„Można powiedzieć, że Platforma bardzo mocno zapracowała na obecny kryzys w jej sztandarowej komisji śledczej ds. Pegasusa”, pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Piotr Semka.
Publicysta zwraca uwagę, że cała sprawa Pegasusa jest póki co „aferą medialną”, a nie realną i opiera się przede wszystkim na mechanizmie „słowo przeciwko słowu”, a nie przedstawieniu twardych, sprawdzonych faktów i dowodów. Ponadto „złowieszczym Pegasusem”, którym PiS miał niszczyć ludzi (jak głoszą media popierające koalicję 13 grudnia) posługują się już ludzie Tomasza Siemoniaka i tym samym są zainteresowani, by nie ujawniano zbyt wielu faktów na temat zasad stosowania tej zaawansowanej techniki zdobywania informacji.
„Po trzecie wreszcie, do komisji Platforma skierowała wyjątkowo słabych graczy. Można się zastanawiać, kto wpadł na pomysł, by tym gremium kierowała Magdalena Sroka. Nie dość, że to była posłanka klubu Zjednoczonej Prawicy, to jeszcze postać niewybijająca się specjalnie z tłumu parlamentarzystów z tylnych ław. Sroka już została ośmieszona przez Jarosława Kaczyńskiego. (…) Na dodatek dość pyszałkowate przekonanie, że lider PiS da się łatwo wyprowadzić z równowagi, okazało się trafieniem kulą w płot. Takie asy PO, jak Marcin Bosacki czy Witold Zembaczyński, były pewne, że doprowadzą Naczelnika do furii. A same nie poradziły sobie nawet ze zbudowaniem konsekwentnej linii pytań”, podkreśla autor „My, Reakcja”.
Wesprzyj nas już teraz!
Coraz częściej słychać głosy, że Sroka ma być wycofana z kierowania komisją. „Pytanie tylko, czy ktoś z czołówki PO będzie chciał teraz przejąć wolny fotel po niej. Tym bardziej, że ani Siemoniak, ani Bodnar nie palą się do wspierania śledczych, to przewodnictwo komisji nie musi być okazją do błyszczenia”, podsumowuje Piotr Semka.
Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”
TG