Troska o planetę wcale nie musi mieć lewicowych konotacji. Co więcej, rozwiązania kryzysów ekologicznych nie przyniesie centralnie planowana kontrola światowej gospodarki. Brytyjski konserwatysta nie tylko punktuje współczesne szaleństwa ekologizmu, ale proponuje alternatywne rozwiązanie, całkowicie pomijane przez światowy mainstream.
Zmarły niedawno brytyjski myśliciel, sir Roger Scruton pozostawił po sobie bogate dziedzictwo konserwatywnego podejścia do wielu kluczowych problemów dzisiejszego świata. Wśród nich znajduje się kryzys ekologiczny i – często tragiczne – próby odpowiedzi na wynikające z niego zagrożenia. Wspominając wybitnego przedstawiciela konserwatywnej szkoły, przypominamy jego podejście do kwestii ochrony przyrody i globalnego ocieplenia.
Wesprzyj nas już teraz!
Centralnie planowany kryzys
Scruton, jako konserwatysta zdecydowanie sprzeciwia się oddawaniu tak kluczowych kwestii jak stosunek do zmian klimatu wyłącznie w ręce rządów państw, lub scentralizowanych instytucji międzynarodowych. Przekonuje, że podatne na lobbing, obarczone dużym marginesem błędu oraz polegające na etatyzmie i biurokracji rozwiązania rzadko osiągają zamierzony cel. Dodatkowo, im większe pole działania – a w przypadku agend ONZ, obejmujących swoim zasiągiem cały świat – tym większa podatność na wymienione czynniki.
Dlatego rozwiązanie tych kwestii powinno mieć charakter jak najbardziej zdecentralizowany i wolnorynkowy, gdzie problemy lokalne spotkają się z odpowiedziami wynikającymi z naturalnej zdolności do reakcji i samoregulacji. Dlatego Scruton wspiera powstawanie oddolnych inicjatyw obywatelskich, odpowiedniego podejścia w edukacji, ale co najważniejsze – domowe wychowanie bazujące na ojkofilii – „umiłowaniu domu”, w tym otaczającego naszą przestrzeń życiową środowiska naturalnego. Musi w tym pomóc umacnianie postaw patriotycznych i narodowych, tylko bowiem myślenie w kategoriach lokalnych pomoże skutecznie rozwiązywać nadużycia związane z dewastacją środowiska naturalnego. Suma takich działań da wynik w skali globalnej.
Tym samym postawy polegające na przerzucaniu odpowiedzialności na rządy; wymuszenia, strajki i pikiety, oraz postulaty stawiające problem klimatyczny w kategoriach internacjonalistycznych, w opinii Scrutona nie tylko oddalają od osiągnięcia zamierzonego celu, ale są wręcz przeciwskuteczne.
Lokalne ocieplenie
Klimat się ociepla i – abstrahując od stopnia odpowiedzialności za ten stan działalności przemysłowej człowieka (jeżeli w ogóle ma ona jakikolwiek istotny wpływ) – potrzebne są rozwiązania konieczne w adaptacji rodzaju ludzkiego do nowych warunków. A odpowiedzią na ten stan rzeczy powinny być działania lokalne.
Konserwatystę powinien charakteryzować sprzeciw wobec wszechobecnej centralizacji i aktywny powrót do społeczności lokalnych, których uprawnienia są konsekwentnie przejmowane przez centralną biurokrację – włączając w to także te, które zostały przejęte przez ponadnarodowe instytucje, takie jak Światowa Organizacja Handlu, Organizacja Narodów Zjednoczonych i Unia Europejska.
Za problem plastiku w oceanach w ponad 90 proc. odpowiada tylko 10 rzek; osiem z nich znajduje się w Azji, dwie w Afryce. Nie pomogą żadne ograniczenia używania słomek w Europie, dopóki najtańszym sposobem dla azjatyckiego rybaka na pozbycie się starej sieci jest wrzucenie jej do oceanu.
Podobnie pustynnienie pastwisk i pól uprawnych w Afryce Subsaharyjskiej; nawet przejście całej Europy na gospodarkę zeroemisyjną nie odwróci tego procesu. Farmerom w Etiopii czy Nigerii pomoże jedynie uprzemysłowienie rolnictwa polegające na innowacyjnym i bardziej efektywnym wykorzystaniu dostępnych warunków.
Solidarność
Chęć pomocy krajom rozwijającym się bezpośrednio wiąże się z ich rozwojem ekonomicznym. Solidarność nie powinna jednak polegać na bezmyślnym przekazywaniu dóbr do krajów trzeciego świata, w imię błędnie rozumianej globalnej „sprawiedliwości”. „Bicie się w piersi Zachodu i kolejne transfery do afrykańskich kleptokracji – pozostawi Ziemię w tym samym opłakanym stanie, w jakim jest ona dzisiaj” – przekonuje Scruton.
