Informacja o zagrożeniu bezpieczeństwa prezydenta RP pojawiła się na początku marca br., ale służby nic z nią nie zrobiły. Niepokój pojawił się dopiero po wypadku prezydenckiej limuzyny na autostradzie A4. Czy możliwe jest, by tego rodzaju ostrzeżenia zostały bagatelizowane? – pyta „Fakt”.
Według ustaleń dziennika „Fakt”, 2 marca br. mówiący po niemiecku mężczyzna zadzwonił do Kancelarii Prezydenta i poinformował, że pewna grupa ludzi planuje atak na prezydenta Dudę. Nie wiadomo co urzędnicy zrobili z tą informacją, jednak Biuro Ochrony Rządu potwierdziło, że taki sygnał wpłynął, ale dopiero w dniu wypadku prezydenckiej limuzyny (4 marca) i podjęto wtedy kroki i działania profilaktyczne.
Wesprzyj nas już teraz!
Specjalnych działań nie podjęły inne służby. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego informacją o planowanym zamachu zajęła się dopiero 8 marca. BOR miało przekazać sygnał w tej sprawie dwa dni wcześniej. Czy możliwe jest zatem, że służby zlekceważyły ostrzeżenie?
Jak napisał dziennik, pytań o bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie jest wiele, a odpowiedzi brak. Dziś wiadomo jedynie tyle, że odebrane ostrzeżenie nie miało nic wspólnego z wypadkiem na A4. Niemniej już sam fakt dopuszczenia do zamontowania w prezydenckiej limuzynie zużytej opony prowadzi do przerażających konkluzji.
Źródło: fakt.pl
MA