20 marca 2013

Ziemia Święta: tropem Jezusa z Nazaretu

(Golgota, fot. Jgritz / commons.wikimedia.org, licencja cc)

Spotkałem Jezusa, ale nie w sensie ludzkim, bardziej adekwatnym stwierdzeniem byłoby, że doświadczyłem jego obecności. Jednak nie wiązało się to pozornie z wyprawą do Ziemi Świętej, ale tylko pozornie, bo patrząc z perspektywy czasu, być może wcale Jego obecności bym nie dostrzegł, gdyby nie ta podróż.

 

W Tel Awiwie postawiłem pierwszy raz stopę na „Ziemi Obiecanej” jako świadomy katolik, osoba wierząca, takie przynajmniej miałem wyobrażenie o sobie samym. Myliłem się, może nie wiele, ale jednak się myliłem. Czy to, co nastąpiło później da się wiarygodnie opisać? Uprzedzam od razu, że nie, bo są takie chwile w życiu, kiedy brakuje adekwatnych słów, ale jednak spróbuję.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Widziałem Galileę, miejsca cudów dokonanych przez Naszego Pana Jezusa Chrystusa, sama obecność w tych miejscach dawała poczucie uczestnictwa w czymś niezwykłym, bo przecież właśnie w tych miejscach przed dwoma tysiącami lat działy się rzeczy niezwykłe. W Galilei, a nie w cieniu kościołów upamiętniających wydarzenia z życia Pana, najsilniej czułem, że kroczę po śladach jego ziemskiej ścieżki.

 

Jednym z najciekawszych momentów tej podróży była kąpiel, nie w wodach Jordanu, a w Morzu Galilejskim. Wynurzając głowę ponad taflę jeziora zobaczyłem, że otacza mnie tylko woda, przed sobą widziałem nieprzebrane trzciny a nad głową miałem bezchmurne niebo. Taki widok, czystej nieskazitelnej przyrody, rozpościerał się przed Jezusem i jego uczniami. To nie na tablicach pamiątkowych, a w przyrodzie najłatwiej było dostrzec ślady tego, co rozgrywało się w Galilei przed dwoma tysiącami lat. Czasem tylko chwile refleksji zakłócał przelatujący samolot przypominający o XXI wieku. Dla osoby niewierzącej to może nic nie znaczyć, dla wierzącego to obcowanie ze śladami obecności Syna Bożego.

 

Sierpniowe słoneczne popołudnie wydaje się czymś przyjemnym, ale kiedy kroczymy po ściernisku za plecami mając Rogi Hittin, a gdzieś na horyzoncie z trudem dostrzegamy Jezioro Tyberiadzkie, dalecy jesteśmy od odczuwania przyjemności, tym bardziej, że zapas wody nam się szybko kończył. Zaledwie kilkadziesiąt minut w upale bez kropli wody sprawiał dyskomfort, a co mogli czuć krzyżowcy tocząc w tym miejscu śmiertelny bój, ubrani z ciężkie zbroje? Jak silna musiała być ich wiara, że godzili się ryzykować życie i znosili trudy nieporównywalne z tym, co odczuwało kilku Polaków kroczących po tej ziemi w 2012 roku? A przecież jeszcze wcześniej po tej ziemi nauczając stąpał Jezus Chrystus.

 

Kiedy szuka się śladów Chrystusa nie sposób nie być w Jerozolimie. Paradoksalnie jednak o ziemskie ślady Jego obecności w tym mieście jest niezmiernie trudno, Jerozolima po Męce Pańskiej została zburzona i kilkakrotnie przebudowywana przez zmieniających się zarządców miasta. Ale przecież nie kamień, którego dotknął Jezus jest najważniejszy. Chociaż, jak dobrze poszukamy, to jest i szansa na takie miejsca natrafić.

