 r. prezydent Theodore Roosevelt skorzystał z ustawy Shermana, aby rozpocząć demontaż Northern Securities, potentata kolejowego, wspieranego przez bank J.P. Morgan. W 1914 r. zatwierdzony został federalny podatek dochodowy od redystrybucji zasobów pomiędzy bogatymi a biednymi. Walka o wprowadzenie tej daniny była brutalna i trwała przez dziesięciolecia w sądzie oraz Kongresie (w końcu zakończyła się ustanowieniem szesnastej poprawki do konstytucji Stanów Zjednoczonych). W 1913 r. powstała także Rezerwa Federalna – pierwszy bank centralny w kraju pod przewodnictwem Woodrowa Wilsona. Po Wielkim Kryzysie nastąpiło poszerzenie uprawnień Rezerwy zgodnie z ideą, że „polityka nie może być oddzielona od ekonomii”.
W tym samym czasie nastąpiła radykalna przebudowa systemu politycznego. W 1913 r. przyjęta została siódma poprawka, zgodnie z którą senatorowie mieli być wybierani w drodze głosowania powszechnego. Była to znaczna korekta struktury demokratycznej władzy. Dziewiąta poprawka, ratyfikowana w 1920 r., przyznała kobietom prawo głosu. Wszelkie ówczesne reformy miały wzmocnić władzę rządu centralnego.
Późniejszy wzrost gospodarki amerykańskiej w dziesięcioleciach następujących po II wojnie światowej opierał się na rozwoju nowych technologii. Ich początki sięgały jeszcze lat trzydziestych, ale główne efekty były odczuwalne dopiero po wojnie. Chodzi tu np. o elektryczność, silnik spalinowy, nowe leki i chemikalia, podróże lotnicze, tworzywa sztuczne, technologie komunikacyjne (w tym telefon i faks), technologie rozrywki (radio, film i telewizja) oraz niezliczone innowacje, wpływające na zwiększenie wydajności produkcji.
Więcej władzy w rękach kast?
Wzrost po roku 1945 znacznie podniósł dochody zarówno osób najbogatszych, jak i gorzej sytuowanych. Dalsze zmiany związane z globalizacją, zwłaszcza na początku lat 80., przyniosły wzrost konkurencji dla USA. Inne kraje, takie jak Japonia, nauczyły się wytwarzać produkty wysokiej jakości. Amerykańscy konsumenci chcieli tańszych towarów, co jednak zaowocowało – wskutek tworzenia przez firmy globalnych sieci dostaw – przeniesieniem „rodzimych miejsc pracy” za granicę.
Dalsza automatyzacja, dzięki spadającym kosztom technologii komputerowej zaowocowała redukcją zatrudnienia. Odnosiło się to zwłaszcza do osób o niskim i średnim poziomie kwalifikacji. Zwalniani mieli coraz większe trudności w znalezieniu nowych angażów. Wzrosły za to dochody korporacji i wykształconych pracowników, którzy byli już wcześniej dobrze opłacani. Korporacje z kolei, dzięki swoim wpływom zredukowały wysokość wpłacanego podatku dochodowego. Im większa i bardziej międzynarodowa działalność firmy, tym łatwiej jej kontrolować własność intelektualną w jurysdykcjach o niskich podatkach.
To, według „FP”, zrodziło dzisiejszy ruch oburzonych. Magazyn twierdzi, że obecna „dysfunkcja gospodarcza” i kontrola życia politycznego przez liderów korporacji spowodowały niezadowolenie polityczne i wzrost w siłę „populistów”. Ta sytuacja wymagać ma zmiany systemu gospodarczego i politycznego państwa. Tak jak kiedyś Roosevelt, Taft i Wilson opowiadali się za większą władzą rządu centralnego, tak i dziś potrzeba liderów, którzy „pomogą stworzyć wspólny dobrobyt” poprzez zwiększenie wydajności, tworzenie bardziej opłacanych miejsc pracy, a także znalezienie lepszych sposobów redystrybucji zysków powstałych dzięki nowym technologiom i globalizacji – uważa „Foreign Policy”.