Jego zdaniem pewne ofiary powinny ponieść kraje będące największymi „trucicielami”, oraz wielkie korporacje. „Sprawiedliwe rozdzielenie nie oznacza równego rozdzielenia. Jest to rozdzielenie, które uznaje nierówną odpowiedzialność za szkody i niejednakową zdolność do ich naprawienia”. Zatem proponowane dotychczas przez międzynarodowe agendy rozwiązania nie zdadzą egzaminu; handel emisjami, promocja weganizmu czy rezygnacja z plastiku każą sądzić, że stoją za tym zgoła inne cele niż troska o planetę. Im bardziej rozwinięty kraj, tym większa troska o środowisko naturalne. Bez pomocy „z głową” i „na miejscu”, polegającej na wydźwignięciu z biedy nie uda się przezwyciężyć ekologicznego kryzysu.
Nie dla ekologistów
„Na lewicy przyjęła się tendencja, by mylić racjonalny interes własny, napędzający rynek, z chciwością będącą formą irracjonalnego ekscesu” – przekonuje Brytyjczyk. Dlatego w manifestach dzisiejszych liderów ruchów na rzecz walki ze zmianami klimatycznymi, wróg określany jest jako rynek, chciwość, konsumpcja i wzrost. Do tego dochodzi walka z patriarchatem, rasizmem, nierównościami społecznymi i wyzyskiem. Coraz częściej słyszmy, że „kapitalizm się skończył”, a jego miejsce ma zająć nowy system ekonomiczny oparty ma współpracy, samowystarczalności, dzieleniu się i gospodarności. Między wierszami czytamy, że chodzi wprost o likwidację gospodarki rynkowej i własności prywatnej.
„Gdy jednak zlikwidujesz gospodarkę rynkową, w rezultacie otrzymasz przedsiębiorstwa tak samo wielkie i tak samo niszczycielskie, a ponieważ znajdują się one w rękach rządu, zwykle nie są odpowiedzialne przed żadną suwerenną władzą, która mogłaby ograniczyć ich drapieżne praktyki” – przekonuje filozof oraz podaje przykłady ZSRR i PRL-u, gdzie dochodziło do znaczących dewastacji środowiska naturalnego bez ponoszenia za nie żadnej odpowiedzialności. Wszystko dlatego, że władza, sądownictwo i państwowe zakłady przemysłowe były sprzężone siecią zależności i grały do jednej bramki.
„Potrzebujemy wolnej przedsiębiorczości, ale potrzebujemy również rządów prawa, które ją regulują, a prawo musi nadążać za zagrożeniami” – podkreśla.
A już ogromnym błędem jest opieranie państwowych przepisów na podstawie lobbingu tzw. ekologicznych organizacji pozarządowych, takich jak Greenpeace, Friends of the Earth czy Earth First! (na polskim podwórku Otwarte Klatki i Fundacja Viva!) „właśnie dlatego, że wymykają się państwowej jurysdykcji i obciążeniom realistycznej polityki” i „szybko mogą stać się zagrożeniem dla systemu homeostatycznego, który powinny chronić”.
Sir Roger Scruton sprzeciwia się także postulowanemu przez wegańskich aktywistów przyznaniu praw zwierzętom. Jego zdaniem zwierzęta nie są w stanie być podmiotem obowiązków moralnych, więc nieuzasadnione jest także przyznanie im praw. Oskarża on zarazem filozofów takich jak Singer czy Francione o nienaukową antropomorfizację, oraz krytykuje filozofię utylitaryzmu, która pozwala uzasadnić niemal każde postępowanie.
Rozwiązanie konserwatysty
„Rozwiązanie konserwatywne jest bardziej sensowne, nawet jeśli mniej ambitne. Zamiast usiłować naprawiać problemy środowiskowe i społeczne na poziomie globalnym, konserwatyści pragną wzmocnić lokalną suwerenność w znanym sobie środowisku, którym zarządzają. Zakłada to uznanie prawa narodów do samostanowienia i obierania polityki, która współbrzmi z lokalnym zakorzenieniem i zwyczajami”. Takie podejście jednak nigdy nie przebije się do światowego mainstreamu. Wspieranie państw narodowych i wspólnot lokalnych, nie mówiąc o zwiększaniu prawa do samostanowienia to chyba ostatnie, na co zgodziły by się międzynarodowe agendy.
Piotr Relich