 

Istotą pielgrzymki jest to, czego doświadcza dusza. A Jerozolima gwarantuje nam doznania dla wszystkich zmysłów i ducha. Opisywałem już smutny obraz miejsca, gdzie dokonał się największy cud, czyli Grób Pański, smutny przez ciągłe przepychanki towarzyszące temu szczególnemu miejscu. Ale chrześcijańskiego ducha możemy znaleźć nie tylko wśród zabytków, ale i na ulicy. Wejdźmy do sklepów prowadzonych przez chrześcijan i porozmawiajmy z nimi, o ich problemach związanych z obecnością w miejscu, gdzie ścierają się ze sobą różne religie. Zwróćmy też uwagę na krzyże, których nie ukrywają, które mają być świadectwem ich wiary w środowisku zdominowanym przez muzułmanów i żydów.

 

Na ulicy znajdziemy też najpiękniejszą w sensie duchowym Drogę Krzyżową. Historycy za chwilę wytłumaczą nam, że to tylko Droga umowna, że te kamienie raczej nie były świadkami Męki Pańskiej, że Jerozolima sprzed dwóch tysięcy lat śpi od wieków gdzieś na głębokości 18 metrów. Znawcy sztuki podadzą nam spis Dróg Krzyżowych z całego świata, ozdobionych przepięknymi obrazami i rzeźbami. Jednak nic nie zastąpi nam Drogi na jerozolimskiej ulicy, wśród kupieckich straganów. Kupcy na Drodze Krzyżowej to świętokradztwo, ktoś zawoła! Nie patrzę na to w ten sposób, to raczej namiastka tego, co działo się dwa tysiące lat temu.

 

Opis nie oddaje tego, ale uczestnictwo w takim przeżyciu, to silny zastrzyk energii dla osoby wierzącej, zastrzyk, który z pewnością umocni naszą wiarę. Świat zaczyna się postrzegać inaczej po takiej podróży. Trudno wskazać, konkretną przyczynę, ale jednak tak było w moim przypadku i życzę, aby tak również się stało w przypadku czytelników.

 

Na koniec zostawiłem najistotniejsze: pobyt w Ziemi Świętej sprawił, że zacząłem wyraźniej dostrzegać pewne drobne wydarzenia, które choć niepozornie błahe, rzutują na moje życie. Dlaczego? Nie pytajcie, po prostu tak się stało. Kiedy pakowałem się przed powrotem do Polski, spotkałem osobę, z którą prowadzę już kolejny miesiąc rozmowy za pośrednictwem Internetu. Wyruszyłbym kilkadziesiąt minut wcześniej, lub ona przybyłaby trochę później i nigdy byśmy się nie spotkali.

 

Niedawno odebrałem smsa z podziękowaniem, za to, że kilka lat temu pomogłem nagłośnić akcję zbierania krwi dla chorego chłopca, w którym znajdowała się również informacja, że maluch właśnie wygrał z białaczką. Widziałem radość dziecka otwierającego prezent otrzymany od nieznanej jemu osoby w ramach akcji Szlachetna Paczka, a chwilę później, kiedy przez telefon relacjonowałem darczyńcy pobyt u obdarowanej rodziny, słyszałem wzruszenie w głosie Pani Kasi, która tak bardzo się starała, aby obcej rodzinie uprzyjemnić święta.

 

Kiedy dobro powraca jako dobra nowina i dobre słowo, kiedy ludzie wpadają przypadkiem na siebie w obcym kraju i powstaje z tego – można by powiedzieć transoceaniczna – znajomość, kiedy człowiek pomaga bliźniemu, myślę, że w takich chwilach Chrystus jest tuż obok. Nasze życie pełne jest takich chwil, musimy je tylko nauczyć się dostrzegać, a ujrzymy również ślady naszego Pana Jezusa Chrystusa. Nawet jeśli nie otaczają nas piaski Ziemi Świętej tylko zaśnieżone polskie ulice w marcu 2013 roku.

Łukasz Bardziński

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 300 955 zł cel: 300 000 zł
100%
wybierz kwotę:
Wspieram