Pismo postuluje konieczność wprowadzenia nowych ograniczeń antymonopolowych (zwłaszcza w odniesieniu do branży IT), ułatwienie dostępu rządu federalnego do dużych ilości danych, reformę edukacyjną i rozbudowę systemu socjalnego. Edukacja miałaby skupić się na zdobyciu „elastycznych umiejętności”, zwłaszcza w dziedzinie informatycznej. Młodzi ludzie mają być przygotowani do wykonywania wykwalifikowanej pracy za niższą płacę.
„FP” wskazuje na konieczność rozbudowy systemu socjalnego, który miałby skutecznie pomagać w przekwalifikowaniu i znalezieniu nowego zatrudnienia. „Ludzie muszą być lepiej przygotowani do ciężkiej pracy, bez względu na ich pochodzenie rodzinne i w celu pokonania wszelkiego rodzaju niepożądanych wstrząsów – od globalizacji, poprzez rozwój technologii lub mających inne źródła. Muszą mieć możliwość osiągnięcia tego bez nadmiernego uszczerbku dla ich rodzin” – czytamy.
Zamiast gwarantowanego dochodu, autorzy analizy proponują większą pomoc dla tych, którzy szukają nowej pracy, a także szkolenia on-line. Jednocześnie postulują całkowitą przebudowę systemu podatkowego: zniesienie ulg w podatku od inwestycji w automatyzację, obniżenie opodatkowania pracy i usunięcie wszystkich ulg z tytułu zakupu nowych maszyn itp., wreszcie ograniczenie offshoringu i outsourcingu.
Jednocześnie przekształceniom ekonomicznym ma towarzyszyć transformacja polityczna. „Pierwszym krokiem na rzecz wzmocnienia demokracji w Stanach Zjednoczonych byłoby zmniejszenie ilości pieniędzy w polityce” – czytamy. Magazyn proponuje reformę finansowania kampanii wyborczych. Sztuczna inteligencja i analityka danych miałyby zostać wykorzystane do śledzenia wszystkiego, co dzieje się w sferze politycznej, np. do monitorowania powiązań i zbyt częstych kontaktów polityków z określonymi sieciami osób. Nastąpiłaby kontrola ich wydatków finansowych itp. Wszyscy wybieralni politycy i ich rodziny musieliby zgodzić się na prawie całkowitą rezygnację z prywatności. Przewiduje się także zmianę granic okręgów wyborczych.
Jednak szczególnie uderza w opisywanym projekcie przyznanie jeszcze większych uprawnień środowisku sędziowskiemu i technokratom. Magazyn postuluje wprowadzenie kolejnej poprawki do konstytucji w celu zwiększenia niezależności sądownictwa i służby cywilnej, pozbawienia prezydenta możliwości mianowania sędziów (z wyjątkiem Sądu Najwyższego) oraz prokuratorów. Wzmocnieniu miałaby ulec władza urzędników służby cywilnej. Pismo przekonuje, że obecnie prezydent może nie tylko usunąć prokuratorów, którzy prowadzą sprawy wobec osób powiązanych z administracją, a istniejący proces nominacji politycznych często toruje drogę do tajnych ugód, porozumień z potężnymi ludźmi i organizacjami, na które przystają sędziowie. Dlatego „Foreign Policy” wskazuje, iż to samo środowisko sędziowskie i prokuratorskie powinno wyznaczać swoich nowych członków.
Pismo konkludując stwierdza, że dzisiaj, podobnie jak przed wieloma dziesięcioleciami, potrzeba progresywnego ruchu dla oczyszczenia polityki i gospodarki, ożywienia demokracji z wykorzystaniem wszystkich dostępnych środków.
Wszystko wskazuje na to, że inspirowane przez lewicę neomarksistowskie ruchy oburzonych wszczynających zamieszki, w połączeniu z lansowaną koncepcją „zrównoważonego rozwoju”, mają pomóc w przyspieszeniu wcześniej zaplanowanej lewicowej transformacji.
Źródło: foreignpolicy.com
Agnieszka Stelmach