O kontekście, znaczeniu oraz możliwych konsekwencjach motu proprio „Traditionis custodes” rozmawiali w Krakowie katoliccy publicyści – uczestnicy zorganizowanej przez Stowarzyszenie Polonia Christiana oraz SKCh im. Księdza Piotra Skargi. Konferencja zatytułowana „Dokąd zmierza Kościół? Papież Franciszek i Msza Wszechczasów” odbyła się w sali hotelu Miodosytnia.
– Kościół zmierza do Niebieskiej ojczyzny, tylko ostatnie lata pokazują, że nie jest to droga prosta – zaczął profesor Grzegorz Kucharczyk, historyk. – Meandry i zakręty, które obserwujemy, szczególnie w ostatnich latach, są rzeczywiście bardzo poważne i mogą u niektórych zachwiać wiarę w to, że Kościół zmierza do portu zbawienia – przyznał. Ocenił, że papieskie motu proprio o mylącym tytule Traditionis custodes („Strażnicy tradycji”) wpisuje się cały ciąg decyzji i dokumentów wskazujących na wspomniane meandry. Ich początkiem była podjęta 8 lat temu rewolucyjna decyzja Benedykta XVI o abdykacji. Później już mieliśmy do czynienia z jej konsekwencjami: postępującą w okresie obecnego pontyfikatu „banalizacją czy też desakralizacją tego, co – jak mówi Sobór Watykański II – jest źródłem i szczytem wiary Kościoła, czyli Eucharystii i kultu Najświętszego Sakramentu”. Został on, jak zauważył profesor, sprowadzony do rangi dodatku do dobrego samopoczucia ludzi żyjących w związkach niesakramentalnych (dzięki adhortacji Amoris laetitia) czy też międzywyznaniowych (niemiecka „droga synodalna”).
Obecny papież między innymi odciął się także od stanowiska swych poprzedników odnośnie dopuszczalności kary śmierci, zaaprobował podczas synodu amazońskiego pogański kult Pachamamy, zaś w okresie tak zwanej pandemii przyłączył się do globalnej polityki sanitaryzmu, której jedną z ofiar stała się znów należna cześć dla Najświętszego Sakramentu. – Jeśli zbierzemy to wszystko, otrzymamy coś, co nazywam „efektem Benciszka”. Bo nie byłoby Franciszka, gdyby nie decyzja Benedykta – stwierdził historyk.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak zauważył, uderzające w Mszę umownie nazywaną trydencką motu proprio w każdym przypadku przyniesie Kościołowi straty. Jeśli nie będzie stosowane, przyczyni się do podważenia autorytetu papieskiego. Gdy zaś zostanie wiernie wprowadzone w życie, przyniesie z kolei kolejną deprecjację kultu Bożego i czci dla Pana Jezusa ukrytego pod postacią Chleba. Odprawiana od pierwszych wieków Kościoła Msza stanowi bowiem owej czci wybitny i znakomity wyraz.
Redaktor Paweł Lisicki zwrócił uwagę na radykalne zerwanie, które przynosi Franciszkowe motu proprio. Uznaje ono zatwierdzoną przez Pawła VI i Jana Pawła II formułę odprawiania Mszy za „jedyny ryt rzymski”. – Mamy do czynienia ze zniknięciem rytu, który zawsze odpowiadał wierze katolickiej a który nie jest już traktowany jako ryt rzymski. Mamy też do czynienia ze sprzecznością względem tego, czego nauczał Benedykt XVI [który uznawał obydwa sposoby sprawowania liturgii za odpowiednie – red.] – zauważył publicysta.
Jak wskazał redaktor naczelny „Do Rzeczy”, poprzednikowi Franciszka zależało na podkreślaniu, że Kościół przed Vaticanum II i po nim jest ten sam, stąd podtrzymywana przez niego koncepcja tak zwanej hermeneutyki ciągłości dotyczącej nauczania w poprzednich wiekach oraz obecnie. Jej wyrazem było na przykład przekonanie, że obydwa równoprawne ryty przedstawiają tę samą wiarę i ten sam Kościół. – Jeśli papież Franciszek odrzuca to rozumienie i je przekreśla, to pozostajemy w bardzo osobliwej sytuacji. De facto, przynajmniej w sensie logicznym, papież Franciszek podpisał się pod tezami, które od lat 60. głosił zdecydowanie arcybiskup Marcel Lefebvre. Mówił on wyraźnie o tym, że sobór [watykański II] stanowił zerwanie ciągłości Kościoła oraz że Kościół posoborowy i Kościół przedsoborowy są dwoma różnymi Kościołami i trudno tutaj szukać jakiejś jedności – zauważył.
Paweł Lisicki zwrócił uwagę na list towarzyszący ostatniemu motu proprio. Franciszek pisze tam, że liturgia tradycyjna będzie mogła być sprawowana tylko do momentu, w którym kultywujący ją wierni zrozumieją, iż ta forma jest przestarzała i należy ją przezwyciężyć.
Dokąd zmierza Kościół? Papież Franciszek i Msza Wszechczasów
– To jak się modlimy oznacza, jak wierzymy. Jeśli katolicy przez kilkanaście poprzednich wieków modlili się w określony sposób, uznawany za normatywny, kanoniczny i właściwy, to jak to mogło się stać, że ten sposób – postrzegany wcześniej jako jedyny, powszechny, święty i wielki – nagle znika? W oparciu o co, o jaki autorytet ktoś mógł tego typu decyzję podjąć? – zastanawiał się redaktor.
– Kościół zmierza do synodalności, której Pan Bóg, Duch Święty oczekuje od Kościoła w trzecim tysiącleciu – odpowiedział na tytułowe pytanie konferencji Krystian Kratiuk, redaktor naczelny PCh24.pl. Powołał się w tych słowach na fragment jednego z dokumentów Franciszka. – W momencie gdy Kościół wchodzi na upragnioną przez Franciszka drogę synodalną, a zatem w momencie gdy już za chwilę we wszystkich parafiach, w każdej diecezji na świecie ma odbyć się proces synodalny, czyli zaproszenie wszystkich przez biskupów do dyskusji o tym, jak powinien wyglądać Kościół, papież niemal w rocznicę Summorum pontificum Benedykta XVI ucina dyskusję dotyczącą tradycyjnego rytu Mszy świętej. Akurat ta kwestia na drogę synodalną wejść nie może. Papież bardzo mocnym dekretem zarządził, że tutaj debaty nie ma – podkreślił publicysta.
– Wszystko zależy teraz od mądrości biskupów – mówił redaktor Kratiuk o możliwych konsekwencjach ogłoszenia Traditionis custodes . – Stawia się nas przed dylematem: czy być posłusznymi temu, co Kościół mówił przez całe wieki i temu, co – jak pisał Benedykt XVI – było święte dla poprzednich pokoleń i musi pozostać święte także dla nas, czy też posłusznymi dekretom zakazującym odprawiania starej Mszy.
– Doktryna katolicka nie jest pochodną prywatnego „widzimisię” osoby, która w danym momencie sprawuje władzę. Katolik jest osadzony w całej tradycji, jest w stanie zrozumieć tę tradycję, jej przekazy, nauczanie – podkreślił Paweł Lisicki.
Źródło: PCh24TV
RoM
Dokąd zmierza Kościół? Papież Franciszek i Msza Wszechczasów