Jedno z największych świąt w Kościele katolickim – Zesłania Ducha Świętego na apostołów – ma też swoje świeckie oblicze. Tradycje ludowe i wierzenia naszych pradziadów w wielu regionach Polski zachowały się do dziś w niezmienionej formie. Oto kilka z nich.
„Majenie”
Wesprzyj nas już teraz!
Do najstarszych, bo kilkusetletnich tradycji ludowych związanych z tym dniem, należy „majenie” ścian gospodarstw, stodół, wrót, czy płotów gałązkami brzozowymi oraz wyściełanie podłóg tatarakiem. W dawnej Polsce wierzono, że młoda zieleń, w której aż wrze od życiodajnych soków, przyniesie gospodarzom urodzaj w życiu, polu, poskutkuje obfitymi plonami.
Majenie, jako jedna z najwcześniejszych praktyk ludowych, od stuleci krytykowana i zwalczana przez Kościół, do dziś obecna jest w tradycji polskiej wsi. Krytykę zaś zawdzięcza swoim korzeniom, które dość głęboko tkwią w praktykach magicznych, będąc pokłosiem przedchrześcijańskich zabobonów.
Pierwszą poważną walkę z tym procederem Kościół podjął już w XVI wieku, a i świeccy władcy walczyli z nim od ekonomicznej strony – zakazem niszczenia drzew i roślin, czego pozostałości odnajdziemy w „Ustawach dla wsiów” księżnej Anny Jabłonowskiej z 1787 roku. Czytamy tam m.in.: „Majenia w Świątki jako rzeczy zakazanej od dworu bronić mają (plenipotenci), bo tam strata jest szkodą powszechną”.
Majeniu podlegało też bydło. Krowy w zielonych wieńcach na łbach, smagane zielonymi gałązkami przed wyjściem na pastwisko i okadzane święconymi ziołami, można było zobaczyć jeszcze w pierwszej połowie XX wieku. Te zabiegi miały chronić przed czarownicami, które – zdaniem ludu – wyjątkowo upodobały sobie mleko obcych krów.
Co ciekawe, współcześnie w Zielone Świątki również w kościołach znajdziemy dekoracje z brzozowych gałązek, umieszczanych tam w imię staropolskiej tradycji. Dodajmy, że od zwyczaju majenia na zielono domostw nazwę wzięła ludowa nazwa tego dnia – Zielone Świątki.
Palinocki i sobótki
Obie nazwy, stosowane zależnie od regionu, oznaczały to samo: wielkie ognisko rozpalane na wzgórzach i łąkach, podczas którego opalano zboże. W imię, oczywiście, urodzaju. Takiego zboża nie miały prawa zniszczyć ani wiatr, ani pożar, ani żadne inne klęski żywiołowe.
Ogniska palono nocą, a pasterze z płonącymi w dłoniach pochodniami najpierw obchodzili stada będące ich własnością, a następnie swoje pola, prosząc o urodzaj. Te z ogni, które rozpalano na pastwiskach, dawały przy okazji powód do świętowania i ucztowania.
Na takiej uczcie nie mogło zabraknąć kiełbasy i jajecznicy, tej ostatniej zwłaszcza ze względu na funkcję zielonoświątkowych jaj: ochronny przed czarami.
Praktyki takie również były zwalczane przez Kościół, który wydawał nawet ustawy synodalne, mające zlikwidować pozostałości pogaństwa. Do najsłynniejszych z ustaw należy ogłoszona przez synod krakowski w 1408 roku. Kościół starał się edukować lud za pomocą kazań wybitnych kaznodziei, a gdy to nie pomagało, straszyć ogniem piekielnym – co jednak pozostawało bez odzewu. Obyczaj palenia ognisk i ucztowania także przetrwał do pierwszej połowy XX wieku.
„Wyzwoliny”, tytuł króla i wołowe wesele
Zielone Świątki obfitowały dawniej w zabawy. Należały do nich m.in. wyzwoliny – kiedy poddawano pasterza-nowicjusza dość specyficznemu obrzędowi inauguracji pracy.
Młodego chłopaka traktowano smołą i wrzucano do pierza, docinano mu zarówno słownie, jak i witkami, ten zaś na koniec miał sprawiać starszym pasterzom nader obfity poczęstunek.
Starsi natomiast w wielu regionach Polski, ubiegali się w tym dniu o tytuł króla, a jeśli byli reprezentantami płci pięknej – królowej. Konkurs polegał na wyścigach – kto pierwszy doprowadzi bydło na pastwisko. Wygrani stanowili parę królewską, która mogła żądać od reszty sporządzenia im wspaniałej uczty, podczas której wszyscy razem świętowali do późnych godzin nocnych.
Do zielonoświątkowych zabaw należał tzw. roduś – wołowe wesele, ponoć jedna z ulubionych króla Zygmunta Starego z czasów młodości. Na takim weselu pięknie przybrany we wstęgi, białe płótna, wieńce i wstążki wół (albo też koń) prowadzony był przez pasterzy a wokół niego za nim i przed biegała z gałązkami rozkrzyczana młodzież.
Z wiejskimi zabawami Zielonych Świątek z czasem zaczęły łączyć się miejskie zwyczaje, nazywane majówkami – modne w XVIII wieku przejażdżki poza miasto, połączone z tańcami, karuzelami, huśtawkami i grami, w których prym wiodła Warszawa oraz Kraków.
Dodajmy, że Zielone Świątki obchodzimy jako święto ludowe od 1903 roku. Zostało ustanowione we Lwowie podczas Zgromadzenia Rady Naczelnej Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Magdalena Żuraw